Rozdział 14

2K 158 17
                                    

Czkawka

- Tyle chyba starczy. – zwróciłem się do Szczerbatka, gdy do pełna załadowaliśmy drugą sieć rybami. Odpowiedział mi gardłowym mruknięciem wyrażającym aprobatę. Może się wydawać, że taka ilość wystarczyłaby na tydzień dla całej osady, jednak prawda jest taka, że sami to zjemy w tym czasie. Smoki pożerają ogromne ilości jedzenia, a Nocna Furia jest wyjątkowo żarłoczna.

Razem ze Szczerbatkiem i trzema Ponocnikami skierowałem się z powrotem w stronę Smoczego Skraju. Powoli słońce chyliło się ku horyzontowi, ale do zachodu nadal zostało trochę czasu. Dzisiaj musieliśmy po ryby wybrać się trochę dalej. W okolicach miejsca, w którym zazwyczaj łowię, prawie w ogóle nie było ryb. Mam nadzieję, że jest to chwilowe, bo nie chcę mi się za każdym razem latać tak daleko.

W drodze powrotnej myślałem o Kodzie. Mam nadzieję, że jednak mnie posłuchał i nie włóczył się tam, gdzie nie powinien. Dzieciak ma po prostu za dużo energii. Chyba będę musiał znaleźć mu jakieś zajęcie, by mógł jej trochę zużyć na czymś pożytecznym, zamiast na wpadaniu w tarapaty. Ale muszę przyznać, przywiązałem się do chłopaka. Mimo, że ma tylko osiem lat, to jednak jest człowiekiem. A tych brakowało mi w czasie pierwszych trzech lat po ucieczce. W dodatku energia tak z niego tryska, że nie sposób go nie lubić. W sumie jest dla mnie trochę jak młodszy braciszek. Czasem irytujący, ale mimo wszystko rozbrajający.

Uśmiechnąłem się lekko do swoich myśli i leciałem dalej w towarzystwie smoków. Przynajmniej do czasu, aż pod sobą nie zobaczyłem strzępków jakiegoś okrętu. Zaniepokoiło mnie to trochę, ale teraz przynajmniej wiem dlaczego ryby uciekły z okolicy. Jestem ciekaw co się stało. Nie podoba mi się, że doszło do tego tak blisko Smoczego Skraju. Stąd jest tylko kilkanaście minut lotu na Szczerbatku. Podlecieć czy lecieć dalej? Ludzie tam mogą potrzebować pomocy, ale nie wiem jak zareagują na widok Nocnej Furii i trzech Koszmarów Ponocników. Bezpieczniej byłoby ich ominąć, ale jednak wypadałoby chociaż zobaczyć czy ktoś przeżył. Sądząc po stanie w jakim znajdował się wrak, wątpię by byli jacyś ocalali, ale pewności nie mam.

Zacząłem krążyć nad szczątkami statku zastanawiając się co zrobić. Ostatecznie postanowiłem jednak sprawdzić co się stało. Koda by mi nie wybaczył, gdybym tak po prostu sobie poleciał. Zniżyłem lot i wylądowałem... sam nie wiem na czym. Ważne, że było w miarę duże.

Oględziny statku nie zajęły mi zbyt wiele czasu. W końcu dużo z tej łodzi nie zostało. Znalazłem kilka sztuk broni, które wziąłem ze sobą. Przyda mi się dodatkowy metal. Nie lubię handlować z wikingami z sąsiedniej wyspy gronkielowym żelazem. Wolę nie rozpowszechniać tego rodzaju metalu. Wystarczająco kłopotliwe jest to, że Łowcy Smoków je znają. Oprócz broni znalazłem jeszcze mapę z zaznaczoną wyspą, o której nie miałem pojęcia. Jak tylko wrócę, będę musiał nanieść poprawki w Czaszy.

Dochodząc do wniosku, że nic tu po mnie, wsiadłem z powrotem na Mordkę i wzbiliśmy się razem w powietrze. Już po chwili dogoniliśmy Koszmary Ponocniki, a Smoczy Skraj rósł w miarę jak się do niego zbliżaliśmy.

Po dotarciu na wyspę, w miarę szybko udało mi się opróżnić sieci i zamknąć ryby w magazynie. Następnie odłożyłem znalezioną broń w kuźni, mając zamiar jutro przetopić je na coś innego. Po uporządkowaniu wszystkiego, zacząłem rozglądać się za Kodą. Wątpię, by rzeczywiście przez cały dzień siedział w domu, ale o tej godzinie powinien już być. Skierowałem się w stronę domu, a po chwili wszedłem do środka.

- Koda?! – zawołałem chłopaka. Zza ściany wychyliła się głowa z rozczochraną burzą ciemnych blond włosów. Po tym jak Koda tutaj zamieszkał, wybudowałem z boku domu dodatkowy pokój, aby miał swój.

By odnaleźć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz