Rozdział XIV

187 6 1
                                    

Dwa tygodnie później

Znałam się już praktycznie ze wszystkimi. Wszyscy mnie polubili co mnie zdziwiło. Mimo tego że w szkole i poza nią byłam chyba lubiana. Przynajmniej tak mi się wydawało oczywiście do czasu. Justyna a była w związku z Kamilem już rok. Do każdej z dziewczyn napisałam list. Zawsze pisałam gdy chciałam komuś przekazać coś ważnego i pokazać komuś, że jest dla mnie ważny ponieważ specjalnie poświęcam czas na to aby to napisać wkładam w to jak najwięcej emocji. Jestem wobec odbiorcy szczera na tyle ile potrafię.

Weszłam do pokoju Justyny i widziałam jak rozmawia przez telefon i płacze. Siedziała do mnie tyłem sama, w ciemnym pokoju. Rozmawiała z Kamilem. Wiedziałam to. Usłyszałam jak mówi do słuchawki ciche kocham Cię i rozłącza się. Wpadła w głęboki szloch przez co poczułam jedną łzę która mimowolnie spłynęła po moim policzku. Nie lubiłam gdy ktoś płacze. Nie ważne czy był dla mnie ważny czy nie. Nie obchodziło mnie kto. Poprostu nigdy nie chciałam by ktokolwiek cierpiał. Nigdy. Cicho podbiegłam do niej od tyłu i przytuliłam najmocniej jak mogłam. Starałam się dać jej w tym uścisku jak najwięcej uczuć. Chciałam dać jej miłość której nigdy nie otrzymała. Nikt kto tu był nie miał rodziny która rzeczywiście go kochała. Dobra była jedna dziewczyna do której rodzice jechali 1000 kilometrów by posiedzieć z nią godzinę. Śmiali się z nią, płakali martwili się szczerze a nie sztucznie. Chciałam żeby poczuła się kochana. Nie kochałam jej miłością prawdziwą taka jak darzy się najczęściej płeć przeciwną. Kochałam ją jak starszą siostrę. Wszyscy tam byliśmy jedną dużą rodziną która mimo wszystko zawsze się wspierała a nikt nigdy nie siedział sam smutny. Nigdy. Przytuliłam ją a ona nawet nie drgnęła tylko wpadła w jeszcze większy szloch. Nie puściłam jej. Wiedziałam, że tego potrzebuje. Ciepła, miłości. Po dziesięciu minutach czułam jak odwraca się do mnie i odwzajemnia mój szczelny uścisk. Z jej czerwonych ust wydała ledwo słyszalne dziękuję Ola. Przytuliłam ją jeszcze mocniej na co się uśmiechnęła. Zaczęłam ją głaskać po plecach uspokajając ją ciągle. W końcu puściłam ją i wzięłam jej malutka twarz w swoje drobne łapki. Widziałam przekrwione, zaplakane, sine i zmęczone oczy. Nie był to widok nadzywczajny ponieważ ja wyglądałam tak codziennie jednak teraz liczyła się ona. Jej łzy spływały już mimowolnie. Nie szlochała, nie zatrzymywała ich. Wzięłam rękaw bluzy i wycierałam je. Złapała w końcu za niego i kazała mi przestać. Zrobiłam jak kazała a na jej twarzy ukazał się uśmiech. Od razu go odwzajemnilam. Kochałam jej twarz gdy była szczęśliwa. Uwielbiałam ludzi którzy byli szczęśliwi. Siedziałam z Justyna tak do północy. Mimo, że leżałam pod jej łóżkiem to rozmawilysmy cały czas a na moim posłaniu w innym pokoju Ola była tak miła, że ułożyła kołdrę by wyglądało na kamerach jakbym spała. Gdy wiedziałam, że nic sobie nie zrobi i jest o wiele lepiej wstałam z podłogi. Złapałam za jej dłoń i przejechałam palcem wskazującym po bliznach.
Nienawidziłam tego, że ktoś się okalecza. Mimo tego, że sama się okaleczałam. Nie  nawidziłam gdy ktoś płakał. Mimo tego sama płakałam. Kochałam gdy ktoś się uśmiechał. Mimo to ja nigdy się nie uśmiechałam.

Któregoś dnia na oddział przyszła Lidka. Bałam się jej na początku. Znaczy nie tyle co bałam, ale wydawała mi się typowa suka. Po kilku godzinach się opamietalam i wiedziałam, że sama nie nawidze być oceniana po wyglądzie bo wiem co ludzie myślą gdy pierwszy raz w życiu mnie widzą. Mieliśmy dziś pierwsza wycieczkę (jak dla mnie dla innych była to już kolejna). Byłam tu już półtora miesiąca. Chciałam żeby ktoś mi zrobił kreski na oku ponieważ tu nie ma lusterka więc sama nie jestem w stanie sobie zrobić. Bałam się zapytać Lidki, ale gdy siedzialysmy z Ola i nią na trumnie to zapytała się jej czy umie robić kreski na co ta powiedziała że pewnie. Zrobiła mi je. Nie uśmiechała się. Zainteresowała mnie jej ręka. Była pokryta cała w bliznach. Cała. Chciałam się dowiedzieć co się stało. Nie chciałam, żeby zrobiła to jeszcze raz. Nigdy.

Tydzień później

Ola wychodzi dzisiaj. Nie mogłam tego przeżyć. Ewelina ciągle była przy mnie. Ola przytuliła mnie bardzo mocno dając list i całując mnie czule w czoło. Zobaczyłam jak wychodzi i gdy wiedziałam, że już nie spojrzy w naszą stronę pobiegłam do swojego pokoju i schowałam się pod łóżkiem. Skulilam nogi i zaczęłam płakać. Nie chciałam, żeby odchodziła ale chciałam aby była zdrowa. I była. Mieszka na drugim końcu Polski wiedziałam że prędko jej nie zobaczę. Było mi przykro. To tak jakby ktoś mi oderwał prawą rękę. Będzie ciężko bez niej żyć, ale się przyzwyczaje. Tego dnia już nigdzie nie ruszyłam się. Nawet spałam pod łóżkiem. Była u mnie Ewelina, ale zobaczyła że rzeczywiście wolę być sama więc uśmiechnęła się i wyszła. W nocy usłyszałam krzyki i wybiegłam na korytarz.. to co zobaczyłam stworzyło w moim sercu tam duże rany, że do dziś ich nie zagoilam..

stronger than youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz