2. Oktawia

10 1 0
                                    


Dzień się znów kończy

Czas szybko ucieka

Nakrywam głowę kocem

Bo zimne są tu noce

Tutejsze noce straszne i zimne

Choć mrożą moje serce

Są takie jak noce wszędzie-

Zbyt krótkie

Noce za krótkie by zdążyć

Wypłakać wszystkie łzy

Tak, że zostają w dzień

I dzień jest pełen łez

A kiedy dzień się kończy

Uciekam pod poduszkę

By oprócz płaczu zdążyć

Przez chwilę o czymś pośnić

Oto ja, osiemnastoletnia Oktawia. Moje imię nie jest zbyt popularne, więc niektórzy zapominalscy nazywają mnie Oliwią, a co bardziej kreatywni, Otylią (tak jakby to było jakieś super modne imię w odróżnieniu od mojego). Już mnie to nie drażni, czuję się tak samo związana z tymi imionami jak z moim własnym, powoli nabierają swoich odrębnych cech, stają się moimi alter ego. Jestem w ostatniej klasie LO. Chodzę do klasy biologicznej, ale już od dawna wiem, że to nie moja droga. Owszem, lubię chemię, ale biologia mnie nudzi, układ pokarmowy dżdżownicy czy taksonomia roślin mnie nie pasjonują. Interesuje mnie tylko człowiek, taka ze mnie humanistka. Chociaż nie cierpię historii. Historia jest w polskiej szkole najbardziej bezużytecznym przedmiotem, uczona tak jak jest uczona nie ma najmniejszych szans na zastosowanie w życiu. Przerabiamy szczegółowo i dwukrotnie starożytność, na historię najnowszą nigdy nie starcza czasu. A może to celowe? Nauczyciele nie chcą wziąć odpowiedzialności za nauczanie historii najnowszej. Też bym nie chciała. No i jest spokojnie, nie ma żadnych kontrowersji. W biologii natomiast naprawdę fascynuje mnie ciało ludzkie, możliwości mózgu, genetyka, ale to trochę za mało, żeby dostać się na medycynę, więc od jakiegoś czasu myślę nad jakimś alternatywnym planem, niestety brak mi trochę tych pomysłów. Nie mam żadnej wizji siebie za 10 czy 20 lat. Co chciałabym robić? Gdzie być? Nie wyobrażam sobie siebie w żadnym typowym zawodzie, nie mam żadnych marzeń co do mojej przyszłej pracy.

Najchętniej wyszłabym za mąż, urodziła kilkoro dzieci i zajęła się domem, bo tak jest najłatwiej. Nawet nie mam większej ochoty iść na studia, mam wrażenie, że po nich będę tak samo mało potrafiła jak po liceum. Owszem, będę miała jeszcze większą wiedzę, ale nadal nie będę potrafiła nic robić. Wolałabym konkrety: posprzątać, zrobić zakupy, wyjść na spacer z dzieckiem, ugotować obiad, zrobić pranie. Bez zbędnego zastanawiania się jak, po co, kiedy? Wszystkiego mi się odechciewa kiedy pomyślę o rozmowach o pracę, upierdliwych szefach, bezsensownych zadaniach, całej masie ludzi, z którymi będę musiała rozmawiać. Nie radzę sobie z ludźmi, jestem upośledzona społecznie, więc do jakiej właściwie pracy mogę się nadawać? Nic nie przychodzi mi do głowy. To musiałoby być coś, przy czym zaszywam się samotnie przy komputerze, nie muszę z nikim współpracować. Oczywiście pójdę na studia, bo to odwlecze trochę w czasie konieczność pójścia do pracy. Nie wiem tylko czy ma to jakiś sens. Powoli więc zaczynam przychylać się do opcji, żeby wybrać studia, które sprawią mi przyjemność, bez myślenia o późniejszych perspektywach. To głupota, wiem, ale w ten sposób, przynajmniej jeszcze trochę nacieszę się życiem.

Z drugiej strony prześladuje mnie myśl, że jestem zbyt dużym samotnikiem i indywidualistą, żeby założyć rodzinę więc wykształcenie się przyda. A czasem mam wrażenie, że nic na mnie nie czeka, że chyba zginę niedługo w jakimś tragicznym wypadku, bo kiedy zastanawiam się nad przyszłością widzę pustkę. Mam dużą wyobraźnię a zupełnie nie potrafię wyobrazić sobie siebie w przyszłości i coś uparcie podszeptuje mi: korzystaj z życia, bo niewiele ci go zostało.

Oktawia w LabiryncieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz