Elena leniwie przeciągnęła się na łóżku, zagrzebując w ciepłej kołdrze. Drobną dłonią pogładziła miejsce na materacu obok siebie, gdzie wciąż wyczuwała wgłębienie świadczące o czyjejś niedawnej obecności. W powietrzu unosił się delikatny zapach perfum zmieszany z wodą kolońską, jednak powoli ustępował miejsca woni naleśników, która dochodziła zza uchylonych drzwi na korytarz. Poranne słońce zostało wpuszczone do pokoju przez odsunięte kotary i osiadło na drewnianej ramie u stóp łóżka, powoli ją nagrzewając.
Elena jak na komendę wyskoczyła z pościeli, przerzuciła nogi przez drewno, czując przyjemne ciepło u zagięcia, gdzie kolano łączy się z udem. Sięgnęła do krzesła znajdującego się obok i zdjęła z jego oparcia szlafrok, następnie zarzuciła go na ramiona. Wsunęła stopy w pantofle i wyszła, kierując swoje kroki w stronę kuchni.
- Stefano? - Zawołała, stanąwszy w drzwiach, które prowadziły do epicentrum przyjemnych zapachów, aby niespiesznie przyjrzeć się cieszącemu oczy obrazowi ukochanego.
Był odwrócony do niej plecami, przelewając właśnie ciasto na naleśniki z miski na patelnię. Postawił ją na kuchenkę, po czym odwrócił się i uśmiechnął ciepło.
W przeciwieństwie do Eleny, zdążył już doprowadzić się do całkowitego porządku. Ubrany był w swój zwyczajny, bury zestaw, jego ciemne włosy opadały falami na czoło, aczkolwiek widać było, że tego ranka zdążyły już spotkać się ze szczotką, nietrudno również było się domyślić, że zjadł już własne śniadanie, o czym świadczyły sportowe buty, które miał na stopach.
- Dzień dobry. Dobrze spałaś? - Zapytał, wyciągając w stronę Eleny dłonie, które odruchowo chwyciła, gdy tylko podeszła bliżej.
- Świetnie. - Zmrużyła radośnie oczy jak kot. - Domyślam się, że gdybym nie wstała, czekałoby mnie śniadanie w łóżku.
- Zawsze możesz do niego wrócić. - Poradził, po czym nachylił się, żeby złożyć na jej czole pocałunek.
- Chyba tak zrobię. - Powstrzymała ziewnięcie. - Ktokolwiek wstał? Meredith?
Stefano kiwnął głową i skierował wzrok w stronę szklanych drzwi kuchennych, które były uchylone i wpuszczały do pomieszczenia orzeźwiające podmuchy, jednak ich głównym przeznaczeniem nie było wietrzenie, a droga do ogrodu.
Elena zdusiła w piersi westchnienie, gdy pierwszy raz postawiła w nim nogę kilka dni temu - stokrotki łaskotały kostki, zewsząd z krzaków wynurzały się ciekawskie, czerwone główki róż, jasnozielona trawa (w odcieniu przypominającym oczy Stefano) bujała się, a raczej zataczała koło, w objęciach wiatru. Pośród tego wszystkiego, w idealnym, wręcz strategicznym miejscu, znajdowała się ławka obrośnięta bluszczem. Mimo typowo jesiennej aury, tutaj nic nie wydawało się doskwierać Elenie - miała już okazję obserwować deszcz przez okiennice, ale na widok kropel zraszających ten piękny ogród czuła tylko wewnętrzny spokój, nie zaś frustrację wywołaną pogorszoną pogodą.
Dziewczyna zbliżyła się do drzwi, nie poruszając ich, chcąc jedynie rzucić okiem na ławeczkę. W świetle słońca wygrzewała się Meredith, na wpół siedząc, na wpół leżąc, pogrążona w lekturze.
Elena uśmiechnęła się, po czym przymknęła cicho drzwi i odwróciła się z powrotem do Stefano, ponownie splatając ich palce.
- Wyjazd tutaj był dobrym pomysłem. - Powiedziała łagodnie.
Chłopak pokiwał głową.
- Zasłużyłaś na odpoczynek. Wszyscy zasłużyliście. - Potwierdził, ściskając jej dłoń.
- Ty też. - Doszedł ich głos dobiegający ze strony drzwi. W ślad za słowami do kuchni energicznie wszedł Matt, a zaraz za nim zaspana Bonnie.
- Naleśniki! Pycha! - Uradowała się rudowłosa i pospieszyła do kuchenki.
CZYTASZ
Pamiętniki Wampirów - Wspomnienia
Fiksi PenggemarStefano od jakiegoś czasu dręczony jest snami na jawie. Z pozoru niegroźne wizje mogą zniszczyć spokój panujący w Fells Church. Pozostaje także nierozwiązana sprawa Damona, Stefano i Eleny. Wkrótce cała trójka będzie musiała zmierzyć się z nowym zag...