Bal (Gilan x Alyss)

1.1K 60 47
                                    


Gilan

Wziąłem łyk z kieliszka, który trzymałem w dłoni. Drink był mocno rozdrobniony z wodą, ale i tak smakował wybornie.

- Myślisz, że ten bal maskowy to dobry pomysł? - zapytał mnie Matthias, zwiadowca z lenna Carway

Spojrzałem na niego. Podobnie jak wszyscy zwiadowcy - w przeciwieństwie do reszty gości - nie miał na sobie maski, tylko galowy strój jaki zaprojektował dla nas Crowley. Kasztanowe włosy miał schludnie zaczesane do tyłu, ale wzrok miał ponury. Według oficjalnej wersji zwiadowcy byli tutaj aby świętować ponowne zwycięstwo nad Morgarathem jednakże prawda była zupełnie inna. Król Duncan podejrzewał, że wśród nas nadal są zdrajcy, dlatego byliśmy tutaj - aby pilnować by żaden obywatel nie dopuścił się zamachu na króla, szlachtę lub innych aralueńczyków.

- Tak - odparłem i odłożyłem pusty kieliszek na jeden ze stołów uginających się od jedzenia - Ludzie w końcu mogą odetchnąć i odstresować się. Ponadto dzięki maskom ewentualny zamachowiec poczuje się pewniej i będzie mniej ostrożny. A to dla nas doskonała okazja i prostsza robota - kiwnąłem głową w stronę barona Aralda w turkusowej masce i ponownie odwróciłem się w stronę Matthiasa - W końcu żaden zwiadowca nie lubi się przemęczać, prawda?

Matthias zaśmiał się.

- Co racja, to racja - powiedział i wziął czekoladowe ciasteczko z jednej z tac - Sądzisz, że naprawdę zdrajcy dopuszczą się zamachu?

- Nie wiem - wzruszyłem ramionami - Z jednej strony maska ukryje ich tożsamość, ale ja zastanowiłbym się dwa razy zanim przypuściłbym się ataku na budynek, w którym przebywa pięćdziesięciu zwiadowców.

- Też prawda. Ale zastanawiałeś się czy... - przerwał gwałtownie wpatrując się w wejście do sali balowej

Podążyłem za jego spojrzeniem i oniemiałem. W progu stała Alyss. Pomimo tego, że miała na sobie srebrną maskę zakrywającą pół twarzy nie dało jej się z nikim pomylić. Swoje długie, blond włosy spięła w luźnego koka, a na głowę założyła niewielki, srebrny diadem. Miała na sobie białą sukienkę sięgającą do połowy łydek. Kiedy weszła do środka jej białe pantofelki zastukały o podłogę, a od naszyjnika odbiło się światło świec. Wydawało mi się, że kiedy weszła do sali muzykanci przerwali swój utwór, a po chwili zaczęli grać z większą energią. Kątem oka widziałem, że większość gości również bacznie ją obserwuje.

Po chwili uświadomiłem sobie, że Matthias coś do mnie mówi, ale kompletnie ie zwracałem na niego uwagi. Wpatrzony byłem w Alyss i nie mogłem oderwać od niej wzroku.

- Hej, słuchasz ty mnie w ogóle - powiedział trochę głośniej Matthias i potrząsnął moim ramieniem.

Mrugnąłem dwukrotnie i oderwałem spojrzenie od Alyss przypominając sobie, że istnieje taka czynność jak oddychanie.

- Znasz ją prawda? - spytał zwiadowca, a ja mogłem przysiąc, że w jego zielonych oczach zobaczyłem iskierki rozbawienia

To moja przyszła żona - pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos. Zamiast tego pokiwałem twierdząco głową.

Matthias uśmiechnął się, a po chwili parsknął wesoło.

- No to na co czekasz? - powiedział i popchnął mnie w jej stronę - Biegnij zanim jakiś szlachcianek zabierze ci ją sprzed nosa!

- A-ale misja - wydukałem

- Poradzimy sobie - odpowiedział Matthias i klepnął mnie w ramię - No już, idź!

Westchnąłem zrezygnowany i otarłem garnitur z niewidzialnego kurzu po czym żwawym krokiem ruszyłem w stronę Alyss. Dziewczyna rozmawiała właśnie z jakąś damą dworu w masce pawia. Kiedy zobaczyła, że się do niej zbliżam przerwała rozmowę i spojrzała na mnie tymi swoimi szarymi tęczówkami. Na mojej twarzy machinalnie pojawił się uśmiech.

Zatrzymałem się pół metra przed Alyss i złożyłem na jej dłoni krótki, aczkolwiek czuły pocałunek.

- Czy zechcesz zatańczyć ze mną zatańczyć, o pani? - zapytałem teatralnym głosem

- Z przyjemnością - odparła z uśmiechem

Przeszliśmy na parkiet. Roiło się tam od par odzianych w najdziwniejsze stroje. Położyłem rękę na jej talii, a ona położyła dłoń na moim barku. Orkiestra zmieniła rytm: ze szybkiej i skocznej melodii przeszła do spokojnego walca.

- Specjalnie dla nas -powiedziałem i zaczęliśmy poruszać się z rytmem muzyki

- Nie mogę się nie zgodzić - odpowiedziała Alyss posyłając mi jeden z tych swoich promiennych uśmiechów

Poczułem jak serce galopuje mi w piersi i uśmiechnąłem się w odpowiedzi starając się ukryć rumieńce na policzkach. Po chwili równomiernego kroku zakręciłem Alyss, a ta wykonała zgrabny piruet. Zdawało mi się, że jej sukienka emanuje tą samą poświatą co oczy spoglądające na mnie spod maski.

- Nie wiedziałem, że umiesz tak dobrze tańczyć - powiedziałem

- Nie wiesz o mnie wielu rzeczy - odparła, a w jej szarych oczach zabłysły figlarne iskierki

- W takim razie muszę się dowiedzieć - mruknąłem tajemniczo i ponownie zakręciłem Alyss

Kiedy skończyła piruet zrobiłem krok do przodu sprawiając, że dzielił nas niecały centymetr. Złapałem ją pewniej za talię, a ona przesunęła dłoń na moją szyję. Ponowiliśmy taniec, ale tym razem znacznie wolniej, znacznie bliżej siebie. Muzykanci minimalnie zmienili rytm: teraz melodia była trochę szybsza, bardziej skoczna.

- Nie podoba mi się ta piosenka - wyszeptała po chwili Alyss prosto do mojego ucha.

Uniosłem kąciki ust lekko do góry. Alyss była wysoką kobietą, ale jej oczy znajdowały się poziomie mojego nosa, więc aby móc mi to powiedzieć musiała stanąć na palcach.

- Mi też nie - odpowiedziałem równie cicho wdychając zapach jej skóry - Chodźmy stąd

Oderwaliśmy się od siebie, ale zaraz spletliśmy ze sobą ręce i przeciskając się przez tłum wyszliśmy na jeden z wielu balkonów. Na balkonie nie był nikogo: większość osób znajdowała się na sali tańcząc lub popijając drinki. Podeszliśmy do marmurowej barierki i położyliśmy na niej swoje złączone dłonie.

- Niesamowite - mruknęła Alyss wpatrując się w otaczający nas krajobraz

Miała rację widok był niesamowity. Balkon znajdował się ponad czterdzieści metrów nad ziemią więc wszystkie budynki leżące w dole wydawały się niewiele większe od mrówek. Światło księżyca w pełni odbijało się od lśniących dachów aralueńskich domów. Natomiast nieoświetlone lasy leżące kilka kilometrów od stolicy ciągnęły się aż po horyzont.

- Rzeczywiście, widok jest niesamowity - odparłem i wziąłem głęboki wdech. Uwielbiam nocne powietrze. Jest takie rześkie.

Powiew nocnego wiatru zmierzwił nam włosy. Jedno niesforne pasemko wyszło z koka Alyss. Ta podniosła rękę, aby je poprawić, ale ja ją uprzedziłem. Założyłem jej kosmyk za ucho i musnąłem knykciami jej skórę. Alyss odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się, a jej oczy za maską rozbłysły radośnie. Sięgnąłem drugą ręką za jej głowę i rozwiązałem rzemyk, który przytrzymywał jej maskę. Alyss przymknęła oczy kiedy maska z cichym brzdękiem upadła na ziemię. Po chwili znów otworzyła powieki, a mi zdawało się, że jej oczy nigdy nie były piękniejsze.

- Wiesz kto jeszcze jest niesamowity? - spytałem szeptem i ująłem w dłoń jej podbródek.

Nie odpowiedziała i zamiast tego złapała mnie obiema rękami za kark. Nasze usta złączyły się w pocałunku. Oderwaliśmy się od siebie, oboje z rumieńcami na twarzy.

- Ty - powiedzieliśmy w tym samym czasie, a po chwili nasz wargi znów złączyły się.






Zwiadowcy - One shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz