38. Ten ostatni raz

83 12 0
                                    

SCARLETT

Wiedziałam, że coś jest nie tak. Rany, które już dawno powinny zniknąć, bolały i piekły, jakby ktoś polał je kwasem. Z logicznego punktu widzenia domyśliłam się, że musiało wydać się w nie zakażenie. Oznaczało to tyle, ze jeżeli ich nie oczyszczę, najprawdopodobniej umrę. Nie chciałam o tym myśleć, tym bardziej nie chciałam zamęczać moimi myślami Sedrica.

Nie pomagał też fakt, że Pan znalazł Elsę. Miałam tylko nadzieję, że była na tyle silna, by z nim walczyć i nie dać się tak łatwo omamić. Jeżeli była w ciąży, musiała chronić dziecko. Pragnęłam tylko, żeby Pan dał jej moją krew wystarczająco szybko. I żeby ona się na to zgodziła. Za pewne będzie chciał czegoś w zamian, ale nie chciałam o tym myśleć. Wolałam żyć w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze.

Elsa miała być naszą wolnością. Nie rozumiałam co to miało oznaczać, ale może właśnie o to chodziło. Może naszą wolnością miała być śmierć. Czasami wyobrażałam sobie, że Pan katuje nas tak bardzo, że umieramy. A potem przychodzą po nas ludzie ze światła i prowadzą nas do szczęśliwego miejsca. Może to było to. Nasza wolność.

- Scarlett - usłyszałam szept Sedrica. Byłam pewna, że mówił normalnym głosem. Od jakiegoś czasu jednak miałam zatkane uszy, więc wszystko co słyszałam, wydawało się szeptem. Plusem tego było to, że wrzaski Pana wydawały się być wypowiedziane normalnym, lekko zdenerwowanym tonem.

- Scarlett, odezwij się - odezwał się znów Sed. Przestraszył się, bo się nie odzywałam.

- Żyję. - wychrypiałam. Od wrzasków miałam zdarte gardło, które goiło się wolno, ale nawet wtedy odczuwałam skutki krzyczenia z bólu.

- Scarlett, on ją znajdzie - powiedział. - To koniec. Gdzie nasza obiecana wolność, Scarlett?

Nie odpowiedziałam. Zmusiłam się żeby na niego spojrzeć. Wyglądał okropnie, ale pewnie lepiej, niż ja. Westchnął i odwrócił wzrok. Opuściłam wzrok. Nie miałam na tyle siły, by móc na niego patrzeć tak długo, jakbym tego chciała.

- Twoje rany się nie goją. - znów się odezwał. - Wyglądam o niebo lepiej niż ty, a powinno być odwrotnie. Twoja krew nadal leczy, bo ja nie mam na sobie stale krwawiących, zaropiałych ran. Coś jest z nimi nie tak.

I bez jego gadania to wiedziałam. Wiedziałam również, że jeżeli będę tak wisieć, będzie jeszcze gorzej.

- Wiem - chciałam powiedzieć, ale wyrwało się ze mnie tylko słabe westchnienie.

Nie wrócił przez wiele godzin. A może dni... Nie potrafiłam tego określić. Tym bardziej, że często straciłam przytomność. Za każdym razem, kiedy odpływałam w ciemność miałam wrażenie, że to ten ostatni raz. Jednak "ten ostatni raz" nie nastąpił. Budziłam się i widziałam Sedrica.

Wrócił.

Usłyszałam jego ciężkie kroki. Moje uszy wyłapały, że zabiera bat ze stołu. Ten dźwięk był dla mnie tak samo rozpoznawalny jak dźwięk mojego oddechu.

- To przez ciebie, dziwko! - krzyknął, zanim poczułam na skórze pierwsze uderzenie. Jęknęłam głucho, kiedy bat rozerwał strupy tworzące się na zakażonych ranach. - Wszystko przepadło, bo byłaś za bardzo zuchwała, suko!

Znów uderzenie. Usłyszałam Seda, ale nie potrafiłam wyodrębnić żadnych pojedynczych słów.

- Nie chce przyjąć twojej zasranej krwi, a nie mogę jej do tego zmusić. Umrze jej dzieciak, a razem z nim umrze moja władza!

Wkrótce uderzenia zaczęłam odczuwać jako ledwie pulsowanie. Mój mózg przestawał odbierać bodźce z zewnątrz. Odpływałam w ciemność i czułam dokładnie, że to jest ten ostatni raz.

Fake Siblings ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz