Rozdział 11

1.8K 124 20
                                    

Astrid

- Padnij!!! – Krzyknął Sączysmark. Rzuciłam się w bok unikając gradu strzał. Przeleciały nad moją głową i wpadły do wody po drugiej stronie łodzi.

- Śledzik, uważaj! – tym razem to ja ostrzegłam przyjaciela, przed lecącym w jego stronę bolasem.

Od wyspy Łupieżców dzieliły nas dwa dni. Od czasu sztormu nie spotkały nas żadne inne niespodzianki. Wszyscy zaczynaliśmy odczuwać lekki stres przed spotkaniem z Łupieżcami, mimo że znajdowaliśmy się na środku morza i jeszcze nawet nie widzieliśmy jej zarysu. Z bocianiego gniazda obserwowałam okolice, chcąc się odrobinę uspokoić. Na statku nie mogłam sobie pozwolić na rzucanie toporem. Po pierwsze, nie ma w co. Po drugie, jak wyleci za burtę to już go nie odzyskam, a to jest moja jedyna broń. Podziwiałam bezkresną wodę oraz ogromne skały wystające nad jej powierzchnię. Miały bardzo ciekawe kształty. Człowiek zaczyna się zastanawiać jakim cudem to w ogóle stoi zamiast runąć.

Właśnie w tym momencie dostrzegłam niewielki ruch za nimi. Z początku nie miałam pojęcia co za to odpowiada, więc wytężyłam wzrok i uważnie wypatrywałam choćby najmniejszego poruszenia. Gdy już zaczynałam wierzyć, że coś mi się tylko przewidziało, zza jednej ze skał zaczął wypływać wpierw dziób, a następnie reszta statku. Za nim po kolei kolejne okręty. W sumie było ich pięć.

- Statki na horyzoncie!!! – krzyknęłam do wikingów pode mną. Wszyscy na raz podnieśli głowy spoglądając na mnie. Ręką wskazałam kierunek, a wtedy wzrok wszystkich skierował się ku zbliżającym się łodziom.

- To Łupieżcy! – ledwo dosłyszałam głos wodza z tej wysokości. Skierowałam wzrok na największy okręt, a dokładniej na jego główny żagiel. Znajdował się na nim wizerunek powykrzywianego hełmu. Znak Łupieżców. Szybko zeszłam po olinowaniu na pokład statku. Stoick już wydawał rozkazy. – Przede wszystkim wszyscy macie zachować spokój i ich nie prowokować. Nie wiemy dlaczego tu są, ale nie możemy zapominać, że właśnie płyniemy podpisać z nimi rozejm. Zachowajcie jednak ostrożność i bądźcie gotowi do walki w każdej chwili. Nie atakujemy dopóki oni tego nie zrobią.

Ustawiliśmy się wszyscy na dziobie statku, by móc w spokoju obserwować zbliżające się do nas statki. W pewnym momencie okręty podzieliły się na trzy oddziały. Dwie łodzie zaczęły opływać nas od lewej, a dwa inne od prawej. Największy z nich dalej parł na nas od frontu.

To nie skończy się dobrze.

Ledwo zdążyłam o tym pomyśleć, a jeden ze statków z lewej strony wystrzelił w naszym kierunku wielki głaz, który na szczęście nas nie dosięgnął. Jednak był to wystarczający sygnał. Nie mają pokojowych zamiarów.

- Przygotować katapultę! – Stoick zaczął wydawać polecenia. – Herob, zawracaj! Nie możemy pozwolić, by odcięli nam drogę ucieczki.

- Stańmy do walki! – zaproponował Sączysmark. A bliźniaki go poparli. No po prostu idioci!

- Mamy tylko jeden statek i dwie katapulty. Nie wygramy przeciwko nim! – wydarłam się na tych pacanów. Kapitan skierował nasz statek w przeciwną stronę. Teraz płynęliśmy pod wiatr co było nam nie na rękę. W ten sposób tracimy dużo na szybkości. Tyczy się to również naszych wrogów, jednak nasz statek jest większy. Co za tym idzie ma większe żagle.

- Skrócić żagle! – ryknął Stoick. Razem z Lorvem rzuciliśmy się w kierunku lin. Jednak w tym momencie liny pękły. Żagiel całkiem się obluzował, a my straciliśmy sporo na szybkości. Statki Łupieżców otoczył nas utrzymując bezpieczny dystans. Zaczęli nas ostrzeliwać z katapult, łuków, a także harpunów.

By odnaleźć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz