Czkawka
Gdy tylko otworzyłem oczy, od razu razem ze Szczerbatkiem udaliśmy się w stronę lasu. Klif, na który wczoraj trafiliśmy, znajduje się z dala od wioski, a po drodze trzeba się jeszcze przeprawić przez małą przepaść. Dzięki trudnej trasie, mam pewność, że nikt nie będzie za mną szedł. Ja, z pomocą Szczerbatka, z łatwością tam dotrę, ale inni nie mogą liczyć na pomoc smoka. Ten klif to idealne miejsce, by móc poszaleć z Mordką. Nikt z wioski Baldura nas nie zobaczy, dzięki czemu, nie narażę się w żaden sposób Arnvaldowi. No i, gdy chodzi o ćwiczenie różnych trików, dużo lepiej startuje się z klifu. Nie trzeba marnować czasu na wzbicie się na odpowiednią wysokość.
Atmosfera w domu wodza jest trochę napięta. Główną przyczyną jest wzajemna niechęć moja i Egila. Ja naprawdę nic do niego nie mam. To on nie trawi mnie i Szczerbatka. Jednak ogólny stosunek wodza i jego rodziny też atmosfery nie poprawia. Doceniam fakt, że pozwalają Mordce spać w ich domu, ale ciężko jest udawać, że się nie widzi ich krzywych spojrzeń.
To miejsce jest dla mnie miłą odskocznią. Mogę bez obaw wyszaleć się ze Szczerbatkiem i trochę rozluźnić. Chcę już wrócić na Smoczy Skraj. Myślałem, że przyjemnie będzie tu odetchnąć od ciągłego noszenia hełmu, ale już wolę to, od stałego przebywania na ziemi. Tam przynajmniej jestem w domu i nie muszę przestrzegać żadnych zasad, tylko robię co chcę. Pamiętam jak, jeszcze na Berk, ojciec zawsze narzekał na mój brak posłuszeństwa. I proszę, jak dzięki temu daleko zaszedłem. Co chwilę mam w głowie myśl, jak by mój ojciec zareagował, gdyby wiedział, że to ja ukrywam się pod hełmem. Pewnie byłby w szoku. W końcu myśli, że nie żyję.
Gdy przybyli na wyspę byłem przerażony myślą, że odkryją kim jestem. Dalej nie chcę, by się dowiedzieli. Jednak, mimo że wiecznie chodzę przez to spięty, cieszę się, że ich widzę. Tęsknie za Berk. Zostawiłem tam wszystko. Co prawda, nigdy nie żałowałem swojej decyzji, ponieważ dalej uważam, że postąpiłem słusznie, ale mogłem zostawić chociaż jakąś kartkę, by ojciec nie myślał, że jestem martwy.
Wygląda gorzej niż kiedyś. Nie chodzi tylko o to, że się postarzał. Na jego twarzy nigdy nie było beztroski, zawsze czymś się martwił i trudził. Ale teraz sprawia wrażenie, jakby życie go już męczyło, a tak nigdy wcześniej nie było. A przynajmniej pięć lat temu.
Do osady wróciłem koło południa. Zgodnie z przewidywaniami Arnvalda, Johann Kupczy powinien się tu pojawić za jakieś trzy godziny. W tym czasie, Frinn opowiedziała mi trochę o nadchodzącej uczcie na jej cześć. Odbędzie się za dwa tygodnie i oczywiście zostałem na nią zaproszony. Po raz kolejny. W dodatku ma przypłynąć jej bardzo ważny przyjaciel, który koniecznie chce poznać słynnego Jeźdźca smoków. Zaraz zrobią ze mnie legendę, jeśli plotka o tajemniczym Jeźdźcu pójdzie dalej w świat. Ciekawe czy na Berk już coś słyszeli?
Wkrótce jednak musiała iść do domu, a ja ponownie byłem skazany na bezczynne czekanie. Nie mając nic ciekawszego do roboty, postanowiłem przejść się po obrzeżach osady. Dochodziłem właśnie do miejsca, gdzie zazwyczaj zostawiałem Szczerbatka, kiedy usłyszałem za plecami czyiś rozgorączkowany krzyk.
- Gdzieś ty się podziewał?!- odwróciłem się w kierunku głosu. W moją stronę szedł wściekły Egil. Nie żeby kiedyś był przy mnie wesoły.
- Potrzebujesz czegoś ode mnie? – spytałem spokojnie, gdy zatrzymał się przede mną.
- W wiosce pojawił się jakiś smok i właśnie wyjada nasze zapasy! A przez ciebie, ojciec zabrania nam podejmować jakichkolwiek działań, by się go pozbyć! – odpowiedział podniesionym głosem syn wodza. – Rusz się i zrób coś z nim! – wydarł się, gdy dalej stałem w miejscu.
CZYTASZ
By odnaleźć siebie
FanfictionKocham Berk. To mój dom i choć nigdy nie było łatwo, to mimo wszystko tu się urodziłem i wychowałem. To tu nauczyłem się wszystkiego od Pyskacza, który nieraz był dla mnie bliższą rodziną, niż szanowany przez wszystkich Stoik Ważki. To tu mieszka pi...