Rozdział IV

320 13 1
                                    

Pod koniec wakacji wyjechałam na tygodniowy obóz. Jeździłam tam co roku, z Mateuszem układało mi się wspaniale. Nie brakowało mi mojej „przyjaciółki". Weszłam w towarzystwo mojego chłopaka tam znalazłam wielu przyjaciół którzy mimo krótkiego czasu pomagali mi w drobnych sprawach. Nie lubiłam w nich tego samego co w nim, ale nie przeszkadzało mi to na tyle by z nich zrezygnować. Nie miałam najmniejszej ochoty nikogo wyciągać z tego to była ich sprawa. Dzień przed moim wyjazdem widziałam się z nim sam na sam. Przyszedł do mnie pod obecnością moich rodziców. Nie przeszkadzało mu to. Był to wspaniały czas. Przyszedł i od razu przywitał się z moimi rodzicami. Byłam zawstydzona ponieważ moi rodzice nie miewali odwiedzin takiego rodzaju, preferowałam raczej wychodzenie poza dom i towarzystwo koleżanek niż kolegów. Kazali nam siedzieć przy otwartych drzwiach jakby nie wiadomo co mieliśmy zrobić. Cały ten czas siedzieliśmy przytuleni do siebie. Czułam jego bliskość i ogromną ilość perfum, aż kichnęłam. Czułam w tym dniu coś zarówno niezwykłego jak i smutnego. Nie wiedziałam dlaczego, znieważyłam ten fakt i uznałam, że to zwykłe przeczucie. Po moim powrocie z obozu rozpoczął się rok szkolny. Mateusz pisał rzadziej, nie spotykaliśmy się. Okazało się, że widziałam go wtedy ostatni raz kiedy mnie kochał.. Na rozpoczęciu roku szkolnego rozglądałam się za nim, nie było go. Codziennie chodziłam smutna, przygnębiona. „To minie" mówili. Nie słuchałam, kochałam go jak nikt nigdy go nie pokocha. Zaczęły mijać dni, tygodnie. Walczyłam o niego , pisałam, dzwoniłam. Zaprzyjaźniłam się z jego najlepszym przyjacielem Rafałem. Spotkałam się z nim któregoś dnia na studni i gadaliśmy jak przyjaciele którzy znali się od lat, lubiłam to. Powiedział, że jedzie do kolegi to stwierdziłam, że go odprowadzę ponieważ nie mam nic ciekawszego do robienia. Kilometr od domu naszego kolegi Rafałowi zaczął dzwonić telefon. Pewnie Doman dzwoni zapytać gdzie jest. Mateusz! Moje serce zaczęło przeżywać zawał. Mati zapytał z kim jest, Rafał powiedział że ze mną a ten w odpowiedzi powiedział, abym też przyjechała. Rafał spojrzał na mnie, widział mój ból i strach w oczach. Od razu zaprzeczyłam i powiedziałam, że nigdzie nie idę. Byliśmy już nie daleko, chciałam przyspieszyć i pojechać nad wodospad jednak Rafał w ostatniej chwili złapał mój rower za kierownik i skręcił do Domana. Chciałam płakać, a on mówił że to dla mnie szansa. Zobaczyłam Mateusza, szybko zrobiłam zwrot do tyłu. Poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Poleciały mi łzy i odwróciłam się. To on. Nie wiedziałam co mam zrobić, przytulił mnie a ja go odepchnęłam. Miałam ochotę wybiec i zakopać się pod ziemie tak, aby nikt nigdy mnie już nie znalazł a wszyscy zapomnieli o moim istnieniu. Uspokoiłam się, stał za mną. Zapytałam czy jest sens jeszcze rozmawiać jeżeli mnie już nie kocha. Nie otrzymałam odpowiedzi. Odwróciłam się.

- Dostanę tą cholerną odpowiedź?! - krzyknęłam czując jak moje gardło się zaciska na znak smutku
- Nigdy nie powiedziałem, że Cię nie kocham - odpowiedział ze spokojem w głosie
- Tego nie trzeba mówić! Miłość się pokazuje przez gesty, a nie przez mowę. Między innymi dlatego Cię tak kochałam! - poczułam lekkie uczucie w sercu i wycieńczenie w głosie
- Kocham Cię

Nie wiedziałam co mam zrobić, wiedziałam co jest prawdą. Wiedziałam, że mnie nie kocha. Próbowałam wziąć rower i wybiec jednak mnie zatrzymywał. Znałam już takie bajki wolałam obejść się bez większych ran i zapomnieć. Nie dawał za wygraną. Zaczęłam robić sobie nadzieje. W końcu wysłuchałam go i usłyszałam jego wytłumaczenie „Potrzebuję czasu". Dobra, spoko no okej tylko na co ty chcesz mieć ten cholerny czas?! Co miałam powiedzieć? Mówił mi, że mnie kocha i takie brednie, ale potrzebuje czasu. Chce od tego wszystkiego odpocząć. Kochałam go, potrzebowałam jego obecności. Mimo poprzednich przemyśleń miałam nadzieję, że będzie jak dawniej. Codzienne spotkania , będzie mnie odprowadzał, pisał. Znowu mijały dni, telefon nie wibrował. Pogrążałam się, wchodziłam w dziwny stan. Pewnego wieczoru ponownie usiadłam na oknie, wiatr był już dość chłodny, jednak nie zbyt zimny aby nie można było długo siedzieć. Spojrzałam do góry, nie zobaczyłam gwiazd, zwróciłam wzrok na las i wyciągnęłam nogi w dół. Poczułam chłód przeszywający moje stopy od dachu, las był smutny. Drzewa już się nie kołysały, nie miałam ochoty tam przychodzić. Latarnia która stała przed naszym domu dawała jasno pomarańczowe światło co dodawało mojemu widokowi jeszcze większą rozpacz. Modliłam się, błagałam Boga by wrócił, by było tak samo. Bez skutku. Miesiąc później. Czy to już październik? Tak to on. Usiadłam w nocy, gdy już wszyscy spali na łóżku. Nie mogłam wytrzymać codzienne płakanie, ciągły smutek i ból przeszywający moją duszę. Chcę jakoś sobie ulżyć. Naciskam guzik w telefonie by włączyć ekran. Przejeżdżam palcem by go odblokować i wpisuje hasło. Na środku wyszukiwarka wpisuje hasło: Co zrobić by sobie ulżyć w stanie smutku? Wchodzę w pierwszy link i czytam: Weź temperówkę odkręć ostrze i się nim potnij, mi ulżyło, dużo osobom to pomaga. Pomyślałam sobie. Czy to boli? Czy to naprawdę działa? Chwila, miałam dość chciałam o nim zapomnieć jednocześnie nigdy o nim nie zapominając. Miałam dziesiątki temperówek wzięłam pierwszą z brzegu, której ani razu nie użyłam i paznokciem próbowałam odkręcić śrubkę. Czułam wielki ból i rozpacz. Mojej przyjaciółki nie będę tym zamęczać. Sukces! Odkręcona, teraz tylko jak.. Wzięłam ją ostrzem do dołu szybko wyciągając lewą rękę przejeżdżając nią mocno i szybko po skórze. Jak to boli! Upuściłam ją i szybko złapałam się za rękę. Wyglądała jakbym wpadła w krzaki. Krew, muszę coś zrobić. Stop! Czuję ulgę, usiadłam i patrzyłam jak moje ramy krwawią. Gdy było po wszystkim wzięłam chusteczkę powycierałam a otrze schowałam pod kredkami w szafce. Tego było mi trzeba. Usiadłam na oknie i myślałam. Tak będę się odstresowywać, to dało mi ulgę. Czym jest ulga? To stan w którym po pełnym napięciu poczułam się odprężona. Idę spać, na dziś wystarczy mi tyle atrakcji.

Robiłam to codziennie, czułam się po dwóch miesiącach jakbym była w uzależnieniu które zobaczyłam tak naprawdę z czasem.

***

Czas świąt, to chyba nie czas dla mnie. Nie w tym roku, w sumie to już nie te święta 4 rok z rzędu. Chce, żeby moja rodzina się pogodziła, abyśmy nie jeździli co roku tylko do rodziny od strony taty ale i mamy! Tęsknię za nimi, tęsknię za moją siostrą, ale ile ja mam lat aby móc coś zmienić. Czy kiedyś będę miała coś do powiedzenia w tej sprawie?! Przyjechała do nas rodzina z Niemiec, znowu od mamy strony. Cieszę się nie widuje ich przecież na co dzień ale przecież to nie są oni. Poza tym mój stan psychiczny. Czułam się jakby coś od środka mnie zżerało, powoli i boleśnie. Codzienne czynności, wszystko sprawiało mi ogromne trudności, najchętniej nie wyszłabym z łóżka nie musiałam nawet jeść nie potrzebowałam tego. Jest rodzina muszę udawać, będę zgrywać pozory jak codziennie udawało mi się to przy rodzicach. Przyklejam uśmiech na twarz i idę z nimi porozmawiać przy stole tak jak zawsze to robiliśmy, lubiliśmy tam siedzieć. Sprawiło mi to przyjemność, oderwałam się na chwile od Internetu pełnego głupstw i wszystkiego co mogło mi cokolwiek utrudniać życie. Nie musiałam nic jeść tylko siedziałam i odzywałam się raz na jakiś czas. Nigdy nie czułam się senna, to już nie te czasy mówiłam sobie. Nie dość, że psychicznie mnie coś zabijało to fizycznie również wyglądałam źle! Doły i wysuszone oczy które dzisiaj tak pięknie wyglądają, widać w nich blask. Pocięte ręce, uda, brzuch i ramiona. Schudłam. Nie mogłam sobie nic zarzucić, nie przeszkadzało mi to, ciągły smutek, ciągłe wizyty u szkolnego psychologa wielkie podejrzenia, że popełnię samobójstwo. A co oni do jasnej cholery mogą wiedzieć?! Jak będę miała dość to to zrobię ale nikomu o tym nie będę mówiła. Nie potrzebowałam pomocy! Nie potrzebuje przyjaciół, rodziny. Sama sobie będę żyć, nie mam ochoty na nikogo patrzeć, ludzie tylko mnie niszczą. Miłość? Słyszałam coś o tym, to chyba zabija. Nie chce już nic. Chce iść do dziadka, do babci. Chce ich poznać. Może w końcu dowiem się czy opowieści o jej tacie były prawdziwe. Niech te święta już miną. Jeszcze tylko sylwester.

***

Namawiałam rodziców, żebyśmy gdzieś poszli ale nie chcieli. Byłam w domu, przed telewizorem jak zawsze wspaniały sylwester z Polsatem.

00:00 2016 rok

Opijanie nowego roku szampanem z rodzicami, to nie tak miałam spędzić ten dzień. Wypiłam chyba pół litra tego. Czułam się trochę pijana. Myśli samobójcze nie dają mi spokoju już od czterech miesięcy. Sześć nieudanych prób samobójczych. Żyletka w dłoń. Jedna kreska, druga, trzecia.. Krew wylewa się na moją pościel, to już nie jest jedwabista biel a głęboka czerwień. Dało mi to ulgę ale chce więcej, telefon dzwoni. Mój „chłopak".

- Co ty robisz?!
- Nic? Leże?
- Tylko coś Ci z ręki leci

Rozłączyłam się, skąd może to wiedzieć? Przeczucie? Nie ważne. Kolejna kreska. Szlag! Złamała się. Wyjęłam ją zabandażowałam i poszłam spać. Ktoś mnie budzi. Mama? Co ona tu robi?! Kazała mi zdjąć bluzę. Ręka w bandażu, był on już stary, brudny w krwi. Sama go zdjęła, widziałam łzy w jej oczach a ja się uśmiechnęłam i powiedziałam, ze nie chce już żyć. Nie chce już chodzić po tym cholernym świecie! Poszła po jakieś środki odkażające i mi to przemyła, poszła ze mną spać. Byłam zła nie chciałam, żeby się dowiedziała. Zapewne tata też już wiedział, niech to szlag trafi!

Za 4 dni do szkoły, nie chce tam wracać. Od myślenia, że zobaczę tych wszystkich fałszywych ludzi robiło mi się dosłownie słabo. Nigdy nie chodziłam na wagary i wolałam, aby tak zostało więc rano wstałam i zeszłam na dół. Dom był wielki dużo przestrzeni więc od razu ujrzałam tatę siedzącego na pomarańczowej już zniszczonej kanapie z uśmiechem na twarzy który pojawił się gdy mnie zobaczył. Wysiliłam się i odwzajemniłam go mimo, że zdawałam sobie sprawę jak bardzo był tym zawiedziony ponieważ wszyscy myśleli o mnie jak o zdrowej młodej dziewczynie która nie wie czym jest życie a tak naprawdę to był dopiero początek. Wspólnie zjedliśmy śniadanie tak jak zawsze w weekendy gdy byliśmy razem. Oprócz mojego brata, jego nigdy nie było w domu. Jednak nie było się co dziwić, był dorosły też bym nie chciała spędzić tak wspaniale sylwestra jak zrobiłam to ja. On zapewne o niczym nie wiedział z resztą jak zawsze bo po co interesować się młodszą siostrzyczką. Sebastian był kimś bardzo ważnym w moim życiu, jednak bez wzajemności. Nigdy nie mogłam i nie będę mogła się z tym pogodzić ponieważ to było jak w nieodwzajemnionej miłości. Ciężko stać się tak obojętnym na kogoś tak jak ktoś jest obojętny na Ciebie.

JԱ��<�

stronger than youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz