ROZDZIAŁ 57

180 5 1
                                    

Właśnie próbowałam zapiąć swoją walizkę, skacząc na niej tyłkiem, kiedy przyszedł Dymitr.

- Może pomóc?- zaproponował. Widziałam, że świetnie się bawi.

- Nie trzeba.- zapięłam suwak.- Widzisz dałam radę.

- Jesteś pewna, że to wszystko jest ci potrzebne?- zwątpił.

- No pewnie. Inaczej bym tego nie wzięła.

On tylko potrząsnął zrezygnowany głową i podszedł do mnie. Pocałował mnie namiętnie i nawet nie wiem, kiedy związał mi oczy. Chciałam ściągnąć opaskę, lecz on był szybszy. Złapał moje dłonie w połowie drogi i pocałował.

- Zaufaj mi.- poprosił.

Uległam. Powoli zaprowadził mnie do kuchni i posadził przy stole.

- A teraz otwórz buzię.- polecił.

- Tak, jeszcze mi zrób: leci samolocik.- usłyszałam jego śmiech.

- Jak wolisz, to może być: jedzie ciuchcia.- spróbował zrobić jak pociąg, kiedy gwiazda.

Teraz ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Kiedy obydwoje się uspokoiliśmy, wykonałam polecenie. Po chwili już miałam jedzenie w ustach. Czułam jakieś ciasto, jabłka i cukier puder. Za nic w świecie nie mogłam rozpoznać, co właśnie połykam.

- Co to jest?- zajęłam opaskę. Tym razem mnie nie powstrzymał.

- Racuchy. Ciasto z jabłkami smażone na patelni.- siedział koło mnie, zajadając się swoją porcją.- Nauczyłem się na szkoleniu w Polsce. Smakuje ci?

- Bardzo.- pochłaniałam placka za plackiem. Nawet nie wiedziałam, jaka jestem głodna.- Nigdy czegoś takiego nie jadłam. Ale czyżbyś jechał do samej Polski, żeby nauczyć się robić jakieś placki?

- Nie.- Roześmiał się kolejny raz dzisiaj.- To było szkolenie strażników. Przy okazji się nauczyłem.

- A pięknie tam? Byłeś w wielu miejscach? Często podróżowałeś?- zasypywałam go pytaniami.

- Roza. Pięknie jest tylko tam, gdzie jesteś ze mną.- uśmiechnął się do mnie słodko.

Odwzajemniłam gest, czekając na resztę odpowiedzi. Wiedział, że nie zadowolił mnie do końca.

- Byliśmy wtedy w górach. Tak, jest tam ładnie. Mało gdzie wyjeżdżałem. Polska, Portland, ucieczka z tobą i teraz nasza podróż. Raz na jeden dzień wyjechałem do Włoch. I tyle. Kiedy skończyliśmy jeść zaczęłam zmywać, bo Dymitr uparł się,że nie mogę się przemęczać i sam poszedł po walizki.

- Rose, - usłyszałam ukochanego na schodach. - czego ty tu na panowałaś?

- Jedziemy na miesiąc do normalnego świata. Będę mogła ubierać się jak chcę. Jak myślisz, co mogłam wziąć?

- Ale aż tyle?

- Nie marudź, tylko chodź. Jak będziesz mniej gadać to może mniej się zmęczysz.- pocałowałam go w policzek.- Dziękuję.

Chciałam złapać walizkę i wyjść, ale mój ukochany miał inny plan. Złapał mnie za ramię, przyciągnął i objął w tali, całując namiętnie. Nim się obejrzałam, złapał obie walizki i odszedł na bezpieczną odległość. Westchnęłam zrezygnowana i wzięłam torby podręczne.

Rose i Dymitr: Droga GwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz