ROZDZIAŁ 58

196 6 1
                                    

Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam do samochodu. Wykorzystałam fakt, że mój mąż pakował nasze rzeczy do bagażnika i usiadłam na miejscu kierowcy.

- Kochanie,- popatrzył na mnie z góry.- chyba nie myślisz, że pozwolę ci prowadzić.

-Myślę. Powiem więcej. Ja to wiem. Przypominam, że to moje auto. Żeby prowadzić, będziesz musiał wyciągnąć mnie siłą, a proste to nie będzie.

- Mogę spróbować.

Dymitr zaczął mnie łaskotać. Kiedy próbowałam się bronić, wyciągnął mnie z auta, obszedł je na około i posadził mnie na miejscu pasażera obok kierowcy. Sam zajął moje poprzednie miejsce.

Za karę przez całą drogę siedziałam naburmuszona, nie odrywając się do niego.

- Roza, nie bądź zła. - uśmiechnął się do mnie słodko i niewinnie.

Nie umiałam się na niego gniewa. Ale nic nie powiedziałam. Jechaliśmy dalej w ciszy. Zaczęłam podziwiać widoki za oknem. W większości były to pola, dzikie łąki. W tle widniały lasy i góry. Od czasu do czasu, pojawiały się małe domki, w których rodziny pewnie spędzały miłe wieczory. Pomyślałam, że my też będziemy. Mam nadzieję, że wszyscy razem, ale nie wiadomo jak będziemy mieli warty. Pogłaskałam się czułe po brzuchu. Ten ruch nie uszedł uwadze strażnika. Bielikow uśmiechnął się do mnie czule. W jego oczach widziałam wielką miłość i radość.

- Roza,- patrzył znów przed siebie.- gdybyś ty wiedziała, jak bardzo Cię kocham.

- Uwierz mi Towarzyszu, że wiem.- uśmiechnęłam się, kiedy znowu odwrócił wzrok od drogi.

Zapomniałam już, że miałam być na niego obrażona. I tak nie byłam, a on o tym dobrze wie. Dalsze udawanie nie ma sensu. Przez resztę jazdy rozmawialiśmy o naszej przyszłości. Jednak nie zdążyliśmy się rozgadać, bo dojechaliśmy na Dwór. Przy bramie sprawdzili czy nie przewozimy strzyg i pozwolono nam wjechać. Dymitr zaparkował w garażu. Na lotnisko mieliśmy jechać innym autem z królową, Mią i Masonem. Nasz miał grzecznie czekać na nasz powrót. Wszyscy już byli w czarnej limuzynie. Służący zabrali nasze torby, a my dołączyliśmy do reszty. Na lotnisko mieliśmy jechać dwie i pół godziny. Nie wiem, czy tak było. Podczas jazdy oparłam się o ramię Dymitra i zasnęłam.

***

Kiedy się obudziłam, wciąż byłam wtulona w ukochanego, ale nie trzęsło tak jak w samochodzie. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że jesteśmy w samolocie. Dymitr pocałował mnie w czoło.

- Jak się spało?- zapytał, przytulając mnie mocniej.

- Dobrze i jak widzę mocno. Mogłeś mnie obudzić.

- Tak słodko wyglądasz, kiedy spisz. Jak mogłem to przerywać?

- Normalnie. To musiało dziwnie wyglądać, gdy mnie niosłeś do samolotu.

- Nie. Lissa mówiła, że to urocze.

- No to co? Zaczynamy nasz miesiąc miodowy.

- Tak. A ja proponuję rozpocząć go teraz.

Pocałował mnie namiętnie. W samolocie byliśmy sami. No nie licząc pilota i reszty obsługi. Usiadłam Dymitrowi na kolanach i wbiłam się mocno w jego wargi, kładąc mu ręce na torsie. Poczułam na brzuchu dłonie strażnika. Drżałam pod wpływem najlżejszym muśnięciem jego smukłych palców. Po chwili przeszedł rękoma na moje plecy. Oddychałam ciężko, on też. Moja bluzka powędrowała do góry i spadła na boczne siedzenie.

- Dymitr... czy ty zamierzasz to robić teraz.

- A czemu nie. Lot będzie trwał trzy godziny.

- A jak ktoś wejdzie?

Dymitr wcisnął jakiś przycisk.

- Teraz nikt nam nie przeszkodzi.- na nowo wbił się w moje usta, zabierając się za ściąganie ze mnie spodni.

Jego gesty były przepełnione pożądaniem, namiętnością, ale także miłością i delikatnością. Ja jednak ostudziłam jego zapał łapiąc go za dłonie.

- Co ci się tak spieszy, Towarzyszu?- uśmiechnęłam się cwanie, ale i kusząco.- Daj mi się nacieszyć podróżą.

Całowałam go namiętnie, ale powoli, rozpadając nasze zmysły. Zaczęłam unosić jego koszulkę, ale nie ściągnęłam jej. Gładziłam dłońmi po mięśniach brzucha ukochanego, czasami zbliżając się do jego spodni. Przestaliśmy się całować. Dymitr przez ten czas bawił się moimi włosami. Przez resztki świadomości wcisnął następny przycisk i fotel zaczął odchylać się w tył, do czasu, aż mogliśmy się położyć. Ja jednak usiadłam na nim i zaczęłam rozpinać jego spodnie. Powolutku, muskają palcami jego skórę, zsunęłam je i wróciłam do umięśnionego brzucha.

Dymitr w końcu stracił cierpliwości i przewrócił mnie na plecy. Szybko pozbył się koszulki i bokserek, jednocześnie rozbierając mnie.

- A podobno to ja nie planuję nad pożądaniem.- zadrwiłam, gdy zaczął całować mnie po szyi.

- Przy tobie, nie umiem się kontrolować.

Jego usta schodziły coraz niżej mojego ciała, a dłonie muskały podniecająco wewnętrzną stronę moich ud. Nie mogłam normalnie myśleć. W głowie słyszałam tylko "Dymitr, Dymitr". Nagle uświadomiłam sobie, że to ja powtarzam jego imię. On też ciągle mnie nawoływał. Jego dłonie były już chyba na każdym centymetrze mojego ciała. Nie wiem. Już nic nie wiem. Co ten człowiek ze mną robi? Nigdy się tak nie czułam. Zabrał mnie ze sobą do nieba. Rozkosz sprawiła, że nie myślałam jasno. Nie wiem, co robiłam ja, a co on. Co jakiś czas, dochodziły do mnie jęki, ale nie wiem czyje. Może nasze razem. Czułam, że jestem nim, a on mną. Oddychaliśmy razem, zaciskaliśmy palce razem, doznawaliśmy razem. To było mistyczne wrażenie jedności dusz. Mało kto mógł to poczuć. Te zjawisko tylko potwierdziło to, że jesteśmy sobie przeznaczeni.

- Moja anielica.- mruknął Dymitr, przytulając mnie. Woleliśmy ubrać się po skończonej zabawie.

- Anielica?!- zdziwiłam się.- Aż tak grzeczna, to ja nie jestem.

- Najwidoczniej jesteś. Uniknęłaś śmierci trzy razy, byłaś świadkiem, a nawet celem cudów, a teraz czuję, że zabrałaś mnie do nieba.

- No, to muszę mieć najlepszego obrońcę, który zawsze się za mną stawia. Myślę o tobie, Towarzyszu.

- A niby czemu ja? Aż takich wpływów to nie mam.

- Myślę, że masz. Po za tym, kto inny wstawiłby się za impulsywną, niewierną, chamską i grzeszną mną? Tylko ty zostajesz, kochanie.

- Skoro tak uważasz, to niech Ci będzie. I tak, nie ma sensu się z Tobą kłócić. Tylko, czemu ciągle wymienisz mi swoje wady, których nie chce w tobie widzieć.

- A nie mam ich?

- Nie. Już nie. Zmieniłaś się. A nigdy nie mówisz o swoich dobrych stronach.

- A mam jakieś?- popatrzyłam na niego prowokująco.

- Oczywiście, skarbie. Jesteś dobra, odważna, stanowcza w tym co robisz, pomocna, odpowiedzialna, piękna, żywiołowa, wytrwała. Mógłbym wymieniać dalej, ale nie ma potrzeby. Jesteś lepsza niż myślą inni. Większość widzi w tobie agresję, a ja widzę energię, którą chcesz wykorzystać do pomocy i obrony bliskich. Kocham Cię Roza. Nic nie jest w stanie pokazać, jak bardzo jesteś dla mnie ważna.

Wzruszyła mnie, jego mała przemowa. Pocałowałam go namiętnie. Posadził mnie sobie z powrotem na kolana, ale nie mogliśmy sobie na nic więcej pozwolić. I przez resztę lotu rozmawialiśmy i całowaliśmy się. Dymitr nie pozwolił mi usiąść obok na siedzeniu i tulił mnie, jakbym miała zaraz mu uciec.

Rose i Dymitr: Droga GwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz