7. Egzamin

3 0 0
                                    

Here's the day

I'm waking up

Trying not to freeze

World's so dark

House so quiet

Dreams are slowly dying

Mimo upływających lat, wszystkie moje egzaminy i rozmowy albo szybko wyrzucam z pamięci albo rozpamiętuję bez końca jako moje osobiste porażki. Zawsze było tak samo. W szkole przyzwyczajają nas do pisania: sprawdziany, kartkówki, wypracowania. Nikt nie uczy nas mówić czy rozmawiać, argumentować, grzecznie się nie zgadzać, dyskutować o niczym, roztrząsać tematy, które nie mają dla nas najmniejszego znaczenia, mieć coś do powiedzenia na każdy temat. Nie dziwi mnie to za bardzo, nie ma warunków w trzydziestoosobowych klasach.

Każdy egzamin pisemny przechodzę gładko i bez stresu, papier wszystko przyjmie. Każdy egzamin ustny czy praktyczny jest dla mnie traumą. Nic się nie zmieniło. Egzaminy z judo, egzaminy na studiach, na prawo jazdy, każda jedna rozmowa o pracę (nawet gdy mi za bardzo nie zależy) jest niebotycznym wysiłkiem. I zupełnie bezcelowym. Nigdy nie daję rady. Staram się, ale na studiach, kiedy tylko czuję, że powiedziałam na tyle dużo, żeby zdać, odpuszczam. Na rozmowach o pracę rozklejam się, nie wytrzymuję napięcia, czuję, że jestem żałosna. Prawo jazdy oblałam kilka razy tylko ze względu na stres. Egzaminów z judo w większości nie pamiętam, czarna dziura w mózgu.

Podjęłam ogromny wysiłek i nauczyłam się zachowywać w wielu różnych sytuacjach codziennych ale egzaminy to dla mnie zbyt wiele, nie mam nawet jak i gdzie poćwiczyć. Tego mój autystyczny umysł nie jest w stanie przeskoczyć: czuję, że oceniana jest nie moja wiedza i umiejętności, tylko sprawność społeczna. Egzaminy czy rozmowy o pracę nie są naturalną sytuacją. Tłumaczę sobie, że o wiele więcej zyskam jeżeli zachowam spokój ale to nie pomaga. Zawsze powraca obezwładniający stres.

Języki obce, paradoksalnie, zmieniają trochę moje podejście. Na zajęciach językowych nie jestem sobą, przybieram inną postać, jestem aktorką, wiem, że nie jest ważne co powiem, ale że umiem to powiedzieć. Wiem, że mogę czasem gadać bzdury, z którymi wcale się nie zgadzam, tylko po to, żeby podtrzymać dialog, sprowokować dyskusję. Języki obce pomagają mi przezwyciężyć strach przed rozmową w ogóle, ale przynoszą mi też najłatwiejsze do przejścia egzaminy w moim życiu. Dlatego ten konkretny egzamin nie przerażał mnie tak bardzo jak inne.

Nie wiem co każe mi przez cztery lata wstawać w środku nocy, albo bladym świtem, w zależności od pory roku, ubierać się w ciszy w pogrążonym we śnie domu, wychodzić bez względu na pogodę. Nigdy się nie spóźniać, nie opuszczać prawie żadnego dnia szkoły. Brnąć przez wiatr, śnieg, mróz, uparcie, codziennie... Ale to i tak nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że ciągle spotykam tych samych ludzi, jadących o tej samej godzinie tym samym autobusem, że za oknem widzę te same osoby, podążające zawsze w tym samym kierunku. Powinno być to dla mnie ukojeniem: taki porządek, spokój, ład, pewność i stałość. Powinno, a jednak coś się we mnie buntuje: nie chcę robić codziennie tego samego, nie chcę. Nie chcę za czterdzieści lat nadal jeździć tym samym autobusem, w te same miejsca, o tej samej godzinie. Przeraża mnie to. Nie chcę nawet przez jeden miesiąc robić tego samego. Jak więc powinnam zaplanować swoje życie żeby tego uniknąć? Jak się z tego wyrwać, przełamać te schematy?

Wyznaczają mi egzamin klasyfikacyjny na sam początek stycznia. I tego dnia wstaję o tej samej godzinie i przemierzam tę samą drogę na przystanek. Jeszcze w mojej dzielnicy widzę przez okno tę samą kobietę w średnim wieku, idącą zawsze w tym samym miejscu. Czuję, że to ja teraz i ja w przyszłości, że nic się nie zmieni. Taki los mnie czeka bez względu na to co zrobię. Dlatego właśnie muszę korzystać z życia póki jestem młoda. Dlaczego nie dać się ponieść, nie zaszaleć? Być może to jedyne co mnie czeka ciekawego w życiu, ostatnia szansa. Nie będę się już karcić za tę lekkomyślność, chcę wreszcie poczuć, że żyję.

Oktawia w LabiryncieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz