Rozdział 22

94 9 0
                                    

Raven POV

Siedziałam oparta o Vex'a, zbierając jakoś myśli do kupy. Za kilka minut przyjdzie Kai. Nie wiem ja mu to powiem. Nie czuję się na siłach, nie mam ochoty na nic. Nadal nie wierzę w to, że opętał mnie cień. Że w ogóle coś takiego miało miejsce, jak ja mogłam się nie domyślić? Wzrósł we mnie gniew. To przez Tarrak'a, on skrzywdził Kai'a, Vex'a oraz mnie i będzie dalej krzywdził, ale wszystkich. Wyrządził wiele złego, ten dupek... Jego wina, cień... Zacisnęłam ręce w pięści, kilka łez spłynęło po moich policzkach. Te koszmary, rodzice...

Wzięłam głęboki wdech i wydech. Spokojnie, już spokojnie, Raven. Pierw wyzdrowieć, potem atak na Tarrak'a. Chodź bym musiała sama stanąć z nim do walki, podejmę się tego. Nie mam zamiaru znów przechodzić tego piekła, nie chcę i nie mogę do tego dopuścić. Nie będę stać bezczynnie i przyglądać się kolejnemu cierpieniu moich bliskich czy mnie. Nie ma mowy. Muszę to zakończyć raz na zawsze. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, moje serce zaczęło szybciej bić. Wszystko będzie dobrze. Kai zaniósł jakieś reklamówki do kuchni, po czym usiadł obok mnie.

- Jak się spało? - Wtulił się we mnie.

- Dobrze, choć brakowało mi ciebie.

- Mam nadzieję, że zjadłaś pizzę - powiedział opiekuńczo.

- Tylko trochę, bo całej nawet na siłę nie zjem - sapnęłam.

- Ale obiad zjesz w całości, bo nie możesz wyglądać jak kupa kości.

- Seksownych kości - uśmiechnęłam się głupio.

- I tak ciebie utuczę, nie możesz wyglądać jakbyśmy cię głodzili.

- Powodzenia - burknęłam.

- Nie marudź. A jak tam śledztwo? - Lekko przeraziłam się na jego pytanie.

- No... Ten... Będzie trudno... Nie wiem od czego zacząć... - Wzięłam głęboki wdech. - Opętał... Opętał, mnie cień, nasłany przez Tarrak'a, a Vex wie gdzie ten dupek się znajduję - powiedziałam ściszonym głosem.

- Nie - odparł krótko.

- Co nie? - Spytałam zaskoczona.

- Nawet nie myśl by do niego iść. Gdybyś była zdrowa to też byś nie mogła tego zrobić - powiedział stanowczym głosem.

- Ale przydałaby się wam moja pomoc - powiedziałam z wyrzutem.

- Nie rozumiesz. Nie chcę, aby ciebie skrzywdził. Męczymy się z nim od trzech lat, wiesz czemu? Jest silny i sprytny, nawet bardzo. Raz go zlekceważyliśmy i o mało co nie skończyło się to tragedią. Nie to, że ci nie ufam, ale działasz zbyt impulsywnie. Coś jak ja, ale bardziej. Nie chcę, aby przez twoją lekkomyślność stała ci się krzywda. Martwię się o ciebie. Jeśli będzie trzeba to przykuję cię do łóżka i nie jest to groźba lecz tylko ostrzeżenie - powiedział śmiertelnie poważnie.

- Wiesz, że i tak to zrobię? - Uśmiechnęłam się dumnie.

- Spokojnie, zadbam o to, aby się tak nie stało - lekko uśmiechnął się.

- Kai dlaczego... - przerwał mi szatyn.

- Jesteś dla mnie bardzo ważna, a do tego jesteś ranna. Naprawdę chcesz na własne życzenie dalej cierpieć. Kręci cię to? - Spojrzał na mnie zmartwiony.

- Nie, ale nie umiem inaczej. Zawsze ciągnęło mnie do kłopotów. Musisz się do tego przyzwyczaić - odparłam bezuczuciowo.

- Zmienię to księżniczko, zadbam o to. Nie będę stał i patrzył jak niszczysz samą siebie.

"Mały" Problem ~ L NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz