Rozdział czternasty

21 4 1
                                    

- Jesteś martwa.

To pierwsze słowa, które opuściły jego usta. Nie potrafił się powstrzymać - oczywistym było, że skoro przed nim stoi, w swoim ciele czy nie, musi żyć, jednak fakt ten dopiero do niego docierał.

Caroline (Katherine?) przewróciła oczami i machnęła ręką.

- Dawno i nieprawda. Hej! - Uniosła palec na wysokość swojej twarzy. - To już drugi raz, racja? Znów udało mi się was wykiwać.

Damon zdążył już do siebie wrócić, więc jedynie pokręcił głową w niedowierzaniu, a na jego twarzy wymalował się kpiący uśmieszek. Wampir wyprostował się i przybrał swobodną pozę - w konfrontacji z Katherine panowały inne zasady. Jeśli chciał ujść z życiem, musiał tańczyć jak mu zagra.

- Jesteś dobra, Katherine. Jaka to sztuczka tym razem? Podmiana ciał? Pomoc od znajomej wiedźmy? - Zapytał zrelaksowanym tonem, jakby to było tylko spotkanie starych przyjaciół przy kawie, a ich ostatnia konfrontacja nie zakończyła się śmiercią jednego (lub dwojga) z nich.

- Oczywiste, że jestem dobra. - Zgodziła się dumnie dziewczyna, puszczając pytanie Damona mimo uszu, przyjmując wyłącznie komplement. - Najlepsza.

Salvatore uniósł brwi, ale nie uczynił żadnej werbalnej aluzji co do braku odpowiedzi. Odkąd dziewczyna pojawiła się na cmentarzu wiatr się wzmógł, a temperatura wydawała się obniżać z każdą kolejną sekundą, mimo to Caroline w żaden sposób nie reagowała na chłód, Damon mógł wyczytać z mowy jej ciała jedynie to, że była podekscytowana.

- Potrafisz owinąć sobie wokół palca każdego. - Skomentował, a właściwie zarzucił przynętę. Miał nadzieję, że Katherine da się na nią złapać.

Caroline zaśmiała się jak dziecko, co zupełnie do niej nie pasowało. Jednak przestało to wydawać się Damonowi nienaturalne, gdy wyobraził sobie w jej miejscu prawdziwą postać Katherine.

- Nieprawda? Taki mój dar. - Odpowiedziała. - Nawet, gdy nie byłeś świadomy, że to ja, byłam w stanie zmusić cię do pościgu, Stefano do główkowania... Myślałeś, że śledzisz tajemniczą moc, podczas gdy ta moc dawała ci mylne sygnały, ponieważ chciała być śledzona. - Podeszła bliżej i stanęła tuż przed Damonem. Uniosła opaloną słoń i przejechała nią po jego policzku w tęsknym geście. - Chciałam waszej uwagi. Lubię, gdy o mnie myślicie.

Damon milczał, czekając aż dziewczyna wznowi wątek. Nie odrywał wzroku od jej twarzy, jednak z jego własnej nie można było nic wyczytać.

Wiatr się wzmógł, szarpiąc usilnie za cienką bluzkę, którą miała na sobie, wprawiając jej złote kolczyki w ruch, te zaś brzęczały dźwięcznie. Caroline uczyniła krok w tył, po czym podjęła próbę sprowadzenia swoich rozwianych włosów do porządku.

- Nie mogłam wytrzymać i kontynuować tej partyjki, chciałam, żebyście wiedzieli, że to ja. - Kontynuowała, przeczesując je palcami. - Żaden z was mnie nie podejrzewał, racja? Stara, martwa Katherine. - Pokręciła głową z wyraźnym niezadowoleniem, ale zaraz się zreflektowała. - Nigdy mnie nie podejrzewacie, właśnie to jest najzabawniejsze. - Na jej twarz wrócił uśmiech.

- Byłaś martwa. Tym razem widzieliśmy to na własne oczy. Spłonęłaś dosłownie przede mną. - Jego ton brzmiał niemal oskarżycielsko.

- Och! Teraz ''jesteś'' zmieniło się w ''byłaś''! - Zawołała entuzjastycznie, jednak Damon nie słyszał w głosie dziewczyny prawdziwej wesołości. - Tak, umarłam w fakcie. - Dodała zrzędliwie, już spokojnie. - Ale wróciłam.

- Jak?

- Jak? - Powtórzyła śpiewnie. - Kobieta musi mieć swoje sekrety. Hej! - Wycelowała w niego palec. - Naprawdę się nie domyślasz? Spróbuj zgadnąć. Wiesz przecież jak uwielbiam gry. Uwielbiam z wami grać, z tobą i Stefano. - Obnażyła zęby w uśmiechu, ale Damon nie mógł pozbyć się uczucia, że dziewczyna usiłuje coś ukryć.

- Mógłbym próbować. - Wzruszył obojętnie ramionami. - Nie sądzę, że udałoby mi się wpaść na to samo, co ty. Nie przechytrzę cię.

- Nie możesz się poddawać bez walki! - Zaoponowała. - Dotychczas nikt nie był w stanie, co prawda, ale...

- Nikt oprócz Eleny. - Kąciki ust Katherine zadrżały na te słowa. Damon nie mógł się powstrzymać i na jego wargach zaigrał wyzywający uśmiech.

- Nieskutecznie. Jak widzisz, wciąż tu jestem. - Oznajmiła chłodno.

- Ale nie chcesz zdradzić jak. - Damon postanowił więcej nie wspominać imienia Eleny. - Zawsze lubiłaś chwalić się swoimi osiągnięciami. - Zawahał się na ostatnim słowie.

- Kobieta musi mieć swoje tajemnice. - Powtórzyła i przyłożyła palec do ust w geście milczenia. - Dałam ci szansę, żebyś zgadł. Poza tym, to nie jest tak ważne. Ciekawsze jest to, co dopiero będzie.

- Co będzie, Katherine? - Zapytał spokojnie Damon, wydawał się być zrelaksowany, jednakże była to tylko fasada. W każdej chwili gotów był użyć mocy, gdyby zaszła taka potrzeba.

- Zobaczysz! - Zasklaskała entuzjastycznie, po czym opuściła ręce i spochmurniała. Damon z uwagą obserwował zmiany w wyrazie jej twarzy, przypominała dziecko, które właśnie zobaczyło sklep z zabawkami, ale rodzice odmówili mu wejścia. - Nie spodziewałam się, że wciąż tu będziesz. - Powiedziała nagle, po chwili namysłu.

Damon uniósł brwi.

- To samo mogę powiedzieć o tobie.

Caroline przechyliła głowę w jedną stronę.

- Dlaczego tu jesteś? Z tego, co widziałam, Elena jest ze Stefano, Stefano bawi się w licelistę z bandą znajomych Eleny, a ty... - Cmoknęła z udawanym współczuciem.

- A ja rozmawiam z tobą. O tak, jak nisko można upaść. - Damon uśmiechnął się sarkastycznie.

Z nieskrywaną satysfakcją obserwował jak na jej twarz wstępuje złość.

- A ja pozwoliłam wam żyć. - Zmrużyła groźnie oczy. - Gdy tylko wróciłam, pierwsze, co pomyślałam, to to, że rozszarpię was na strzępy. Najpierw przyjaciół Eleny i Stefano, potem ciebie, później Stefano, a na końcu Elenę. Zabawne, miało być na odwrót, racja? To na was byłam zła, nie na nią. Była tylko środkiem. Niewartym uwagi.

- Ale z jakiegoś powodu nie możesz tego zrobić. - Odpowiedział. - I w tym leży sęk, co, Katherine? Nie zamierzasz powiedzieć mi więcej, niż zaplanowałaś. Więc przejdź do sedna. Nie chodzi o zemstę, więc o co?

Caroline milczała przez dłuższą chwilę, więc głos Damona ponownie przerwał ciszę.

- Czego tak naprawdę od nas chcesz? - Dopowiedział.

- ''Nas''? - Odezwała się kpiąco Katherine, jednakże zabrzmiało to wymuszenie. Dziewczyna objęła się w pasie. - Kto by pomyślał, że tak chętnie utożsamiasz się z drużyną Stefano... Wydaje mi się jednak, że jesteś raczej jak piąte koło u wozu, mam rację? Oczywiście, że mam.

-  Mów czego chcesz, a potem możesz iść do diabła. - Odparł zniecierpliwiony Damon.

- Jeżeli kiedykolwiek się do niego wybiorę, upewnię się, że wezmę cię ze sobą. Możesz mi wierzyć. - Twarz Caroline wykrzywiła się w grymasie, który zniknął po kilku sekundach. Dziewczyna poprawiła fragment odstającego materiału bluzki na brzuchu.

- Nie zamierzam was zabić. Przynajmniej na razie. - Przyznała po chwili, unosząc wzrok.

- Co takiego może być dla ciebie ważniejsze niż zemsta? - Zadał pytanie Damon, ale niemal natychmiast sam na nie odpowiedział. - Ty sama.

- Coś tutaj jest? W Feels Church? Coś lub... ktoś? - Zapytał, mierząc wzrokiem sylwetkę dziewczyny. Wyglądała tak... Delikatnie. Nawet wyraz wyższości, tak charakterystyczny zarówno dla Caroline jak i Katherine, wydawał się jedynie maską, która ustępowała miejsca czemuś innemu, o czym Damon wolał nawet nie myśleć. To była Katherine, niemożliwe żeby się czegoś obawiała. Jej postawa zdradzała, że straciła pewność siebie, z którą przybyła na to spotkanie, teraz nerwowym ruchem wpijała paznokcie w swoje boki.

Powoli pokręciła głową i otworzyła usta. Damon nie był w stanie uwierzyć w to, co usłyszał.

- Pomocy. - Resztki rozbawienia zniknęły z jej twarzy. - Potrzebuję pomocy. Chcę, żebyś mi pomógł, Damonie.






Pamiętniki Wampirów - WspomnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz