9. Przekraczamy granice

2 0 0
                                    


I've always knew

I have no right to love you

But you seduced me

And made me feel this way

I don't know

What she means to you

But you belong to her

It's what we can't deny

I can't sleep

I wonder if you really could

Live your life for me

And don't regret at all

And will you child

Hate me all his life

Will he know

It wasn't my fault

I wish I could

Leave you like I always did

But I must loose

No matter what I do

I've never thought

Someone could posses my will

Like you do

By simply touching me

Pod koniec stycznia zaczęły się ferie. Rodzice musieli wyjechać na ponad tydzień. Minus był taki, że musiałam w tym czasie zająć się ich biurem, nic wielkiego, stali klienci wiedzieli co się dzieje a rzadko przychodzili nowi. Trzeba było jednak być na to przygotowanym: otworzyć biuro i w nim siedzieć, odebrać jakieś dokumenty, inne wydać, umówić spotkanie. Plus był taki, że miałam cały dom dla siebie. Wreszcie mogliśmy się spotkać bez żadnych świadków, nie myśleć, czy na nas patrzą, nie musieć się ciągle powstrzymywać.

Już pierwszego dnia po wyjeździe rodziców przywiozłam go do domu. Tym razem nie było w nas tej niecierpliwości, która towarzyszyła nam przez poprzedni miesiąc. Wiedzieliśmy, że mamy mnóstwo czasu. Wiedzieliśmy (ja chyba już też dopuszczałam tę myśl, choć nadal się przed nią broniłam), że posuniemy się krok dalej. Planowaliśmy to spotkanie, wyczekiwaliśmy go, musiało być idealne. I było.

Nie wiem czy to pod jego wpływem, czy już wcześniej to we mnie siedziało (myślę, że raczej to drugie), ale seks do dziś jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. Potrzebuję go, żeby dobrze czuć się ze sobą i z moim partnerem. Kiedy ktoś mówi mi, że seks nie jest najważniejszy, krzyczę, że jest. Oczywiście, przesadzam trochę, może nie najważniejszy, ale bardzo ważny. Przygnębia mnie jego brak, tracę siły, wiarę w siebie, energię do działania.

Nie byłam już wtedy dziewicą, ale po spotkaniu Henriego moje wcześniejsze doświadczenia wydały się tak mało znaczące, ograniczone, monotonne. Moja wiedza ograniczała się głównie do porad z Bravo a doświadczenia do kilku stosunków w pozycji klasycznej, niezbyt spektakularnych. Ale w głębi przeczuwałam, że to jeszcze nie wszystko, że może być lepiej, dużo lepiej. Sama potrafiłam zrobić sobie lepiej i to od dziecka. Ale moje pojęcie o seksie było jeszcze bardzo ograniczone. Kiedy myślałam na przykład o seksie oralnym mogłam wyobrazić sobie siebie robiącą loda, raczej bez większego trudu; dużo ciężej było mi dopuścić do siebie myśl o facecie liżącym mnie. Myślałam sobie nawet, że być może nigdy na to nie pozwolę, ze wszystkich rzeczy akurat na to. Przy Henrim szybko wydało mi się to śmieszne. A właśnie od tego zaczął. Czy później jeszcze coś mogło mnie ograniczać?

Siedzimy na kanapie w salonie i oglądamy telewizję. Rozmawiamy, komentujemy, przytulamy się. Jestem trochę rozdrażniona, nieswoja, dziwią mnie moje własne komentarze do filmu. To przez strach, jednoczesną pewność i niewiedzę. Pewność, że coś się dziś stanie i niewiedzę jak będzie i co będzie potem. Małe doświadczenie i nieznajomość swojego ciała, swoich potrzeb i reakcji pogłębiają lęk a jednocześnie drżę z niecierpliwości. Czasem przychodzi myśl: nie mogę, przecież obiecałam sobie, zepsuję wszystko. Ale zaraz dogania ją druga: to myślisz, że po co go tu przywlekłaś? To było zaproszenie, jeśli ty się nie cofniesz, to tym bardziej facet się nie cofnie. Ale przecież ja jeszcze mogę to zatrzymać, potrafię...

