Rozdział 26

1.7K 149 49
                                    

Już czuję to linczowanie, za skończenie w takim momencie.

Astrid

Słońce już dawno zaszło, a na niebie pojawiły się gwiazdy. Powoli zbliżaliśmy się do Berk. Z daleka widać już było światła pochodni, oświetlających wioskę. Na ten widok, poczułam ogromną ulgę i radość. Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie wylądujemy. Lot był niesamowity, ale widok, jaki miałam daleko przed sobą sprawiał, że chciałam już teraz zsiąść ze smoka.

Od chwili, gdy Berk znalazła się w zasięgu wzroku, Smoczy Jeździec ponownie zrobił się małomówny i nieobecny. W każdym razie, nie wyglądał na zadowolonego, że już jesteśmy tak blisko. Tak jak ostatnio, nie zwracałam na niego zbyt dużej uwagi, jednak tym razem, byłam po prostu pochłonięta odmierzaniem odległości, jaka nas dzieli od naszego celu. Nawet Śmiertnik, niezmordowanie podążający naszym śladem, już mi nie przeszkadzał. Liczyły się dla mnie jedynie odległe światełka.

Byłam zmęczona i głodna. Marzyłam o własnym łóżku i ciepłym posiłku. Jestem pewna, że wszyscy ucieszą się, że jesteśmy cali. Będę miała sporo do opowiadania. No i będę musiała się spieszyć, bo najpóźniej pojutrze musimy wyruszyć z powrotem na Smoczy Skraj. Zwłaszcza, że dotarcie tutaj, zajęło nam strasznie dużo czasu. Mieliśmy być o świcie, a niebawem zacznie się kolejny dzień.

Byliśmy coraz bliżej. Gdy mrużyłam oczy, byłam w stanie dostrzec pojedynczych wikingów, pełniących wartę. Smoki już nie atakują, ale na wszelki wypadek, kilku ludzi zawsze patroluje wioskę. W końcu ognioziejne stworzenia, to nie jedyne zagrożenie. Byłam pewna, że już za chwilę wylądujemy. Jednak nagle zaczęliśmy lecieć coraz niżej. Trochę spanikowałam, bo przed nami widniały formacje skalne, wyłaniające się z wody, ale myślałam, że zaraz poderwiemy się w górę, więc nie protestowałam.

- Gdzie lecisz? – spytałam, lekko zdezorientowana, bo od skałek dzieliło nas kilkadziesiąt metrów.

- Przecież nie wyląduję w samym środku wioski. – odpowiedział Ryu, tonem, którego ja zazwyczaj używam, gdy rozmawiam z Thorstonami. Nie spodobało mi się to, ale nie zdążyłam się odezwać. – Trzymaj się! – powiedział głośniej w momencie, gdy minęliśmy pierwszą skałkę.

Zaraz za nią, smok zaczął manewrować między skałami w zawrotnym tempie. Co chwilę gwałtownie skręcał, podrywał się w górę lub spadał w dół oraz robił pojedyncze obroty. W sumie byłoby nawet całkiem ekscytująco, gdyby tylko Szczerbatek tak nie pędził.

Gdy wyminęliśmy skały, zaczęliśmy się wznosić, lecąc wzdłuż ściany urwiska. W końcu dotarliśmy do krawędzi i wylądowaliśmy. Zeszłam z siodła pierwsza i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy zaraz na początku lasu. Od pierwszych chat, oddzielało nas zaledwie kilka drzew.

- Nie mogłeś wylądować za jakimś domem? – zapytałam, odwracając się w kierunku Ryu, który dalej siedział na smoku.

- I jak, bym się miał, niepostrzeżenie wydostać? – odparował, pretensjonalnym tonem.

- Stoick powiedział, że możesz zatrzymać się w jego domu. – odpowiedziałam. – Nie musisz się chować w lesie.

Przez chwilę chłopak nic nie mówił. Spoglądał na domy, przysłonięte pojedynczymi drzewami, zamyślonym wzrokiem. Szczerbatek wydał jeden ze swoich charakterystycznych pomruków i patrzył na swojego Jeźdźca, jakby z zachętą i troską, ale mogło mi się tylko wydawać. Nie rozgryzłam jeszcze mimiki smoka. Ryu spojrzał na Nocną Furię i pogładził swojego przyjaciela po łbie.

Nagle poczułam lekkie szturchnięcie w plecy. Odwróciłam się zaskoczona. Myślałam, że to jakiś wiking i już chciałam zacząć tłumaczyć obecność chłopaka i jego smoka, ale się pomyliłam. Przede mną stał Śmiertnik, o którym chwilowo całkowicie zapomniałam. Przyleciał za nami, aż na Berk. I co ja mam z nim zrobić? Ryu powiedział, że mogę nie być w stanie, pozbyć się tego smoka, ale jak on to sobie wyobraża? Mam się nim zająć? Oszalał?

By odnaleźć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz