Czkawka
- Spadamy! – powiedziałem głośno, gdy tylko doszedłem nad Krucze Urwisko, tak by mordka mnie usłyszała – Spadamy stąd! – zacząłem rozglądać się za Szczerbatkiem, ponieważ nigdzie go nie widziałem – No, niestety... wygląda na to że musimy sobie urządzić małe wakacje... bezterminowe. – nadal go nie widziałem. Postawiłem kosz przy jeziorze i zacząłem się rozglądać. Dalej nigdzie go nie było, więc zająłem się wypakowywaniem wszystkich rzeczy: ogon Szczerbatka (musiałem wcześniej wyprostować jeden pręt), mapa, kompas i jeszcze kilka innych potrzebnych rzeczy. Od wyjścia z areny zastanawiałem się, dlaczego ten Gronkiel padł przede mną. Dopiero przed chwilą przypomniałem sobie, że wczoraj mi i Szczerbatkowi nie wyszło za bardzo lądowanie, w wyniku którego mocno potoczyłem się po ziemi. A mówiąc dosadniej, wytarzałem się w smoczymiętce. Zapewne moja kamizelka nią nasiąkła i to obezwładniło tego smoka. Właśnie wyciągnąłem mój kaftan, dzięki któremu mogę przyczepić się do siodła, gdy nagle coś popchnęło mnie do przodu i wpadłem do wody. Po chwili się wynurzyłem i obróciłem o 180 stopni, by zobaczyć czyja to sprawka. Przez chwilę bałem się, że ktoś mnie śledził, np. Astrid, na którą "wpadłem" na skraju lasu, i zdążyłem już ułożyć najczarniejszy scenariusz, którego finałem byłaby śmierć Szczerbatka. Jednak okazało się, że jedyną czarną rzeczą jest roześmiana mordka smoka stojącego na brzegu.
- No bardzo Ci dziękuję. Ty gadzie, ty! – powiedziałem, na co smok ponownie roześmiał się tym swoim charakterystycznym, gardłowym śmiechem. – Tak ci do śmiechu? – zapytałem z chytrym uśmieszkiem. On tylko zamruczał, jakby na potwierdzenie. – No to masz! – podskoczyłem i rzuciłem się plecami do wody, powodując na tyle duży rozprysk wody, że teraz Nocna Furia też była cała mokra. Smok zawarczał na mnie lekko, pokazując swoje niezadowolenie, na co ja tylko się roześmiałem i wyszedłem wreszcie z wody. Trzeba przyznać, że za ciepła to ona nie była. Szczerbatek zaczął obwąchiwać moje rzeczy, które wyjąłem wcześniej z kosza i posłał mi pytające spojrzenie.
- To ci się pewnie spodoba. – powiedziałem z uśmiechem, w którym, jak sądzę, nie było radości – Uciekamy stąd. – oznajmiłem spokojnie, po czym wziąłem do rąk ogon Szczerbatka. Chciałem mu go założyć, jednak on zaczął się wiercić i odsuwać ode mnie swój ogon. – Proszę cię, Mordko. To naprawdę dla mnie trudne, ale nie mamy innego wyjścia. Zresztą ty pewnie masz już trochę dosyć ciągłego siedzenia tu. – zacząłem mu tłumaczyć wskazując jednocześnie Krucze Urwisko. Nadal nie wyglądał on na przekonanego. – Po za tym nie jesteś tutaj bezpieczny. Ja też tu nie pasuję. Słyszałeś o wikingu, który nie zabija smoków? – ciągnąłem, a on zaczął powoli ustępować - Myślę, że Berk to nie miejsce dla nas.
Szczerbatek zamruczał jeszcze smutno, ale posłusznie zbliżył do mnie swój ogon, a ja umocowałem sztuczną lotkę. W kuźni oprócz naprawienia pręta, zmieniłem także materiał lotki z jasnobrązowego na czarny. To samo zrobiłem ze skórzanymi paskami. Teraz ogon wyglądał niemalże jak prawdziwy. Trzeba by przyjrzeć się z bliska aby zobaczyć, że jest sztuczny. Założyłem swój kaftan, kompas wsadziłem do kieszeni kamizelki, a mapę przymocowałem do siodła, tam gdzie kiedyś była ściągawka. Od tamtego czasu nieco wzmocniłem uchwyt, więc może tym razem nic nie zgubię. Głupio byłoby zabłądzić, choć nie wiem jeszcze dokąd się udamy.
Powoli słońce chyliło się ku horyzontowi. Jego promienie przybrały cieplejszy, pomarańczowy odcień. Dzień, mój ostatni na Berk, powoli się kończył. Wsiadłem na Szczerbatka, rozłożyłem ogon i wznieśliśmy się nad ziemię. Okrążyliśmy dookoła wyspę, kryjąc się w chmurach, gdy przelatywaliśmy nad wioską. Wikingowie spokojnie przechadzali się między domami. Chciałem dobrze wyryć sobie ten obraz w pamięci. Za budynkami dostrzegłem jeszcze jeden, nieco oddalony od innych, dom, do którego ktoś zmierzał. Był to postawny wiking z wielką, rudą brodą. Mój ojciec. Ojciec, który zawsze się mnie wstydził. Ojciec, który w tej chwili był dumny z moich kłamliwych osiągnięć, choć on nie zdawał sobie sprawy z ich fałszywości.
CZYTASZ
By odnaleźć siebie
FanfictionKocham Berk. To mój dom i choć nigdy nie było łatwo, to mimo wszystko tu się urodziłem i wychowałem. To tu nauczyłem się wszystkiego od Pyskacza, który nieraz był dla mnie bliższą rodziną, niż szanowany przez wszystkich Stoik Ważki. To tu mieszka pi...