Bluszcz obrastał niewielką kaplicę, która mieściła się w samym sercu cmentarza, na którym spoczywali rodzice Eleny. Znajdująca się na szczycie figura, która prawdopodobnie miała przedstawiać anioła, wpatrywała się swoimi niewidzącymi oczami w ścieżkę prowadzącą do bramy cmentarnej, gotowa powitać każdego, kto zechce odwiedzić miejsce ostatniego spoczynku bliskich.
Czarne, przypominające łzy smugi znaczyły twarz rzeźby, sugerując, iż przetrwała ona już kilkanaście lub kilkadziesiąt ulew, zaś pęknięcia, które przebiegały przez jej czoło i policzki, pełniły rolę zmarszczek, świadcząc o długowieczności. Bluszcz wyglądał jakby wrósł w pomnik, tworząc szatę owej groteskowej postaci, przysłaniając jej tułów i dolne partie ciała, pozostawiając niewiele wolnego miejsca. Dłonie anioła, nieskrępowane rośliną, złożone były jak do modlitwy, jednakże owy gest wydawał się bardziej błagalny, aniżeli pokorny. Ten widok nie wywoływał pozytywnych wrażeń, pewne jednak było, iż rzeźba została wykonana bardzo starannie.
U jej stóp znajdowała się płyta, w której wykuty został napis w łacinie, jednakże był on prawie nieczytelny z racji wieku i przysłonięty przez porastającą pomnik roślinność. O tej porze dnia promienie słoneczne padały wprost na kaplicę, mimo to, gdyby ktoś zdecydował się dotknąć posągu, poczułby, że jest on niepokojący chłodny, zwłaszcza w porównaniu do nagrzanej płyty.
Na cmentarzu panowała idealna cisza, przerywana jedynie przez szept wiatru, który od czasu do czasu decydował się delikatnie potrząsnąć bramą, a ta w odpowiedzi wydawała łagodny jęk. Kwiaty wyciągały swe główki ku niebu, aby zaznać kąpieli słonecznej, samotny, czarny kocur usiłował złapać odblask na dróżce dzielącej jeden rząd nagrobków od drugiego, podczas gdy starsza kobieta obserwowała go z bezzębnym uśmiechem, próbując zapalić trzymany w dłoniach zielony znicz.
Odgłos rozbijanego szkła rozdarł powietrze, gdy przedmiot wyślizgnął się jej z rąk i roztrzaskał o ziemię. Kot, zaalarmowany hałasem, zerwał się z napuszonym ogonem i zniknął w najbliższych krzakach. Kobieta otworzyła usta do krzyku, ale nic nie wydostało się jej z gardła. Wzrok utkwiony miała w mężczyźnie stojącym przed figurą anioła, który wpatrywał się uważnie w łacińską inskrypcję. Wydawać by się mogło, że ten młody człowiek pozostawał tam już od dłuższego czasu. Gdyby tylko kobieta nie widziała, jak zjawia się tam... Dosłownie znikąd. W ułamku sekundy po prostu się pojawił.
Czując czyjś wzrok na sobie, mężczyzna uniósł głowę i ich spojrzenia się spotkały. Kobieta poczuła powracającą chęć krzyku, ale ponownie żaden dźwięk nie opuścił jej ust, nie była do tego zdolna, wręcz jakby coś jej zakazywało. Jego oczy były czarne jak noc, wydawały się jednak świecić jakimś blaskiem, hipnotyzować ją tak, że nie potrafiła odwrócić wzroku. Poczuła przemożną chęć powrotu do domu, niemal jakby słyszała czyjś głos w swojej głowie.
Wynoś się stąd, tu stanie się coś strasznego.
Nie wiedziała, czy to instynkt samozachowawczy, głos jej podświadomości, tego młodzieńca, a może jej zmarłego męża zmusił ją do rzucenia zapałek ściskanych w dłoni i szybkiego biegu, do jakiego nie zmuszała swojego ciała przez przeszło dziesięć lat. Nie zważała na łamanie w stawach, była pewna jednego - że musi być daleko stąd, gdy to, cokolwiek to ma być, się wydarzy.
Pchnięta brama zaskrzypiała hałaśliwie, ale mężczyzna nawet się nie obejrzał. Powrócił do wpatrywania się w płytę, wcisnąwszy dłonie głęboko w kieszenie. Mocniejszy poryw wiatru zmierzwił jego włosy i otarł się o skórzaną kurtkę, gdy uniósł głowę, aby przyjrzeć się posągowi, zaś ten odwzajemnił jego puste spojrzenie.
Damon nie miał pojęcia, dlaczego pozwolił staruszce uciec. Może dlatego, że jest stara i czuł wobec takich ludzi tylko litość - był od nich o wiele starszy, jednakże zachował młodość i urodę, lata nie odcisnęły na nim swojego piętna. Może ze względu na niepokój, który towarzyszył mu od momentu pojawienia się na cmentarzu - albo i dużo wcześniej, ale do tego nawet przed sobą by się nie przyznał. Możliwe, że stawał się miękki - najchętniej zrzuciłby to na wiek, jednak oczywiste było, że zbyt wiele czasu inwestował w "klub miłośników ludzi", którego przewodniczącymi byli Elena i jego najdroższy brat. Najpewniej ze wszystkich tych powodów i wielu innych, o których nie chciało mu się myśleć w tej chwili.
Zapewne to, co teraz robił, dwa dni po tym, jak Elena kazała mu się wynosić, było najbardziej lekkomyślną (żeby nie powiedzieć - żałosną) rzeczą, jaką kiedykolwiek postanowił zrobić. Godne jego brata. Wciskać się w sam środek piekła, nienawidząc ognia. Wciskać się w sam środek piekła dla jednej osoby. W porządku, Elena to nie jedyny powód, ale kategorycznie kluczowy w decyzji, którą podjął.
Zdawał sobie sprawę, że w momencie, gdy zdecydował się na konfrontację z tajemniczą osobą, która zagościła w Feels Church, nie było już odwrotu. Śledzenie i obserwowanie źródła mocy, które wyczuł, to jedno, ale odpowiadanie na jego wezwanie, to drugie. Dostał oczywisty komunikat - pokaż się lub znikaj. Tamta osoba nie miała ochoty grać w podchody, a zważywszy na to, że od tak zamierza mu się pokazać, świadczy o tym, że jest przekonana, iż nie ma czego się obawiać z jego strony. Wybrał, co wybrał, nie było co do tego wątpliwości.
- Pokaż się! - Zawołał, czując, że każdy mięsień w jego ciele jest napięty, jednak jego głos nie wyrażał żadnych emocji, twarz również pozostała niewzruszona. Czuł się jak skazaniec czekający na wyrok, przypomniał sobie nawet analogiczną sytuację z młodości, gdy jeden z jego kolegów z wojska został oskażony o pomoc wrogom, kiedy przyłapano go na przekazywaniu planów i broni drugiej stronie. Miejscem spotkań był cmentarz, jak w tym wypadku. Działo się to setki tysięcy kilometrów stąd, gdzieś we Florencji, i wiele lat wstecz, w czasach, gdy samochody nie istniały, więc ceny paliwa nie mogły wzrosnąć, jednak w tej chwili Damon odczuwał tę samą niepewność, jak podczas procesu, kiedy sądzono jego przyjaciela. Tyle, że tym razem to on mógł stracić życie.
Jego rozmyślania przerwało zgrzytanie bramy, ogłaszające czyjeś nadejście. W tej chwili Damon przestał nawet oddychać - z pełnym skupieniem badał mocą nowoprzybyłego.
- Sporo minęło, Damonie. - Rozległ się znany mu głos.
Salvatore natychmiast się odwrócił, żeby stanąć oko w oko z Caroline Forbes.
- Caroline? - Damon poczuł mimowolne rozczarowanie, ale i ulgę. Nie odrywał od niej czujnego spojrzenia i wysłał również moc, żeby sprawdzić, czy z kimś przybyła.
Dziewczyna niewiele się zmieniła od czasu, gdy ostatni raz ją widział. Włosy jej urosły, skóra nasiąknęła świeżą opalenizną, jednakowoż nie miało to znaczenia wobec wyrazu jej twarzy - wampir zapamiętał ją jako wiecznie niezadowoloną, pełną pogardy nastolatkę, teraz na jej ustach malował się delikatny uśmiech.
Damon oczekiwał kogoś takiego jak Klaus, a z drugiej strony dziękował Bogu (czy komukolwiek na górze lub na dole), że to nie był on. Nie wyobrażał sobie, żeby tym razem udało im się go pozbyć. Lub kogokolwiek o takiej sile.
Aura otaczająca Caroline przypominała tę z czasów kitsune, gdy Shinichi i Misao okrutnie bawili się jej kosztem, a ona usiłowała desperacko uniknąć samotności. Nie przypominała jednak mocy, którą śledził, przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Instynkt mówił mu, że coś jest definitywnie nie w porządku, a po połowie milenium życia jako wampir uczysz się ufać swojemu instynktowi.
- Hej! To za łatwe! - Zaśmiała się dziewczyna, a Damon zmrużył oczy w skupieniu, wciąż próbując ją wybadać. - Zgadnij! - Zaklaskała w dłonie w geście, który skądś rozpoznawał. - Podpowiem: nie chodzi o aurę.
Przez kilka sekund oboje milczeli, w tym czasie Caroline zrobiła kilka kroków w jego stronę, rozglądając się wokół z niezadowoleniem.
- Nie podoba mi się to miejsce na schadzki. - Zamarudziła, wydymając wargi. - Gdyby to ode mnie zależało, wybrałabym coś bardziej przytulnego. Jak krypta Honorii Feel, co myślisz?
Klik.
Wszystkie elementy wskoczyły na swoje miejsce.
- Katherine. - Uszło z ust Demona wraz z powietrzem, nadając mu brzmienie westchnienia.
Szeroki uśmiech, jaki widział u niej pierwszy raz, rozjaśnił twarz Caroline.
CZYTASZ
Pamiętniki Wampirów - Wspomnienia
Fiksi PenggemarStefano od jakiegoś czasu dręczony jest snami na jawie. Z pozoru niegroźne wizje mogą zniszczyć spokój panujący w Fells Church. Pozostaje także nierozwiązana sprawa Damona, Stefano i Eleny. Wkrótce cała trójka będzie musiała zmierzyć się z nowym zag...