Wreszcie Henri powoli podciąga moją długą spódnicę, gładzi uda, nachyla się coraz mocniej aby je całować. Ja przechylam się w druga stronę, aby mu to ułatwić, więc teraz leżę a on siedzi obok i pochyla się nade mną. Wreszcie dociera do końca nóg i odchyla majtki. Chwila bezruchu, pewnie przygląda się, ocenia. Potem zaczyna od delikatnych okrążeń, powoli zbliżając się do środka. Przez chwilę jeszcze jakiś głos w mojej głowie krzyczy, żeby to przerwać, że nie mogę na to pozwolić, że nie chcę tak zaczynać: od rzeczy, której najbardziej się obawiałam. Te obawy szybko milkną pod naporem gorącej fali przyjemności i rozluźnienia jaka rozlewa się po moim ciele. Henri wreszcie wkłada język do środka, a ja aż podskakuję. Delektuję się jego oddechem i językiem ślizgającym się to na zewnątrz to wewnątrz, to delikatnie masującym, to dźgającym i natarczywym aż do lekkiego bólu. Raz odprężam się i rozpływam z rozkoszy, a raz wyprężam się i napinam mięśnie w oczekiwaniu. Mimowolne odruchy szarpią mną kiedy jego język zbyt intensywnie naciska na łechtaczkę i drażni jakiś nerw. Ach, jak mogłam wcześniej, choćby w myślach odrzucać tę słodką pieszczotę? Teraz czuję, że jest dla mnie stworzona, że już zawsze będę jej pragnąć. To najcenniejszy dar, bo nic nie zastąpi języka kochanka: ani własne palce ani żadna zabawka. Nieprzyzwyczajona, długo pozwalam się tak pieścić, żeby nie umknął mi żaden szczegół otwierającego się przede mną wszechświata nowych doznań, aż w końcu ulegam jego staraniom, jednocześnie zwalniając ostatnie hamulce wstydu, i rozlewa się we mnie pierwszy w życiu orgazm dany mi przez mężczyznę. Bo choć byłam już z kilkoma to jeszcze żaden nie był na tyle wytrwały i biegły, żeby pomyśleć o moich potrzebach. Owszem, było mi z nimi dobrze, ale ich zaledwie próbki seksu nie wystarczyły, bym doszła na szczyt, nie pozwoliły na poznanie swoich reakcji i najkorzystniejszych pozycji. A ja wiem na co czekam, do czego dążę, bardzo wcześnie odkryłam sama przed sobą jak wygląda orgazm, ale dopiero teraz zaczynam się uczyć, jak bardzo różnie może wyglądać, na ile różnych sposobów można go przeżyć. Ten jest potężny, długo wyczekiwany i opóźniany, wypełnia mnie dumą: tak, to mój kochanek, to on potrafi mnie tak uszczęśliwić, wie dobrze jak to zrobić, nareszcie trafił mi się ktoś biegły.

Nie odwdzięczam się od razu tym samym, zrobię to kiedy indziej, nie chcę wpadać w takie schematy. Na razie muszę jeszcze się nacieszyć, ochłonąć, przerobić wszystko w głowie, ponapawać się błogością, która mnie ogarnęła i wcale nie chce opuszczać. Chcę przeciągnąć te wrażenia jak najdłużej.

Tego wieczora, już później, w sypialni, czuję, że moja kolej na przejęcie inicjatywy. Nie mam już żadnych oporów, kładę Henriego na swoim łóżku i siadam na niego. Jego członek jest długi w porównaniu do wzrostu, dość gruby, twardy, mocno wyprężony. Nie mam wprawy również w takiej pozycji, ale kto by się domyślił? Instynktownie wprowadzam go w siebie, na początku powoli i ostrożnie, to też przyjemny moment, którym lubię się napawać. Wypróbowuję różne kąty i ruchy. Kołyszę się delikatnie, unoszę i opadam. Po raz pierwszy, w pełni świadomie, dostosowuję pozycje do moich potrzeb. Odkrywam najprzyjemniejsze ułożenia. Delektuję się władzą. Co prawda nie zdążam dojść po raz kolejny, on dochodzi dość szybko (jeszcze nie wiem, że za szybko), ale zdążam odkryć całą gamę nowych doznań. Czuję jak przesuwa się we mnie, napina, naciska, wbija; zmieniam tempo, głębokość, nachylenie, odkrywam jak jest mi najlepiej, uczę się jak się poruszać. Jest mi niewyobrażalnie dobrze również kiedy czuję w sobie jego wytrysk, nie zawsze go czuję, ale tym razem rozkosznie uderza o pobudzone do granic możliwości tkanki. Nie jestem rozczarowana, że ja nie mam orgazmu, jeden już dziś miałam, a poza tym za dużo się naczytałam, jak to może być kobiecie trudno go osiągnąć. Dopiero później uczę się, że dobry kochanek potrafi zadbać o kobietę tak, żeby doszła prawie zawsze, ba, że sama kobieta może tak sterować sytuacją. Póki co i tak jestem szczęśliwa i spełniona. Oprócz chęci otrzymywania czułości odkrywam w sobie również niepochamowaną ochotę na dawanie innym przyjemności. I to jest kolejne zupełnie nowe odczucie.

Śpimy nago, wtuleni w siebie. Śmieję się z siebie. Jak mogłam myśleć, że będę w stanie poczekać z tym do maja? Jak mogłabym chcieć dobrowolnie odmawiać sobie takiej przyjemności? Nie, nie po to czekałam tyle lat, żeby teraz odrzucać taką szansę. Przecież właśnie po to się w to wplątałam.

Rano już się nie kochamy, chyba musimy trochę ochłonąć, nacieszyć się tym udanym początkiem. Nic się nie popsuło, nie jest niezręcznie. Uśmiechamy się i czulimy. Jemy śniadanie, rozmawiamy i Henri wraca do domu, jest weekend. Zostaję sama krzyczę i śpiewam, czytam i piszę wiersze, płaczę i śmieję się. Jestem bezgranicznie szczęśliwa, jestem zrozpaczona, czuję się dziesięć lat starsza, cieszę się jak dziecko, czuję przerażenie. Wszystko to po równo i jednocześnie. Tysiące myśli wiruje mi w głowie. Nie pomaga pisanie, nie potrafię ostudzić emocji, przeżywam tę noc wciąż na nowo i wyczekuję kolejnej.

Oktawia w LabiryncieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz