24. Koniec

4 0 0
                                    

Wspomnienie utraconego marzenia

Wbija się jak nóż

Prosto w brzuch

Gdyby zadzwonił tego dnia rano, tak jak się umawialiśmy, może bym mu wszystko opowiedziała. Może wiedziałby, że rozmawiałam z jego żoną, że teraz i ja i ona wiemy o wiele więcej, że jest taki plan... Może nawet powiedziałabym mu, żeby rozwiązał to sobie z nią sam. Może wiedziałby, że tego dnia zadzwonię do niego, żeby go rzucić, że muszę to zrobić, może wiedziałby, że to co mu powiedziałam to nieprawda, może by coś zaproponował, może by mnie namówił, przekonał... Może. Ale nie zadzwonił, tak jak wiele razy wcześniej, więc wszystko poszło zgodnie z jej planem.

Zdążyłam się przygotować do tej rozmowy, zdążyłam przekonać samą siebie, że muszę być bezlitosna, że tak naprawdę to go nienawidzę. Rozmyślałam, dlaczego jej tak na nim zależy, skoro doskonale wie, że on ciągle kłamie. Naprawdę nie chciałam go już więcej widzieć, nie chciałam, żeby ona mi się śniła, nie chciałam mieć z nimi już nic wspólnego.

Dzwonię o umówionej porze. Beata odbiera, mówię tylko: to ja. Ona podaje mu słuchawkę, jak gdyby nigdy nic, ze słowami: jakaś dziewczyna. Prawie widzę jej tajemniczą minę, jak próbuje ukryć uśmiech, jak on nic nie rozumie. Jesteśmy wspólniczkami i dobrze mi z tym. Po raz pierwszy to on otoczony jest siecią kłamstw, to on nie wie co się dzieje. Och, jaka świetna z nas para aktorek, jaki zgrany duet.

Głos mi drży ale wylewam z siebie wszystko co przygotowałam: że dzisiaj mija osiem miesięcy odkąd się pierwszy raz spotkaliśmy i że najwyższy czas to zakończyć; że nigdy go nie kochałam, że chciałam tylko wykorzystać do zdobycia dobrej oceny. Staram się być jak najbardziej okrutna, a on nie może nic odpowiedzieć, w żaden sposób się bronić, bo ona stoi obok i słucha. Nie wiem ile słyszy z tego co ja mówię, ale robię to tak, jakby miała słyszeć wszystko, staram się jak najlepiej wywiązać z zadania, nie zawieść jej. A on może tylko co jakiś czas mówić: Tak? Dobrze. Rozumiem. I bardzo dobrze, nie przerwie mi mojej starannie przygotowanej tyrady. Mówię mu, żeby mu się nie wydawało, że jest takim super kochankiem, że Marcin, o którego był taki zazdrosny, był o wiele lepszy od niego, a on jest taki sobie, przeciętny. To na pewno go zaboli najbardziej, choć to podłe kłamstwo, to może wybije mu z głowy raz na zawsze romanse z małolatami. Dorzucam w gratisie i w przypływie nagłej weny, że wcale nie ma takiego dużego jak mu się zdaje. Dodaję, że nudziłam się z nim już, miałam dość jego głupich obietnic, nigdy bym i tak z nim nie uciekła bo wolę iść na studia, że jest głupi, jeśli myślał, że związałabym się z nim na stałe. Kłamstwa, kłamstwa, wszystko kłamstwa, ale dziwnie dobrze mi z nimi, po raz pierwszy to ja odwracam kota ogonem, wyprowadzam go z równowagi, wyrzucam mu jego wady. Na koniec mówię, żeby nie dzwonił, nie przyjeżdżał, nie próbował się kontaktować, że nie chcę go więcej widzieć ani słyszeć. Ta dam. Zrobiłam to. Zrobiłam to najlepiej jak umiałam.

Chwilę później ryczę: z żalu, z bólu, z ulgi, ze szczęścia. Niech sobie tam siedzą w tym swoim małym zakłamanym mieszkanku, mnie to już nic a nic nie obchodzi. Wypadam z gry. Koniec końców chyba byłam na to za cienka.

A on faktycznie już więcej się nie pojawia i nie odzywa. I doskwiera mi trochę, że tak po prostu to przyjął, że nic nie podejrzewał, nie chciał wyjaśnień. Musiało faktycznie zaboleć. Jeszcze bardziej doskwiera mi, że nigdy się nie dowiem jak to było, ile ona mu zdradziła z tej całej konspiracji. Z drugiej strony, gdybym znowu musiała z nim rozmawiać, mógłby mnie znowu przekonać... Tak jest lepiej. Beata miała dobry plan, potraktować go tak, żeby więcej nie próbował się kontaktować.

Tego dnia jeszcze raz rozmawiam z nią, zdaję jej relację, mówię, że nie oddzwonił. Ona i tak wątpi, boi się, próbuje mi jeszcze trochę grozić. Mówi, że wczoraj po powrocie do domu on przysięgał, że się ze mną nie widział. Potwierdzam jeszcze raz, że owszem widział. Dodaje, że jeszcze będzie dzwonić i sprawdzać. No tak, przecież jemu nie może wierzyć, naprawdę bardzo mi jej żal z tego powodu i życzę jej, żeby też się od niego uwolniła. No tak, ale jej nikt do tego nie zmusi, musiałaby sama się zdecydować. Stwierdzam, że nigdy jej się nie uda. Nic mnie to już nie obchodzi.

Chociaż to oczywiście nieprawda, że tak po prostu przeszłam nad tym do porządku dziennego. Początkowo prawie nic nie jem, ciągle mi niedobrze. Boję się dźwięku telefonu. Że zadzwoni znowu ona. Że zadzwoni on. I co miałabym powiedzieć? Może lepiej by było z nim wcale nie rozmawiać, ale co jeśli któreś z rodziców odbierze i mnie zmusi? Bo co miałabym powiedzieć im: że nie chcę już z nim gadać? To by jeszcze bardziej pogorszyło sytuację. A ja chcę tylko jak najszybciej zapomnieć.

Za kilka dni mam jechać z rodzicami do Francji i jedyne czego się obawiam to, że nie zabiorą mnie ze sobą jeśli ona zadzwoni ze swoimi rewelacjami. Ale nie dzwoni i wyjeżdżamy jak planowaliśmy. Teraz już nic mi nie może zrobić. To moje ostatnie wakacje z rodzicami, potem będę poza ich zasięgiem.

Korzystam z tego wyjazdu jak mogę. Ćwiczę język przy każdej okazji, kupuję książki i kasety. Zdrowieję. Prawie zupełnie uwalniam się od myśli o nim, o nich. Wysyłam pocztówki, do koleżanek, do Pawła, do braci. Na sugestię rodziców, że może do niego też, odpowiadam, że lepiej nie. (Boże, tato, mam nadzieję, że nic nie wiesz, tak mi wstyd.)

Znowu chodzę po plaży, zbieram ogromne muszle, wygrzewam się na słońcu. Zastanawiam się dlaczego tak długo to trwało, dlaczego ani kłamstwa, ani ciągłe czekanie nie potrafiły otworzyć mi oczu? Dlaczego sama nie byłam w stanie zdobyć się na ten krok? Dlaczego dopiero coś tak strasznego jak rozmowa z Beatą dało mi tę siłę?

Wracamy do domu i wszystko wraca do normalności. Pomagam w biurze, czytam, powoli zapominam. Odwiedza mnie moja Beata i teraz kiedy sama ma jakieś problemy mówi mi coś, co tak niedawno sama z przerażeniem odkrywałam: „Myślisz, że masz zasady, że są rzeczy których byś nigdy nie zrobiła, a potem przy pierwszej okazji zapominasz o wszystkim." Uśmiecham się i przytulam ją: teraz i ona to wie, a myślałam, że nigdy mnie nie zrozumie. Chyba każdemu kiedyś w życiu, przynajmniej raz się coś takiego zdarza.

Oktawia w LabiryncieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz