21. W zawieszeniu

1 0 0
                                    

Puść moją rękę

Oddaj moje serce

Przestań mi szeptać do ucha

Nie słucham

Zabierz palce gorące

Zamknij usta kłamiące

Nie patrz na mnie gdy szlocham

Nie kocham

Zniknij z mojego życia

Wróć spokój mego bycia

Ty ciągle męczysz jeszcze

Nie chcę

Zaczynam przygotowywać się do egzaminu wstępnego na studia. Raz w tygodniu spotykam się z Pawłem, który mi w tym pomaga, rozmawiamy trochę o Henrim, proszę, aby nie mówił mu, że mnie doucza. Przyjmuje to bez zdziwienia, obiecuje dyskrecję. Pochłania mnie już wizja mojego studiowania, wiem, że zrobię wszystko, żeby się dostać. Chwilowo zapominam o moim kochanku, przestaję nawet zastanawiać się nad tym czy i kiedy go rzucić. Spycham go na dalszy plan.

Pewnego dnia odwołują mi trening, więc nie pojadę na nasze cotygodniowe spotkanie, Henri nie dzwoni, chociaż się umówiliśmy, więc nie mam jak mu tego przekazać. Trudno, najwyżej będzie czekał na próżno, może się wystraszy i będzie bardziej pilnował ustaleń. Przypominam sobie ten dzień kiedy obydwoje przyszliśmy na niepotwierdzone spotkanie i liczę, że dziś on też się zjawi. Ciekawe co zrobi? Obrazi się i powie, że może lepiej się rozstać skoro go nie traktuję poważnie? A wtedy ja powiem: tak, chyba masz rację, żegnaj więc.

Następnego dnia wracam z lekcji z Pawłem i dowiaduję się, że zdążył już zadzwonić dwa razy. Wściekam się, miał nie rozmawiać z rodzicami. Po co mi to teraz kiedy właściwie już prawie z nim skończyłam. Czemu tak uparcie wydzwania? Pewnie faktycznie wczoraj na mnie czekał...

Ale nie czekał. Okazuje się, że też nie przyszedł. Dzwoni znowu i mówi mi to co zawsze, że kocha, tęskni, pragnie. Ale ja nie słyszę już tego tak jak kiedyś. Nie mogę tego słuchać, bo ja nie chcę, nie potrafię kłamać. Nie ja. On przeczuwa, że coś jest nie tak, mówi, że chcę go zostawić. (Ale przecież on zawsze tak mówił. Różnica jest taka, że tym razem, po raz pierwszy to jest prawda i dlatego mnie to tak niepokoi.) A ja nie chcę wyjść na oszustkę, nie chcę okazać się taka jak on.

Przy najbliższym spotkaniu, mam torbę pełną książek, po nie zresztą przyjechałam do miasta. Zostawiam je na krześle przy stoliku i idę do łazienki. Wiem, że zajrzy do torby. Nie wiem tylko co pomyśli, to tylko książki. I nie wiem co zrobi. On jednak zachowuje się dokładnie tak jak przewidziałam: zagląda i natychmiast wyciąga prawidłowe wnioski. Przygotowuję się do egzaminu, jednak chcę jechać do Poznania. Nie złoszczę się, potwierdzam. Henri jest tym razem dziwnie spokojny. Chyba wreszcie dociera do niego: wóz albo przewóz. Albo coś zrobi, albo mu się wymknę, nie zatrzyma mnie przy sobie postępując tak jak do tej pory. W tej chwili chyba sam nie wie czego chce. Zostawiam go z tym problemem, niech teraz on się zastanawia.

A on chyba naprawdę zgłupiał bo trzy dni później opowiada mi, że skoro nie chcę jechać z nim, tylko na studia do Poznania, to on wyjedzie sam na Korsykę. Jak to sam? Nie rozumiem. Ach tak, zapomniałam, że udajemy, że jego żona od dawna o nas wie i że już praktycznie nie są razem, więc to miałoby sens. A ja taka niedobra, doprowadziłam do ich rozstania i sama go teraz porzucam, więc zmęczony życiem i oszukany przez los samotnie rozpocznie wszystko od nowa. Dobrze- podchwytuję grę- to nieprawda, że chcę jechać do Poznania, powiedziałam tak bo zdenerwowało mnie, że zaglądał do moich rzeczy. Tak naprawdę nadal chciałabym z nim wyjechać i wystarczy, że da znak. Nie wiem po co to mówię, chyba już naprawdę nie wierzę w ani jedno jego słowo. A może jednak gdzieś głęboko we mnie tli się jednak nadzieja...

Oktawia w LabiryncieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz