Pov. Nathan
Swoim samochodem nie pojadę, na powrót do domu też nie ma czasu... Kuźwa no przejebane! Rozejrzałem się dookoła i wtedy zobaczyłem jego. Na parkingu stał sobie Ford z pootwieranymi drzwiami. Bez zbędnego namysłu wskoczyłem do niego.
- Co pan robi?! - wydarła się jakaś babka kiedy właśnie przekręcałem kluczyk pozostawiony w stacyjce.
- Cicho siedź kobieto, dziewczynę mi porwali - odezwałem się ruszając z piskiem.
Podałem babce telefon i kazałem wybrać numer do Lucka.
- Weź na głośnik - poleciłem co posłusznie wykonała. Po kilku sygnałach usłyszeliśmy zdyszany głos Lucka.
- Halo?
- No gdzie jesteś?!
- Eee biegłem dość szybko, żeby ich nie zgubić więc sorry ale nie podziwiałem przy tym krajobrazów
- No to jak ja mam wiedzieć gdzie ją zabrał?!! - czułem, że coraz bardziej się wściekam - opisz gdzie teraz jesteś.
- Przed takim dużym szarym budynkiem za miastem, obok jest ogromne drzewo, nawet dużo drzew.. o kurwa jestem w lesie!
- Mam w dupie ten twój las, nadal nie wiem gdzie żeś dobiegł!
- Pamiętam, że mijałem cukiernie a potem taki jebitny parking dla ciężarówek. A ten szary budynek w lesie to taki jakby stary hotel czy coś, nie wiem no !
- A skąd ja mam wiedzieć!!
- Ja wiem gdzie to jest- nieśmiało odezwała się kobieta siedząca obok mnie na miejscu pasażera.
- O dzięki ci niewiasto! Prowadź, gdzie teraz skręcić? - zapytałem z wdzięcznością zerkając na kobietę.
- W prawo.
*****
Jechałem najszybciej jak tylko się dało więc raczej się nie zdziwię jak za niedługo dostanę wezwanie do zapłaty mandatu i swoje zdjęcie z foto radaru ale w tej chwili to był mój najmniejszy problem. Kobieta obok też chyba bardziej w tym momencie bała się o swoje życie niż o samochód, który sobie pożyczyłem.
Kiedy zauważyłem Lucka czekającego przy jakimś zjeździe zatrzymałem samochód.
- Dzięki ! -krzyknąłem już zamykając za sobą drzwi auta i zostawiając w nim zdezorientowaną kobietę.
- Jak daleko?- zapytałem Lucka kiedy razem biegliśmy już dróżką.
- Jakiś kilometr. Plus minus kilkadziesiąt metrów.
Po chwili byliśmy już przed budynkiem. Wziąłem rozbieg i wjechałem z buta w drzwi... Ale efektem tego było, że leżałem na ziemi a drzwi były nadal zamknięte.
- A ty co? John Rambo? Te drzwi otwierają się do zewnątrz a nie do wewnątrz mózgu - wytknął mi kumpel.
- A niby skąd ja miałem to wiedzieć? Na filmach zawsze kozacko wyglądało takie z "buta wjeżdżam" - burknąłem pociągając za klamkę.
Razem z Luckiem wbiegliśmy do środka rozglądając się po pomieszczeniu. Było pusto.
- Jesteś pewny, że to tu?- zapytałem.
- Jak tego, że złamiesz temu kutasowi nos - odparł pewnie ale to nie zmieniało faktu, że dookoła panowała głucha cisza.
- Gdybyś był psycholem to gdzie zabrałbyś Amber?- zaczął Luck.
- Do lasu jak ten tu, a co do budynku to oczywiście, że zamknąłbym ją w piwnicy - stwierdziłem nie ogarniając po co zadaje takie pytanie- Zaraz! Jesteś genialny stary! To teraz gdzie tu jest piwnica?
- Tam są jakieś schody, chodź!
Biegnąc po krętych schodkach nagle usłyszeliśmy męski głos.
- No co jest? Gdzie ta pyskata Ami? No powiedz coś. BŁAGAJ!!!!
Poczułem jak krew się we mnie gotuje. Wpadłem do pokoju i widząc jak typek siedzi na mojej Amber tylko jeszcze bardziej się rozpędziłem i tym razem bezbłędnie wykonałem "z buta z buta wjeżdża, jednym strzałem wyłamuje zęby". W efekcie z wyskoku kopnąłem psychola w twarz tym samym zwalając go z Amber. W tym momencie do pokoju wbiegł Luck. Spojrzał na gościa, któremu krew już poszła nosem.
- No mówiłem, że Rambo - mruknął jakby do siebie jednak na tyle głośno, że bez trudu to usłyszałem. Jednak mało mnie to teraz obchodziło. Byłem zajęty okładaniem tego ciula. Nawet nie umiał się porządnie bronić. Co za pizda. Kilka razy coś chrupnęło pod moją pięścią a on zawył z bólu. Podobał mi się ten wrzask.
- To i tak nic w porównaniu z tym co zrobiłeś Amber!! No krzycz głośniej! Myślisz, że ktoś ci tu pomoże? Hahahahahahaha - To było świetne uczucie móc tak wyładować całą złość, która już od jakiegoś czasu we mnie buzowała.
- Nathan starczy bo za szybko go zabijesz - Luck powstrzymał mnie przed kolejnym uderzeniem - idź do Ami ja się teraz z nim pobawię.
Choć niechętnie ale musiałem przyznać mu rację. Zostawiłem cwela na w pół przytomnego i wytarłem zakrwawione ręce w jego poszarpaną koszulkę. Wstałem i podszedłem do łózka, na którym leżała skulona dziewczyna owinięta prześcieradłem. Luck chyba już ją trochę uspokoił bo patrzyła na mnie tymi swoimi ślicznymi oczami. W jednej chwili resztki gniewu zastąpiła troska.
- Już więcej cie nie dotknie, zadbam o to, chociaż chyba i tak złamałem mu rękę, nie będzie miał jak się nawet podetrzeć - spróbowałem powiedzieć to w taki sposób, żeby choć trochę ją rozbawić i chyba mi się udało bo na jej twarzy na chwile zagościł delikatny cień uśmiechu.
- Mhm, to dobrze - powiedziała cicho.
- Chodź pójdziemy już stąd - podszedłem bliżej i wyciągnąłem do niej ręce ale na ten gest zarumieniła się i bardziej naciągnęła na siebie prześcieradło.
- Ja... bo.. - zmieszała się.
Zobaczyłem, że ma nagie ramiona a na ziemi obok leżą jakieś strzępy materiału. Znowu do głowy uderzyła mi fala gniewu. Odwróciłem się, przeszedłem na drugi koniec pokoju gdzie Luck już związał czymś tego fagasa. Tym razem nawet nie schylałem się, żeby go uderzyć a z całą siłą kopnąłem go w żebra. Coś znowu chrupnęło ale zignorowałem to i wróciłem do Amber. Kiedy szedłem zdjąłem koszulkę i podałem dziewczynie, żeby ją na siebie założyła.
- Mógłbyś... - spytał biorąc koszulkę. Zrozumiałem, że nadal na nią patrze więc szybko się odwróciłem. Luck zrobił to samo.
- Więc... jak w ogóle mnie tu znaleźliście?
- Wyobraź sobie że Luck powiedział mi gdzie jesteś bo biegł całą drogę za samochodem, jebany maratończyk - odpowiedziałem nadal patrząc w ścianę.
- Dziękuje wam. Jedźmy już do domu nie chce tu być ani minuty dłużej.
- Już zadzwoniłem po Sama, zaraz tu będzie - powiedział Luck.
- Dobrze, ale chce coś jeszcze zrobić- powiedziała Amber i podeszła do leżącego chłopaka. Spojrzałem na Lucka w tym samym momencie co on na mnie. Obaj nie wiedzieliśmy o co jej chodzi. Stanęła, zacisnęła ręce w pięści i z zamachem kopnęła tego zboka między nogi.
- Ałłł.. - jęknął Luck łapiąc się za własne krocze - kurde dziewczyno, uczyniłaś go chyba bezpłodnym miażdżąc mu jaja.
- Teraz możemy jechać - odpowiedziała zadowolona.
Roześmiałem się na całe gardło. Mój kotek miał pazurki i to nie tylko do ozdoby.
CZYTASZ
Do Nienawiści Jeden krok
Teen FictionAmber już przy pierwszym szarpnięciu samochodem gwałtownie się zerwała i z jej jakże pięknych ust poleciała długa wiązanka przekleństw skierowanych w moją stronę. -Ty jebany huju po co ja się kurwa zgodziłam na tą jebaną kolację?! Co ci od piętro li...