23. Ostatnie spotkanie

2 0 0
                                    

Wszystko pozory

Wszystko to gra

Twoje je t'aime

I dotyk twój

Moje wymówki i pocałunki

Wszystko oszustwo

My wiemy to

Tylko dlaczego ktoś patrząc z boku

Krzyczy: „ah, que l'amour est jolie"?

W piątek, nieoczekiwanie zostaję w domu. Nie przejmuję się tym wcale. Mówiłam mu, że to nic pewnego, że nigdy nie wiem co na dzisiaj wymyślą mi rodzice, (bardzo dbają, żebym się nie nudziła) że nie mam za bardzo jak się z nim spotkać. Pojedzie do biura, zobaczy, że mnie nie ma i mam nadzieję, że będzie miał na tyle rozumu, żeby o mnie nie pytać tylko jak najszybciej się stamtąd zmyć. Jeśli zapyta, będę miała problem, ale powiem, że o niczym nie wiedziałam. A Henri przyjeżdża do domu. Opowiada jak wszedł do biura, jak spotkał moją mamę i uciekł bez słowa. Ja boję się trochę ryzykować i wpuszczać go do domu ale ostatecznie stwierdzam, że już mi wszystko jedno, że lepiej tak niż stać na ulicy, że ktoś może zobaczyć i się zainteresować. I znów zapominam, że miałam to skończyć. Znów daję się uwieść pięknym wizjom. I przypominam sobie jak dobrze mi z nim było, i nie mogę się opanować. Jeszcze tylko ten jeden raz. Na pożegnanie. Co to może zmienić? Wiem, że mogę sobie dzisiaj pozwolić tylko na jeden raz, i tak dużo ryzykuję, któreś z rodziców może wrócić w każdej chwili, więc staram się, żeby było jak najlepiej. Pozwalam się uwodzić długo, powoli. Przechodzimy przez większość moich ulubionych pozycji. Zaczynamy na siedząco, upieram się na to, choć na chwilę. Później oral, 6/9, długo, muszę cały czas kontrolować sytuację, żeby nie zepsuć tego, być może ostatniego spotkania. Na koniec ujeżdżam go jak kiedyś w hotelu, mocno, szybko, prawie brutalnie. Kiedy kończę przez chwilę myślę, że mogłabym teraz tak go zostawić, jak on mnie wiele razy, ale to nie leży w mojej naturze. Zresztą to i tak już koniec, musiał się mocno powstrzymywać, bo dochodzi zaraz po mnie. Dobrze, niech sobie przypomni jak cudownie nam było, niech żałuje, że nie przyjechał nad morze. Że nie potrafił się zdecydować.

Żegnamy się i znika we mnie przekonanie, że to już ostatni raz. Wiem, że ze mną wcale nie wyjedzie, ale widzę siebie ciągle wracającą do niego jak bumerang. Może jak będę wracać na weekend do domu, może czasem on przyjedzie do mnie, ale chyba nigdy się od niego nie uwolnię. Chyba, że spotkam kogoś innego a kto wie czy i wtedy...

Tym razem jednak mylę się bardzo.

Zaraz jak tylko Henri wychodzi dzwoni telefon.

— Halo.

— Dzień dobry, mogę rozmawiać z Oktawią.

— Przy telefonie. (Kto to do cholery jest. Nie rozpoznaję głosu. Na pewno żadna z moich koleżanek.)

— Czy ty znasz Henriego Rimeta?

(Boże, co mam odpowiedzieć? Kto to jest? Już wiem, to na pewno moja sąsiadka, Ania, ona też uczy francuskiego. Henri kiedyś mi mówił, że mijał się z nią. Dzisiaj musiała go zobaczyć jak ode mnie wychodził i postanowiła od razu zadzwonić. Czyżby tylko z ciekawości?)

— Noo, tak.

— Widzieliście się dzisiaj? Był u ciebie? (Tak, to na pewno Ania, postanowiła mnie ostrzec, albo zwyzywać, nie wiem, wydaje się wzburzona.)

— Tak.

— A czy ty wiesz ile on ma lat? Wiesz, że ma żonę i dziecko?

— Tak, wiem.

Oktawia w LabiryncieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz