SCARLETT
Uczucie, które towarzyszyło przejściu przez czarną dziurę, było dziwne i nie do opisania. Mrowiła mnie skóra, wręcz piekła, a z oczu leciały łzy. Przewracało mi się w żołądku, ale nie byłam pewna, czy to przez stres, czy przez przejście. Tylko ciepła dłoń Sedrica spoczywająca na mojej sprawiała, że nie czułam się jak we śnie. Żaden bowiem sen nie był tak realistyczny.
Kiedy znaleźliśmy po drugiej strony miałam zaciśnięte powieki i drżący oddech. Czekałam na to, czego się spodziewałam- ćwierkanie ptaków, powiew wiatru, świeże powietrze. Ale zamiast tego do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach starości. Powietrze wydawało się zakurzone i niemal tak złe jak w podziemiach. Tak miało być na zewnątrz?
Otwarłam powoli oczy i ujrzałam wysoką ścianę pokrytą portretami jakichś mężczyzn, wyglądających na dostojników. Każdy z nich miał ozdobną, złoconą ramę, a na ich głowach spoczywała jedna i ta sama korona. Obejrzałam się dookoła. Miejsce, w którym się znajdowaliśmy nie było "na zewnątrz". Określiłabym je bardziej jako "bardzo wewnątrz". To musiał być jakiś dwór, albo zamek.
-Zanieś ją do ostatniego pokoju po lewej!- głos Pana wyrwał mnie z zamyślenia. Poczułam, jak otulające ciepło dłoni Seda znika. Popatrzyłam w górę i napotkałam zmartwione spojrzenie chłopaka. Uśmiechnęłam się słabo, a on kiwnął lekko głową w odpowiedzi. Po chwili zniknął w jednym z korytarzy wraz z Panem. Zostałam sama w sali tak wielkiej, jak cała moja poprzednia kryjówka razy cztery. Była ogromna.
Nie za bardzo wiedziałam co robić. Mogłam tylko tam stać i zastanawiać się jak blisko zewnętrza jestem. Obróciłam się w stronę ogromnych zasłon. Niemal czułam, że za nimi znajdują się okna. Zanim zdążyłam się spostrzec byłam już przy nich. Wystarczyło tylko uchylić jedną z nich i zobaczyłabym podwórko. Ale kiedy już dotknęłam materiału zasłony sparaliżował mnie strach. Zaczęłam się gwałtownie cofać, a mój umysł kazał mi jak najszybciej stamtąd uciec. Jednak kiedy tak szłam do tyłu w popłochu nagle wpadłam na coś ciepłego i twardego.
-Co jest?- usłyszałam za sobą zmartwiony głos Seda. Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie spod zmartwionych brwi. Musiał zauważyć, że jestem wystraszona.
-Ja... ja...- właściwie nie wiedziałam, co chcę powiedzieć. - Zdałam sobie sprawę, że się boję.
Czułam, że nie zrozumiał, ale ja też nie potrafiłam rozszyfrować samej siebie. Już chciałam zacząć bezsensowną gadkę, kiedy poczułam, jak łapie mnie za rękę i ciągnie gdzieś w prawo.
-Pan pozwolił nam wybrać sobie komnatę jaką tylko chcemy z drugiego piętra.- wyjaśnił, kiedy wchodziliśmy po dywanie na schodach.
Byłam mu wdzięczna, że próbował odwrócić moją uwagę od lęków, które mnie dręczyły. Kiedy znaleźliśmy się już na drugim piętrze ujrzałam długi korytarz z czterema parami drzwi naprzeciwko siebie.
-Chcę obejrzeć je wszystkie- palnęłam bez zastanowienia i po chwili poczułam jak na moje policzki wpływa rumieniec zażenowania, który chciałam ukryć jak najszybciej spuszczając głowę. Usłyszałam jednak jego śmiech, który o dziwo wcale nie był szyderczy.
-W takim razie czeka nas dużo pracy.- powiedział podchodząc do pierwszych drzwi i łapiąc za klamkę. Otworzył je i machnął ręką.- Panie przodem.
Uśmiechnęłam się do niego i z radością wkroczyłam do pierwszej komnaty.
-Strasznie mała- uznał Sedric, ale ja nie mogłam napatrzyć się na jej przestrzeń. Wcale nie była mała. Mój poprzedni pokój mieścił by się w niej co najmniej z trzy razy. Naprzeciwko mnie stało duże łóżko z baldachimem i mnóstwem niewielkich poduszek w przeróżnych kolorach. Okna, które znajdowały się po obu stronach były na szczęściem zasłonięte. Podeszłam do regału stojącego w kącie i przesunęłam ręką po grzbiecie jednej z niewielu książek tam leżących. Była pokryta kurzem, co wydało mi się zupełnie głupie, tak je zaniedbywać.
CZYTASZ
Fake Siblings ✔
RomanceOd zawsze byli traktowani jako rodzeństwo. Żyli w tym przeświadczeniu dopóki ktoś nie namieszał w ich życiu. Skończyło się kochające rodzeństwo, a zaczęły wiecznie dogryzające sobie dzieci. Aż w końcu coś ich zaczęło do siebie ciągnąć. Mimo, że byl...