Will
Czy istnieje kolor mroczniejszy od czarnego? Coś ciemniejszego i bardziej niepokojącego od nieprzeniknionego mroku? Czy to w ogóle możliwe, aby istniała barwa gorsza od czerni, w której od zarania dziejów kryją się potwory? Owszem, taka barwa istnieje. Jest nią biel.
Jasna, ale mroczna. Bezbarwna i jednocześnie przepełniona nieopisanym kolorem. Wydawać by się mogło, że ma tylko jeden odcień, ale to nieprawda. Miała bardzo wiele odzwierciedleń, a ja wiedziałem o tym najlepiej. Dlaczego? Cóż, była jedynym kolorem jaki potrafiłem dostrzec.
Najczęściej widywałem biel kryjącą się w śniegu. Tu, w Skandii, krainie nieprzeniknionego chłodu, było go bardzo dużo. Śnieg pokrywa tutaj wszystko - domy, tawerny, ulice, pola, lasy i łąki. Aż dziwne, że chmurom nie skończył się ten okropny barwnik.
Kolejny odcieniem bieli jaki widywałem był kolor ubrań noszonych przez niewolników. Stara, sprana biel pokryta plamami potu, pełna skaz w innych kolorach. Podobno te odcienie miały kiedyś własne nazwy, ale teraz wszystkie zostały przez ze mnie zapomniane na tle wszechobejmującego białego puchu.
Ta ciemna strona bieli była o wiele bardziej uwidoczniona, kiedy w pobliżu znajdowali się Skandianie, nasi oprawcy, ubrani w piękny, ba, wręcz świecący odcień bieli. Ich odzienie lśniło, aby przypominać nam, niewolnikom, jak brudni i zepsuci jesteśmy. Ta barwa miała ciągle przypominać nam o naszej niemocy i słabości.
Tak bardzo chciałem móc znowu widzieć inne barwy, ale niestety nie było mi to dane. Biel lodu pokrywającego serca moich gnębicieli i mi powoli zaćmiewała własną wolę walki. Białe dni stały się w końcu morderczą rutyną, z której każdego wieczoru coraz mniej próbowałem się wyrwać.
Pewnego białego dnia, biali ludzie o białych sercach pokazali mi coś co z pewnością nie było białe. Jestem pewien, że kiedyś znałem nazwę tej barwy, ale teraz jej kolor kojarzył mi się z kolorem liści pokrywającymi gałęzie nie-białych drzew w mojej ojczyźnie.
- To ci pomoże - powiedział biały człowiek z białym uśmiechem na ustach. - Spróbuj.
Wahałem się. Naprawdę się wahałem, ale ten nie-biały kolor przyciągał mnie swoją innością. Nie wytrzymałem tej presji i spróbowałem. Na początku nie czułem zupełnie nic, ale później to zaczęło się zmieniać.
Znów zacząłem widzieć kolory! Ba, nawet pamiętałem ich nazwy! Błękit letniego nieba, zieleń liści na aralueńskich drzewach, czerwień dojrzałych jabłek, żółć miodu, czerń świeżo parzonej kawy... Ach, tych barw było tak wiele! Wszystkie siedziały w mojej głowie, a lek, który zażyłem pomagał mi je zobaczyć. Jak cudownie!
Cóż, przynajmniej wtedy tak myślałem. Był to niezły paradoks, bo im więcej tego cudownego "leku" zażywałem tym bielsze stawały się moje serce i umysł. W końcu po jakimś czasie nie potrafiłem wytrzymać tej paskudnej bieli i coraz bardziej zatracałem się w swojej głowie pełnej rozmaitych kolorów.
Z następnych tygodni pamiętałem tylko urywki. Odwalanie brudnej roboty, skromne posiłki, bezsenne noce spędzone na wpatrywaniu się w sufit aby znów móc normalnie widzieć bez pomocy leków. Niestety wszystko na próżno. Stałem się zależny od głupiej rośliny. Po jakimś czasie się do tego przyzwyczaiłem, można by powiedzieć iż nawet mi się to spodobało.
Kolejnym wspomnieniem jakie udało mi się zapamiętać była twarz. Należała ona do pewnej białej dziewczyny, która pewnej białej nocy wyprowadziła mnie z tego białego piekła. Kiedy wyszedłem z tej więżącej mnie twierdzy świat nadal był biały, ale teraz ten kolor był inny. Ciężko mi go opisać, ale wydawał mi się bardziej... sam nie wiem... niezależny.
CZYTASZ
Zwiadowcy - One shots
FanfictionJest to zbiór one shotów z uniwersum zwiadowców z książek autorstwa Johna Flanagana. Zachęcam do czytania!