10. Biuro

2 0 0
                                    

Ach, ślepy, ślepy los

I ślepe moje serce

Co kocha właśnie jego

Z każdym dniem coraz więcej

Miałam przekonać się

Że przecież jest człowiekiem

Że swoje wady ma

Lecz wcale nie jest lepiej

Owszem, znalazły się wady

Natychmiast przebaczone

A zalet jeszcze więcej

Tym mocniej pokochanych

Do dziś, kiedy wspominam te czasy, czuję przyjemne drżenie. W ciągu paru miesięcy doświadczyłam więcej niż przez całe wcześniejsze lata życia, może nawet więcej niż przez resztę życia. Wszystko było nowe, a jednocześnie długo wyczekiwane. On z kolei spełniał po kolei wszystkie swoje fantazje. Z rozbawieniem odkryłam lata później, że wypróbowywaliśmy wszystkie klasyczne pozycje i scenariusze z pornosów. Z jednej strony cieszę się, że wtedy była to dla mnie nowość, z drugiej, żałuję, że nie miałam jeszcze swojej listy rzeczy do wypróbowania, bo to była niepowtarzalna okazja. Mogłabym dodać coś od siebie. Niestety, nie byłam wtedy zbyt zaznajomiona z pornografią. Wiedziałam tyle, że istnieje i czasem trafiałam na jakąś reklamę na zakodowanych kanałach. Mało. Za mało żeby się domyślić. To te smutne czasy sprzed wszechobecnego internetu, które tak trudno jest nam dzisiaj sobie wyobrazić, a przecież nie minęło wcale wiele czasu. Nie przeszkadzało mi to jednak cieszyć się z każdej nowo odkrytej techniki, pozycji czy doznania. To, że nie zawsze od razu orientowałam się co i po co się dzieje dodaje tym przeżyciom niezwykłego uroku. Dowiedziałam się wiele o sobie. Z nostalgią przypominam sobie te odkrycia i samodzielne dochodzenie do czerpania jak największej przyjemności z seksu. Dzisiaj mój mąż, kiedy chce mi dokuczyć, nazywa mnie nimfomanką, ale to nie jest prawda. Nimfomanka, to ktoś kogo nie da się zaspokoić. Mnie się da, mam tylko duże potrzeby i nie lubię monotonii. Miesiące spędzone z Henrim były od monotonii dalekie. Chyba dobraliśmy się idealnie pod tym względem. Jemu wyraźnie brakowało nowości i eksperymentów, ja z zachwytem uczyłam się każdej nowej rzeczy, otwarta i chętna na wszystkie propozycje. Nic nie wzbudzało mojej niechęci, co najwyżej początkową konsternację, ale i to rzadko. Po latach fantazji i nieśmiałych planów dostałam nagle cały wachlarz nowych doznań podany na jednym talerzu. Nic tylko wybierać: dziś mam ochotę na to, jutro zrobię tamto, tyle możliwości, tyle szczęścia na raz. Niech to tylko nie skończy się zanim nie nauczę się absolutnie wszystkiego.

Henri odwiedza mnie znowu w poniedziałek, w biurze rodziców. Oprowadzam go, tłumaczę co robię i jak bardzo się tu nudzę.

Siadamy na zapleczu na niewielkiej kanapie. Nie da się nawet na niej położyć więc tak już zostaniemy. I dobrze, bo dzięki temu odkrywam kolejną pozycję, która ma się stać jedną z moich ulubionych. Szybko dobieram się do jego rozporka. Znowu jestem na górze i kontroluję sytuację. Dochodzi jeszcze ryzyko, że ktoś wejdzie. Co prawda rodzice są daleko, a klient nie wejdzie na zaplecze, ale co jeśli ktoś wejdzie do samego biura? Będę musiała natychmiast przerwać i wyjść do niego. A co jeśli to stanie się w najmniej odpowiednim momencie? Jak to co? Będę zdyszana i zaczerwieniona, potargana, każdy będzie podejrzewał, ale przecież nikt nic nie powie. A może widząc mnie taką, sam wróci do domu z niepohamowaną ochotą na seks.

Biuro jest na parterze a okno, w którym nie ma firanek, wychodzi na spokojne podwórko. Mimo to w każdej chwili może ktoś przejść i przypadkiem w nie spojrzeć. Wszystko to zamiast strachu wywołuje we mnie bezgraniczną wesołość i jeszcze większą ekscytację.

Tym razem już z większą wprawą poruszam się w górę i w dół, w przód i w tył, ręce zaplatam na jego szyi, stykamy się głowami. Jego ręce pieszczą moje plecy i pośladki, bawią się włosami. Jest inaczej niż przed trzema dniami, jeszcze intensywniej, jeszcze bardziej świadomie czuję go w sobie i tak steruję swoim ciałem aby odczuwać jak największą przyjemność. Dążę do szybkiego finału: z jednej strony pamiętam jak ostatnim razem Henri szybko szczytował, z drugiej, odkrywam, że taka pozycja ułatwi to również mi. Wyglądam za okno, widzę w oddali jakiś ludzi. Czy kiedykolwiek było im dane takie szczęście jak mi? Czy wszyscy czują to tak samo i robią na tyle różnych sposobów? Czy to tylko nam jednym na całym świecie może być tak dobrze? Prawda leży pewnie gdzieś pośrodku, ale nigdy się tego nie dowiem. Czuję jednak wdzięczność, że mnie dane jest poznać to uczucie. Widzę, że on jest już bardzo blisko, sama jestem bardzo blisko, a jednak ciągle brakuje mi tego ostatniego muśnięcia dopełniającego całość. Spinam wszystkie mięśnie aż czuję gdzieniegdzie delikatne skurcze, które nie mogą mi teraz przeszkodzić. Wreszcie, gdy znów czuję w sobie jego wytrysk, dochodzę ze spazmatycznym skurczem i cichym krzykiem. Nie wiem czy to fizyczna reakcja na jego orgazm, czy psychiczna, związana z zadowoleniem, że sama sprawiam komuś przyjemność. Nieistotne, ważne, że chce mi się śmiać: jednoczesny orgazm? Wcale nie taki trudny jak przedstawiają to w czasopismach, wcale nie wymaga lat poznawania i dopasowywania się do siebie. Wystarczy odrobina zaangażowania i wyczucia. Siedzę na Henrim jeszcze chwilę. Lubię ten moment kiedy jego penis delikatnie porusza się kurcząc, jakby wycofując ze mnie, a mnie od czasu do czasu przechodzi lekki dreszcz, jak echo niedawnych przeżyć.

Już nigdy nie spojrzę tak samo na tą kanapę, już zawsze wracając tu i widząc ją będę jednocześnie widzieć siebie i Henriego w tym szybkim, ale jakże satysfakcjonującym numerku. Już zawsze pozostanie moim własnym symbolem pozycji, którą właśnie wypróbowałam, nie ważne na ilu kanapach w życiu jeszcze to zrobię.

Wzdycham. Więc może być powoli, dokładnie i uważnie, ale może być również w pośpiechu i też jest dobrze. Cudownie. To odkrycie podsuwa mi kilka kolejnych pomysłów. Skoro ta legendarna gra wstępna wcale nie jest taka niezbędna to pojawiają się zupełnie nowe możliwości.

Spędzamy razem jeszcze trochę czasu, jemy pizzę, rozmawiamy. Henri musi znowu wracać, ale jutro przyjedzie ponownie i ponownie pojedziemy do mojego domu. Jeszcze nie wyszedł a już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania, już się niecierpliwię, już planuję kolejne zbliżenia. Zaczyna się we mnie budzić poczucie, że nigdy nie będę miała dość.

Pozostaję w takim romantycznym pobudzeniu i uniesieniu do końca dnia. Jak we śnie wracam do domu, tam też mam kilka rzeczy do zrobienia. Trzeba coś ugotować, posprzątać, wypadałoby się trochę pouczyć, zazwyczaj wykorzystywałam ferie na nadrabianie zaległości... Robię tylko tyle ile naprawdę muszę. Ciężko mi skupić się na czymkolwiek, już wolę siedzieć bezczynnie, czego zazwyczaj nie robię. Przez resztę wyjazdu rodziców wciąż wyczekuję ponownych spotkań, wszystko inne przestaje się liczyć. A Henri przyjeżdża jeszcze kilka razy.

Oktawia w LabiryncieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz