Rozdział 13

1.9K 137 7
                                    


Czkawka

- Czkawka... Czkawka. – usłyszałem czyiś głos i ktoś szturchnął mnie w ramię, więc zakopałem twarz głębiej w poduszkę. Po chwili poczułem ciężar na plecach, który zaczął podskakiwać. – Czkawka! Wstawaj! – wydarł mi się tuż nad uchem.

- Co jest...? – jęknąłem, nie unosząc wzroku. Gdzieś z boku usłyszałem niezadowolony pomruk Nocnej Furii. Podniosłem głowę i spojrzałem w brązowe oczy blondynka – O co chodzi, Koda?

- Przed domem jest jakiś dziwny smok. – odpowiedział, szczerząc się jak głupi. – Chodź go zobaczyć! – krzyknął będąc już w drzwiach.

Zwlokłem się z łóżka. Kątem oka zobaczyłem jak Szczerbatek się przeciąga. Najwyraźniej nie tylko mnie obudził nadpobudliwy ośmiolatek. Założyłem swoją zieloną tunikę i wyszedłem na zewnątrz w ślad za Kodą. Przed domem stał smok z długą szyją i głową podobną do głowy węża, przyozdobioną z tyłu kryzą zakończoną okrągłymi wypustkami. Posiadał imponujących rozmiarów skrzydła. Nie dziwota, że mały się tak ekscytował. Akurat ten gatunek jest dość rzadki i chyba nie miał jeszcze okazji go widzieć.

- Hej, Czkawka... - zaczął podskakiwać w miejscu. On serio jest nadpobudliwy. – Co to jest?

- Smok. – odparłem krótko uśmiechając się półgębkiem. Dzieciak zrobił naburmuszoną minę wydymając jeden policzek. Powstrzymywałem się, by nie parsknąć śmiechem.

- Ale jaki? – zaczął jęczeć, ciągnąć mnie przy tym za ramię.

- Threadtail. Lepiej do niego nie podchodź. – powiedziałem, gdy dzieciak ruszył w jego stronę. Na moje słowa stanął i odwrócił się, ponownie na mnie patrząc. – Gdy czuje zagrożenie, wydziela przez skórę truciznę. – wyjaśniłem. Zrobił wielkie oczy i cofnął się o dwa kroki.

Przez chwilę obserwowaliśmy smoka. Koda co chwila przechodził z jednego miejsca na drugie, zachowując przy tym bezpieczną odległość. Miło wiedzieć, że chociaż co do jednej rzeczy mnie słucha.

Poczułem jak coś mnie trąca od tyłu. Chyba uwzięli się dzisiaj na moje plecy. Odwróciłem głowę i zaraz zerwałem się z miejsca, gdy tylko Szczerbatek zaczął mnie obśliniać.

- Szczerbatek wiesz, że to się nie spiera! – zawołałem z urazą do przyjaciela. Zaśmiał się gardłowo, a po chwili dołączył do niego Koda. Poczekałem, aż się uspokoją i zwróciłem do chłopca – Jadłeś już śniadanie.

- Nie. Obudziłem się chwilę przed tobą i od razu zobaczyłem Treatneila. – odpowiedział szczerząc się jak głupi z sobie tylko znanego powodu. – Umieram z głodu! – zawołał.

- Threadtaila – poprawiłem. – A ty, Mordko? Głodny? – Zwróciłem się do smoka, który wyszczerzył się do mnie swoim bezzębnym uśmiechem.

Poszedłem do magazynu po jedzenie dla Szczerbatka. Będę musiał dzisiaj wziąć kilka smoków i polecieć na połów ryb. Nie starczy dla Mordki na jutrzejsze śniadanie. Wróciłem z koszem pełnym śmierdzieli i postawiłem przed smokiem. Koda w tym czasie przyniósł talerze, chleb, jagody i jajka, a także trochę jaczego mleka. Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść.

Minęło pięć lat odkąd opuściłem Berk i walczyłem z Czerwoną Śmiercią. Jak się później okazało, jednak nie umarłem. Straciłem lewą nogę poniżej kolana, ale tak to wyszedłem z tego niemal bez szwanku. Ciężko było się przyzwyczaić do sztucznej nogi. Spędziłem sporo czasu na Wyspie Smoków dochodząc do siebie i próbując skonstruować coś na kształt protezy. Póki tego nie zrobiłem nie mogliśmy opuścić tej wyspy, a nie nadawała się ona do życia. Dodatkowo ogon Szczerbatka ponownie się zepsuł. Później przez pół roku lataliśmy od wyspy do wyspy, szukając miejsca, by osiąść.

By odnaleźć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz