Hej! Na początku jest większa szansa, że więcej osób przeczyta, więc.. Jeśli to możliwe to niech każdy skomentuje dzisiejszy rozdział :) Aktywność spada i wiem, że to jest spowodowane częstotliwością dodawania rozdziałów :c
Więc niech zobaczę ile was tu zostało i kto będzie czytał mały maraton tego weekendu :)
A na dole Mo i Rob, bo tak sobie ich wyobrażam IDEALNI
Zapraszam do czytania i nie zapomnijcie zostawić opinii! xx
_____________
TRZYNAŚCIE TYGODNI OD ZERWANIA
*NINA*
Siedemnasty dzień czerwca od samego rana spędziłam w biegu. Jako jedna z druhen Mo musiałam być na każde jej skinienie i robić o co tylko poprosi. Razem z jej siostrą byłam już w kwiaciarni, odebrać wszystkie kwiaty, a potem dowieźć je na sale i poustawiać je w odpowiednim miejscu. Robiłam to z myślą, że kiedyś jej się odpłacę i to ona będzie tak biegać, bo to będzie mój dzień. Ale to kiedyś, naprawdę odbiegam daleko w przyszłość.
Następnie pojechałyśmy prosto do jej rodzinnego domu gdzie od kilku godzin, jak nie od świtu trwają przygotowania. No cóż... rodzina z tradycją.
Mo była oblegana z każdych stron, ponieważ przy jej fryzurze pracowały aż dwie kobiety, a przy jej makijażu kolejna. Widząc to z boku czułam się jak przy przygotowaniach do jakiegoś balu. Nie to, żebym kiedyś była na prawdziwym balu, no ale tak wyglądało..
Widziałam, że na kanapie siedzą już obie siostry Roba, które były i uczesane i umalowane, więc wychodzi na to, że tylko ja i siostra Mo potrzebujemy upiększenia.
Z jednej strony, jakoś mało zależało mi na moim wyglądzie dzisiaj. Szczerze to nawet rano nie chciało mi się wstać z łóżka. Cały dzisiejszy wieczór miałam spędzić w jednym budynku, ba, nawet w jednym pomieszczeniu i przy jednym stoliku z Zaynem. Czy to wystarczający powód, żeby pojawić się tylko na ceremonii, a potem razem z Trevorem zwinąć się do domu?
Kiedy zostały tylko dwie godziny do całej ceremonii zaczęła się prawdziwa nerwówka. Monice dopadły jakieś bezpodstawne wahania i już była o krok od tego, żeby zrezygnować, ale jakoś przemówiłyśmy jej do rozsądku. Nie byłoby fajnie gdyby wszystko musiało być teraz odwołane.
Pożegnałyśmy się z panną młodą, która musiała iść się ubierać i wszystkie druhny opuściłyśmy jej dom.
A wracając do naszego wyglądu to miałyśmy takie same fryzury i dzięki Bogu inne makijaże. Tego bym chyba nie przeżyła. Wyglądałyśmy jak jednakowe lalki, co jeszcze bardziej zniechęcało mnie do pójścia tam.
*****
Tylko na chwilę weszłam do swojego mieszkania, żeby się ubrać i zgarnąć potrzebne rzeczy. Potem prosto udałam się do kościoła. Dzisiejszy dzień był cholernie ciepły i żałowałam, że akurat ta sukienka była idealnie dopasowana z rękawem do łokci.
Stałyśmy kilka dobrych minut przed kościołem gdzie słońce świeciło nam centralnie w twarze. Modliłam się, żeby makijaż mi się nie rozpłynął. To byłaby katastrofa.
Rozpoznałam w niektórych gościach, którzy byli już na miejscu, znajome twarze, ale nie byłam na tyle odważna, żeby podejść i zagadać sama z siebie.
- O mój... - usłyszałam szept kuzynki Mo. Przeniosłam wzrok tak gdzie patrzyły wszystkie i zatkało mnie. Piątka facetów w jednakowych koszulach, garniturach i muchach. Z jednej strony chciało mi się śmiać, bo wyglądali jak pieprzony gang idąc w naszą stronę z rękami w kieszeniach i okularach słonecznych. Coś zdawało mi się, że wczoraj nieźle zabalowali i stąd te okulary. Albo słońce dokuczało im tak samo.
- Umieram - to pierwsze co usłyszałam z ust Harry'ego kiedy się ze mną witał.
- Nie widać - zaśmiałam się, a ten uniósł brew i spojrzał na mnie znad oprawek okularów. Wzruszyłam ramionami i przytuliłam go.
- Wyglądasz gorąco - skomentował Louis i wydaje mi się, że za głośno, bo dziewczyny jednakowo odwróciły głowy w nasza stronę. Czułam, że zaraz spale się ze wstydu.
Pokręciłam głową i przywitałam się ze wszystkimi. Nawet z Zaynem, który trzymał się na uboczu. Miał znudzoną minę kiedy na niego patrzyłam przez jakiś czas, ale to i tak nie wykluczało tego, że wyglądał cholernie seksownie! Chyba nie powinnam tak myśleć o swoim byłym.
Byłam zachwycona kiedy jakiś czas później z samochodu wysiadł Rob i Monica. Blondynka uśmiechała się od ucha do ucha, więc wyglądała bajecznie, a jej przyszły mąż trzymał ją naprawdę blisko siebie i spoglądał na nią jak w obraz.
Chciało mi się płakać, czułam się taka bezsilna i jednocześnie zazdrościłam im, bo chciałabym być na ich miejscu. Chciałam mieć kogoś kto by mnie kochał, troszczył się o mnie i po prostu ze mną był. I tak oto w jednej chwili moje zdanie o życiu singielki zostało wrzucone do kosza. Chcę faceta!
Patrzyłam na nich, a przez głowę przewijały mi się najlepsze chwile mojego związku. Byłam głupia wspominając to wszystko, kiedy Zayn stoi parę metrów obok. Jednak nic nie mogłam zrobić, że sentymenty dopadły mnie w najmniej oczekiwanym momencie.
Odeszłam na bok, żeby nikt nie zobaczył mojego chwilowego, mam nadzieje, stanu. Zaraz powinniśmy wchodzi do kościoła i wszystko zaczynać, a ja rozklejam się jak jakaś idiotka.
- I..idziesz? - podniosłam głowę na głos, o którym myślałam przed sekundą. Nie chciałam, żeby zobaczył, że płacze czy coś, więc od razu wróciłam wzrokiem na dłonie.
- Tak, tak. Już idę - mruknęłam i wyciągnęłam telefon, żeby poprawić makijaż, który mógł mi się zepsuć. Nie myślałam, że się do mnie odezwie, ale to było miłe. Naprawdę miłe. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec naszego kontaktu dzisiaj. Będziemy musieli porozmawiać o tym co on sobie wyobrażał nie mówiąc swojej rodzinie prawdy.
W kościele dołączył do mnie Trevor i byłam mu wdzięczna kiedy pocieszał mnie podczas przysięgi Mo i Roba. Oh, dlaczego Zayn musiał okazać się dupkiem? Może za kilka miesięcy to my byśmy byli na ich miejscu? Chciałabym tego bardzo...
Po wszystkim ogarnęłam się do tego stopnia, że wmówiłam sobie, że to ostatni raz kiedy dzisiaj płakałam. Ale przecież wszystko szło za dobrze, żeby skończyć tak piękny dzień bez fatalnego zakończenia.
CZYTASZ
Love you goodbye | z.m
Fanfiction"To nieuniknione, że wszystko co dobre kiedyś się kończy To niemożliwe, żeby po tym wszystkim nadal się przyjaźnić.." "To niezapomniane, mieliśmy razem cały świat w naszych rękach To niewytłumaczalne, ta miłość którą tylko my moglibyśmy zrozumie...