Alyss
- Myślisz, że mu się spodoba? -zapytałam Cassandry i obróciłam się wokół własnej osi
- Oczywiście - odparła księżniczka uśmiechając się
Ponownie spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Miałam na sobie sukienkę do kolan w kolorze ciemnej zieleni. Do krótkich rękawów doczepione były niewielkie falbanki. Włosy miałam rozpuszczone, lekko zakręcone.
- Jak myślisz kiedy wrócą? - spytałam odwracając się tyłem do lustra
- Niedługo - odpowiedziała Cassandra i położyła rękę na moim ramieniu - Grupa buntowników atakujących Carway była stosunkowa niewielka przy obecności dwóch zwiadowców i trzystu rycerzy.
Pokiwałam głową, ale nie mogłam pozbyć się strachu. Zawsze martwiłam się kiedy Will wyjeżdżał. Nie wiedząc co odpowiedzieć uśmiechnęłam się w odpowiedzi, a po chwili rozmowa potoczyła się w kierunku najbliższego balu urządzanego w stolicy. Koło południa zadzwoniły dzwony. Odłożyłam na stół kubek z herbatą i nie czekając na Cassandre pobiegłam w stronę wyjścia z pokoju.
- Wrócili - wyszeptałam zbiegając po schodach
Stanęłam na dziedzińcu i spojrzałam na wojowników wracających do Redmont. Była to stosunkowa niewielka liczba - na oko nie mogło być ich więcej niż stu. Czyli niecała jedna trzecia rycerzy wróciła żywa. Spokojnie - pomyślałam czekając aż wreszcie przekroczą bramę prowadzącą do miasta - Will jest zwiadowcą. Na pewno jest cały i zdrowy.
Niecałe dwie minuty później rycerze wjechali do miasta. Na ulicach zebrał się spory tłum gapiów. Przepchnęłam się na jego początek szukając wzrokiem mojego męża. Nie mogłam go znaleźć. Czułam jak rytm mojego serca staje się coraz szybszy. Widziałam tylko rycerzy i wozy z ciałami poległych wojowników. Smętne twarze żołnierzy mówiły wszystko - ofiar było zbyt wiele aby móc cieszyć się zwycięstwem. Na końcu pochodu jechał Halt - kaptur jak zwykle zakrywał twarz, ale głowę (nawet jak na niego) miał zwieszoną bardzo nisko.
Pobiegłam w jego stronę co jakiś czas szturchając jakiegoś człowieka łokciem. Nie zatrzymałam się nawet aby wymamrotać zwykłe 'przepraszam'.
- Halt! - zawołałam, ale zwiadowca nie zareagował. - Halt! - powtórzyłam głośniej -Halt!
Siwobrody odwrócił się w moją stronę. Czułam jak ludzie odsuwają się, robiąc mi miejsce. W paru szybkich krokach pokonałam dzielącą nas odległość. Niemal wyczuwałam spojrzenia ludzi na swoich plecach, ale nie zważałam na to.
- G-gdzie jest Will? - wykrztusiłam po chwili - Gdzie jest mój mąż?
Pomimo tego, że jego oczy ukryte były w cieniu kaptura byłam pewna, że spojrzał na mnie ze współczuciem. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Gdzie jest Will? - zapytałam twardo - Gdzie do cholery jest Will?
- Tak mi przykro Alyss - powiedział Halt. Jego głos brzmiał inaczej niż zwykle. Był bardziej miękki, bardziej współczujący - Nie mogliśmy nic zrobić
Za plecami usłyszałam chrzęst kół i odgłos kopyt uderzających o ziemię. Odwróciłam się i ujrzałam średniej wielkości wóz prowadzony przez jednego z rycerzy. Dłonie zaczęły mi drżeć. Podeszłam do wozu i otworzyłam zasuwkę. Klapa zsunęła się na ziemię. Zobaczyłam białą płachtę, którą zostało przykryte coś, co leżało pod spodem. Przełknęłam ślinę. Wiedziałam co tam się znajduję, ale nie mogłam w to uwierzyć. Nie chciałam w to uwierzyć.
Drżącą ręką zdjęłam płachtę, która upadła na ziemię. Krzyknęłam.
To był Will.
A raczej jego martwe ciało.
- W-will - wyszeptałam przejeżdżając dłonią po jego bladym policzku.
Był martwy. Mój mąż był martwy. Jego skóra była trupio biała, była zimna. Czułam jak po policzkach spływają mi łzy. Will wyglądał jakby spał. Kasztanowe włosy odstawały bardziej z prawej strony. Oczy miał zamknięte, ale bez problemu mogłam przywołać w wyobraźni każdą, najmniejszą plamkę w jego tęczówkach. Przejechałam palcem po jego ustach. Kąciki ust uniesione miał lekko do góry. Kolejne łzy spłynęły po moich policzkach. On tylko śpi - powiedziało moje serce - Tylko śpi. Niedługo się obudzi.
Chciałam w to wierzyć, ale za każdym razem kiedy spoglądałam na plamę krwi na jego piersi wiedziałam, że to tylko nierealne marzenie, ułuda. Poczułam jak drżą mi nogi. Osunęłam się na kolana nadal trzymając w dłoniach jego rękę. Przejechałam palcami po jego knykciach, a w mojej głowie pojawiło się wspomnienie jego roześmianej twarzy. Pamiętam jak tymi rękami próbował nauczyć mnie strzelać z łuku, jak łapał mnie za rękę, jak mnie obejmował. Załkałam. Wierzchem dłoni wytarłam łzy z twarzy i poczułam silny uścisk na ramieniu. Obróciłam się i spojrzałam prosto w ciemne oczy Halta.
- Will miał to w kieszeni kiedy znalazłem jego ciało - powiedział na pozór spokojnym głosem, jednak wyczułam, że ledwo co powstrzymuje jego drżenie.
Halt wyciągnął w moją stronę drugą rękę z niewielkim, zagiętym na pół kawałkiem papieru. Wzięłam od niego karteczkę i otworzyłam ją. Nie musiałam się zbytnio przyglądać, od razu rozpoznałam pismo Willa.
Alyss
Wiedziałem, że nie wrócę już z tej misji. Miałem przeczucie, że na niej zginę. Przepraszam. Nie potrafię wyobrazić sobie co teraz przeżywasz. Proszę cię tylko nie załamuj się. Żyj dalej. Kocham Cię. Zawsze Cię kochałem. I proszę zajmij się naszym dzieckiem.
Oczy przeszkliły mi się, ale nie otarłam łez. Skąd wiedziałeś? Miałam powiedzieć ci dopiero po twoim powrocie. Dotknęłam dłonią brzucha. Pomimo tego, że dziecko było jeszcze bardzo małe wydawało mi się, że słyszę bicie jego małego serduszka. Skąd wiedziałeś? Tyle pytań kotłowało się w mojej głowie. Skoro wiedziałeś, że zginiesz to czemu tam pojechałeś?
Zgięłam karteczkę i schowałam ją do kieszeni sukni. Wytarłam łzy i podtrzymując się wozu wstałam. Spojrzałam na ciało Willa i znów chwyciłam go za rękę. Przez chwilę wydawało mi się, że jest ciepła, ale to wrażenie szybko minęło.
- Nie wiem czemu to zrobiłeś - powiedziałam zakładając mu za ucho jedno z kosmyków włosów. - Ale wiedz, że nie zostawię naszego dziecka. Gwarantuję ci, że dostanie imię po najlepszym bohaterze jaki kiedykolwiek istniał.
Pocałowałam Willa w czubek głowy i ostatni raz spojrzałam na jego martwe ciało.
- Kochałam cię, kocham i zawsze będę cię kochać - wyszeptałam i odwróciłam się
Przeszłam przez tłum nie oglądając się za siebie, bo wiedziałam, że jeśli to zrobię to już się nie pozbieram. Zostawiłam jego martwe ciało daleko za sobą przywołując obraz jego roześmianej twarzy. Takiego chciałam go zapamiętać: szczęśliwego i pełnego życia. Weszłam do swojej komnaty i zamknęłam za sobą drzwi.
Położyłam się na łóżku i pomasowałam dłonią brzuch. Bum, bum, bum. Małe serduszko biło spokojny rytm. Zamknęłam oczy i zasnęłam. W śnie widziałam Willa. Uśmiechał się. Śmiał się. A kiedy się obudziłam w pościeli nadal czułam jego zapach.
CZYTASZ
Zwiadowcy - One shots
FanfictionJest to zbiór one shotów z uniwersum zwiadowców z książek autorstwa Johna Flanagana. Zachęcam do czytania!