"A więc to był tylko sen.- pomyślałam.- To dobrze. Rzeczywistość jest przyjemniejsza."
- Dzień dobry, Towarzyszu.- odwróciłam się do niego i pocałowałam namiętnie- Przerwałeś mi ładny sen.
- A co ci się śniło?
- Ty i ja z czasów akademii. Jakieś dwa miesiące po ataku strzyg, ale nie zostałeś przemieniony.- starałam się odpowiednio dobierać słowa, żeby nie posmutniał. Trochę już uporał się z tym czym był, ale to wciąż drażliwy temat.
- I jak było?- spytał, nie tracąc dobrego humoru.
Opowiedziałam cały sen z najmniejszymi szczegółami. Kiedy doszłam do wydarzeń z chatki w lesie, zaczął głaskać mnie po gołym biodrze.
- A ja niedobry przerwałem nam w takim momencie?- drażnił się ze mną, nie przestając się uśmiechać.
- Wiesz, nic straconego. Myślę, że tamten Dymitr się nie pogniewa, jeśli skończysz to, co on zaczął.
- Wole jednak zacząć od początku.
- Jak widzę zdążyłeś już zacząć wczoraj.- popatrzył na mnie zdziwiony.- No nie wiem jak u was w Rosji, ale u nas zaczyna się od rozbierania.
- Rozbiera się wieczorem, a teraz jest dzień.
- To co proponujesz?- przysunęłam się bliżej, o ile się dało.
Mój ukochany nie tracił czasu i wbił się mocno w moje wargi. Jednak tym razem był cierpliwy. Powoli obrócił mnie na plecy, nie odrywając się od całowania. Jego usta zaczęły schodzić niżej i niżej, aż zatrzymały się dłużej przy moich piersiach. Po kilku minutach schodził jeszcze niżej. Zrzucił kołdrę, która plątała mu się między nogami i zasłaniała moje nagie ciało, na podłogę. Następny przystanek zrobił sobie na moim brzuchu. Jednak zamiast wracać do ust, wybrał drogę poniżej linii pępka. Teraz całował podbrzusze, delikatnie rozchylając moje ugięte nogi. Co on kombinuje? Chyba nie chce...?!
Zanim zdążyłam się zastanowić nad jego zamiarem, poczułam w sobie jego język. Jęknęłam cicho ze strachu i rozkoszy. Z trudem łapałam powietrze, podczas jego zabawy. Nie wiem ile tam spędził, ale dla mnie to trwało wieki. W końcu chyba mu się znudziło, albo nie chciał przesadzić jak na pierwszy raz i tą drogą, którą przyszedł, tą samą wrócił. Gdy znalazł się na wysokości moich ust, gwałtownie wbiłam się w jego wargi. Czułam, że się zdziwił mojej reakcji, ale po chwili tonął w rozkoszy moich ust. Całowałam z całą namiętnością i podnieceniem, jakie przyniosła ni jego zabawa. A teraz czas na naszą wspólną zabawę. Dymitr nie przerywając pocałunku, znalazł się centralnie nade mną. Nasze ciała utonęły w sobie. Byliśmy jednością, którą mieliśmy zostać na wieczność.
Po wszystkim wtuliłam się w nagi tors Dymitra, dochodząc do siebie.
- Po raz kolejny zaskoczyłeś mnie, Towarzyszu.
- Ty mnie też.- dotknął swoich warg, jakby wciąż czuł tam dotyk moich ust.- Cudownie całujesz.
- Ty też. Ale to co zrobiłeś... Jestem w szoku.
- Przesadziłem?- spytał.
W jego oczach ujrzałam zmartwienie i troskę. Pocałowałam go namiętnie.
- Nie. Było wspaniale. Przy tobie tracę poczucie rzeczywistości. Przenosisz mnie do pustki, gdzie liczymy się tylko ty i ja.
- Wiem o czym mówisz.- przytulił mnie mocniej do siebie.- Ja przy tobie mam to samo.
- Nigdy nie sądziłam, że sex może być tak przyjemny. No do naszego pierwszego razu.
- Ja też. To było niesamowite. Nie wiem czemu tak na mnie działasz, ale z tobą czuję, że mogę wszystko. Tylko bądź obok.
- Zawsze i wszędzie.
Zapadła długa cisza. Taka miła. Rozluźniająca atmosferę po takiej rozkoszy. Napawałam się zapachem jego ciała. Usłyszałam, że Dymitr wciąga głośno powietrze. Wąchał moje włosy. Parsknęłam śmiechem.
- Uważaj, bo się udusisz.
- Umrzeć w twoich ramionach od tego pięknego zapachu twoich włosów? Najlepsza śmierć.
- Ty! Wybieranie sobie sposobów na śmierć zostaw na baaardzo daleką przyszłość. Takie sto lat. A może w twoim przypadku dwieście? Nie wiem jak jest z wami bogami o wpływach u aniołów.
- Ty jesteś moim aniołem.- przyciągnął mnie jeszcze bliżej, choć byliśmy już naprawdę blisko i oplótł swoimi nogami moje tak, żebym nie mogła się ruszyć. Wtuliłam się bardziej w jego nagi tors.
- Spokojnie kochanie, już Ci nigdy nie ucieknę. Jesteś na mnie skazany dożywotnio.- zaśmiałam się.
- Jakoś to przeżyję. Kocham Cię Roza. Ten zwrot wydaje mi się za słaby.- zamyślił się.
- Powinieneś wiedzieć, że nie ma słów mogących wyrazić to co nas łączy. To jest za silne i zbyt nieziemskie na ludzki umysł, a co bardziej język. Jeszcze nikt nie wymyślił dla tej więzi nazwy.- na jego klatce piersiowej kreśliłam palcem jakiś skomplikowany wzór.
- Wiem Roza. To co powiedziałaś, było bardzo głębokie i mądre. Ja tiebia liubliu.
Nagle coś mi się przypomniało. Zamarłam przerażona tym co mogło się wydarzyć. Mój mąż to zauważył, ale uprzedziłam jego pytanie.
- Dymitr, bo ja zasnęła na twoich kolanach w samolocie. Kompletnie naga! Co się później stało.
- Spokojnie. To prawda zasnęłaś na moich kolanach. Byłaś taka piękna, urocza. Jak zawsze, kiedy spisz. Przez jakiś czas napawałem się twoim widokiem, bliskością. Ale po godzinie ubrałem cię i poradziłem obok. Po wylądowaniu wziąłem cię na ręce i wsadziłem do auta. Następnie pojechaliśmy na Dwór- lekko zawahał się przy ostatnim słowie.- odebrać nasz samochód i przywiozłem cię tutaj. Więcej chyba podpowie ci twoja wyobraźnia. .- ostatnie zdanie wyszeptał mi zmysłowo do ucha. Jednak nie zabiło mnie to z tropu. Ale nie powie mi jak zapytam w prost. Postanowiłam zagrać inaczej.
- Czyli nie muszę się bać, że Abe cię ukatrupi?- zaśmiałam się.
- Nie. Twój ojciec nic nie wie.
Nastała chwila ciszy.
- Chcę pojechać na Dwór.- odezwałam się w pewnej chwili.- Wiesz, przywitać z Lissą, sprawdzić czy dobrze się nią opiekowali.
- Nie potrzeba.- spiął się lekko- Była wczoraj nas przywitać i trzyma się fantastycznie.
"Trzyma się fantastycznie"? Dymitr nigdy by tak nie powiedział.
- Dobra. Masz trzy opcje. A) powiesz mi o co chodzi. B) Zawieziesz mnie na Dwór. C) Puścisz mnie tam samą.
- A ja mam D). Zjemy śniadanie i się rozpatrujemy.
- Dymitr, o co chodzi? Czemu nie chcesz mi powiedzieć? Lissa to moja przyjaciółka. Muszę wiedzieć co się stało.
- Rose spokojnie, to dla twojego dobra. Wie możesz się denerwować, a nikomu nic się nie stało. Wszytko jest w porządku.
- To czemu nie chcesz mi powiedzieć?
- Bo wiem jak zareagujesz.- on jak zawsze zachowywał stoicki spokój, podczas gdy we mnie wszystko się gotowało.
- Czyli,że coś się stało.
- Rose uspokój się. Dobrze.- westchnął zrezygnowany- Jeśli bardzo chcesz to cię tam zabiorę po śniadaniu.
- Ale...- zaczęłam protestować.
- Żadnego "ale".- przerwał mi.- Musisz coś zjeść. Przecież nie powiesz mi, że nie jesteście głodni.- uśmiechnął się, głaszcząc mój już lekko zaokrąglony brzuch.
Uległam. Wiedziałam, że nie odpuści. Był taki sam jak ja.
CZYTASZ
Rose i Dymitr: Droga Gwiazd
Fanfikce"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze." Moja własna kontynuacja Akademii Wampirów z bloga: http://mojaroza.blogspot.com/?m=1 Okład...