Bonnie przez chwilę stała niezdecydowana nad łóżkiem śpiącej babci, po czym, najciszej jak tylko potrafiła, zaczęła otwierać szafki.
Omal nie jęknęła, gdy usłyszała skrzypienie pierwszej z nich. Przerażona spojrzała na staruszkę, która nawet nie drgnęła. Następnie rudowłosa porzuciła obraną czynność i wzięła się za wyciąganie zawartości z szuflad, zostawiając szafki na później. Gdyby została przyłapana już na początku, a to, czego szukała, okazało się być gdzie indziej...
Delikatnie kładła na dywan różne przedmioty, zaczynając od ciężkich, zardzewiałych nożyc, małych porcelanowych słoników, kończąc na starych, śmierdzących fusach herbaty. Po dłuższej chwili tej żmudnej pracy (babcia miała zaskakującą kolekcję niepotrzebnych rupieci) w końcu natrafiła na to, czego szukała.
Bonnie wyciągnęła ze stojącej w rogu komody wielką księgę, oprawioną w jasną skórę, woląc nawet nie dopuszczać do wyobraźni myśli o tym, że mogłaby być ludzka. Przez chwilę gapiła się na nią bez słowa, po czym zaczęła pospiesznie zgarniać przedmioty z powrotem do szuflad i uchyliła okno, modląc się, żeby babcia nie zauważyła tego podejrzanego zapachu starych ziół.
Gdy już skończyła, opuściła cichutko sypialnię i zeszła na dół, oddychając ciężko. Ściskała nabytek z całej siły w dłoniach, po chwili wrzuciła go do torby i opuściła dom. Na zewnątrz z trudem powstrzymała się, żeby nie wybrać numeru Eleny. Ale nie chciała polegać na innych. Już wyobrażała sobie, jak opowiada zdziwionemu Stefano, dlaczego miewa owe wizje i na czym polegają, a Meredith i Matt spoglądają na nią ze zdziwieniem i czymś jeszcze. Może są pod wrażeniem, może czują zazdrość. Bez względu na to - na pewno byłaby to dla Bonnie miła odmiana.
_____________
Meredith usiadła na środku sali gimnastycznej w oczekiwaniu. Minęło pięć, potem dziesięć minut. Poczuła żal do siebie, że była aż tak głupia sądząc, że ktokolwiek przyjdzie. Jakby ludzie nie mieli ciekawszych rzeczy do roboty w piątkowy wieczór, niż sztuki walki z Sulez.
Przez chwilę jeszcze siedziała, po czym zaczęła się rozciągać. Nie zamierzała marnować czasu, trener wynajął jej salę na dwie godziny. Choć początkowo był oporny, w końcu dał się przekonać. Obawiał się (słusznie), że takie zajęcia przyciągną niewielu chętnych. Rozglądając się po pustej sali, Meredith w duchu przyznała mu rację.
Gdy wstała z podłogi, zamierzając rozpocząć bieg, drzwi niespodziewanie się rozwarły, a próg przekroczył wysoki, ciemnowłosy chłopak. Na chwilę przystanął, po czym ruszył w jej kierunku. Jego włosy sięgały podbródka i były zmierzwione od wiatru. Duże, jasnobrązowe oczy nadawały trójkątnej twarzy odrobinę dziecinny wyraz. Miał już na sobie sportowy strój, więc nie mogło być pomyłki, co do celu jego obecności w tym miejscu.
Meredith przyglądała mu się w skupieniu i czekała, aż odezwie.
- Meredith Sulez? - Zapytał przyjemnie zachrypniętym tonem, a dziewczyna potwierdziła skinieniem głowy. - Jestem Joseph. Prowadzisz sztuki walki. Miło mi cię poznać.
- Miło cię poznać. - Wymienili krótki uściskł dłoni, podczas którego Meredith nie mogła się powstrzymać. - Jesteś spóźniony.
Joseph uśmiechnął się.
- To prawda. Przyprowadziłem za to jeszcze jednego członka. Właśnie się przebiera. Chyba się znacie. - Brunetka uniosła brwi. Nie mogła sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek z jej znajomych chciał uczęszczać na takie zajęcia.
Tym większe było jej zdziwienie, gdy próg, w dosyć fikuśnym i zdecydowanie zbyt wyzywającym stroju, przekroczyła jej dawna koleżanka.
- Mere! - Zawołała wesoło Caroline.
CZYTASZ
Pamiętniki Wampirów - Wspomnienia
FanfictionStefano od jakiegoś czasu dręczony jest snami na jawie. Z pozoru niegroźne wizje mogą zniszczyć spokój panujący w Fells Church. Pozostaje także nierozwiązana sprawa Damona, Stefano i Eleny. Wkrótce cała trójka będzie musiała zmierzyć się z nowym zag...