Rozdział 21

90 12 8
                                    

Raven POV

Kai pomógł mi zmienić bandaż i przebrał mnie, chodź tego nie chciałam, a nawet protestowałam. Bardzo chciałam walnąć go w krocze, ale coś nie wyszło. Chwilę po tym zapytał mnie czy możemy przejechać się gdzieś na moim motorze. Zgodziłam się i tak od tej pory mam zawiązane oczy i czekam, aż dojedziemy na miejsce. Minęło może z pięć minut, a wydaje mi się jakby była to cała wieczność. Tak, bywam niecierpliwa. Czasem za bardzo.

- Długo jeszcze? - Jęknęłam.

- Nie, jesteśmy prawie na miejscu, znaczy już jesteśmy na miejscu.

- To mogę zdjąć już opaskę? - Zapytałam z ciekawości.

- Nie - przeciągnął ostatnią literę.

Złapał mnie za rękę i pomógł mi zejść z jednośladu, po czym zaczęliśmy gdzieś iść. Co on kombinuje? Mogłabym się dowiedzieć dzięki mocy, ale nie. Poczekam, tylko mam nadzieję, że nie popełniłam błędu. Przecież nie zrzuci mnie z urwiska, nie? Mam taką nadzieję. Stanęliśmy, poczułam jak szatyn rozwiązuje mi przepaskę. Mój wzrok powoli przyzwyczajał się do lekkiego światła zachodzącego słońca. Ciszę przerwał ciepły i myły głos Kai'a.

- Na tej polanie zdarzyło się bardzo wiele. To tutaj ocaliłaś mi życie, zmieniłaś mój światopogląd, rozpłakałem się wtulając się w ciebie i wiele innych rzeczy. Dzięki tobie jestem tu teraz i mogę, wręcz muszę ci podziękować. Bo nie wiem kim bym był, gdyby nie ty i twoje śliczne oczy. Starałem się, abyś tą chwilę zapamiętała na bardzo długi czas.

Oniemiałam z wrażenia. Ognisko i płomienie tworzące swoiste ogrodzenie, koc, przekąski i tajemniczy kosz. Kai włączył "OneRepublic - Apologize" w rytm melodii zaczęły tańczyć języki ognia oraz sam szatyn. Przed oczyma mignął mi obraz przedstawienia ze szkoły podstawowej. Wtedy Jeż tańczył, w stroju kowboja, jako jedyny chłopak z jego rocznika. Bardzo ładny widok, ogień współgrał z tańcem szatyna. Jego ciało wykonywało niesamowite ruchy, byłam zachwycona tym widowiskiem. Na samym końcu ogień stworzył serca mieniące się różnymi kolorami. Wzruszyłam się, Kai po chwili podszedł do mnie i przytulił mnie ze łzami w oczach.

- Podobało się? - Spojrzał mi prosto w oczy.

- Bardzo, kocham cię, głupku - wtuliłam się bardziej w chłopaka.

- Ja ciebie bardziej, kochanie - cmoknął mnie w policzek. - Czas na mały prezent. Na moje ostatnie urodziny, te przed moim zniknięciem. Dostałem od ciebie pewien rysunek, zgadnij jaki to ma związek z tym małym prezentem?

- Narysowałeś coś? - Uśmiechnęłam się.

- Chyba bym zdurniał - zaśmiał się. - Przecież wiesz, że moje patyczaki nie dorównują twoim pięknym sylwetkom ludzi. Nie będę trzymał cię długo w niepewności - uśmiechnął się zadziornie.

Szatyn podszedł do kosza i wyciągnął dwie koszulki, z przodu mój rysunek, a z tyłu napis na białej Queen, a na czarnej King. Wyglądało to prześlicznie. Idealnie dopasował sobie napisy. Zrobiłam się strasznie czerwona.

- Jesteś idiotą, wiesz? - Zaśmiałam się.

- Mam rozumieć, że się podoba?

- Bardzo - uśmiechnęłam się. - Napisy są po to, abyś dowartościował swoje ego?

- Ależ oczywiście, że tak. Załóż ją - mruknął seksownie.

- Ty też masz to zrobić - rozkazałam mu, po czym wzięłam koszulkę od chłopaka.

"Mały" Problem ~ L NOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz