Rozdział trzeci

193 5 2
                                    

Po długich namowach ze strony Katrin, matka wreszcie zgodziła się na jej wyjazd do tajemniczej przyjaciółki.
-No dobrze. Wiem, że tutaj jesteś samotna, więc kilka dni poza miastem dobrze Ci zrobi.
Dziewczyna powiedziała, że znajoma, do której jedzie, mieszka w innym mieście, co nie było prawdą. Karolina mieszkała kilka kilometrów od ich domu, na przedmieściu. Tam też była znajoma stadnina.
Spakowała walizkę i pożegnała matkę, po czym ruszyła w stronę dworca autobusowego, gdzie miała na nią czekać Karolina.

Po dojściu na miejsce, szybko odnalazła znajomego jeepa. Zapakowała torbę do bagażnika, po czym usadowiła się obok kierowcy. Dziewczyny uścisnęły się na przywitanie, po czym starsza odpaliła silnik i ruszyły do domu.
-Co powiedziałaś mamie?-zapytała Karla, nie spuszczając wzroku z szosy.
-Prawdę. Jednak trochę podkoloryzowaną.-odparła Katrin z zadowoleniem.
Kierująca pojazdem uśmiechnęła się tylko.
Po chwili dojechały na miejsce. Młodsza zaniosła bagaż do pokoju przyjaciółki, po czym wyszła na dwór, kierując się w stronę stajen. Znalazła Karolinę w Dwójce, czyli stajni dla młodych koni.
-Dziś to Twój rewir.-powiedziała "właścicielka", po czym z uśmiechem opuściła budynek.
Katrin westchnęła tylko. Stajnia numer dwa nie była duża, jednak opieka nad zwierzętami znajdującymi się tutaj, wymagała czasu i cierpliwości.
Najpierw zajęła się karmieniem i sprawdzaniem poideł. Ucieszyła się, nie znajdując żadnej usterki. Gdy konie zajęte były jedzeniem, dziewczyna wyszła, by posprzątać dla nich wybieg. W tym celu z pomieszczenia gospodarczego zabrała teczkę, na którą wrzuciła łopatę i grabie. Po pół godzinie praca była wykonana. Teraz czas, by wyprowadzić zwierzęta. Można to było zrobić, otwierając jedynie drzwi każdego z boksów, jednak młode zwierzęta prowadziło się na kantarach, by uczyły się posłuszeństwa. Dziewięć zwierząt było już na dworze. Został jeszcze jeden. Dziewczyna wzięła uwiąz i podeszła do ostatniego boksu, skąd doszło ostrzegawcze tupnięcie. Nic sobie z tego nie zrobiła, weszła do środka. Koń podniósł głowę wysoko, nie pozwalając podpiąć uwiązu.
-Czy zawsze musimy przez to samo przechodzić?-zapytała retorycznie, czekając, aż ogier się uspokoi i będzie mogła go wyprowadzić.
-Pomóc Ci?-usłyszała męski głos i kroki, świadczące o tym, że ktoś się zbliża.
-Nie...Zaraz sobie poradzimy.
Tak, jak powiedziała, zwierzę po chwili przestało wariować i mogła wyprowadzić je z boksu. Gdy się odwróciła i zobaczyła, kto oferował jej pomoc, stanęła jak wryta. Młodzi ludzie przez chwilę patrzyli na siebie, nie wiedząc, co powiedzieć. Wreszcie, równocześnie wypalili:
-Co Ty tu robisz?!?

Nigdy więcej  [WERSJA POPRAWIONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz