Rozdział 4

262 41 7
                                    

Zostały jakieś dwie godziny do świtu i Liliana zmierzała już chwiejnym krokiem do swojej rezydencji w Górnym Mieście. Ostatnią godzinę spędziła, śpiewając ochoczo pirackie szanty, których nauczyła ją Izabela.

To się zawsze tak kończyło – pomyślał Varrik.

Wiedział, że pora zawinąć Hawke i odprowadzić ją do domu, zanim zaczną przychodzić głupie pomysły do główek dwóch, pijanych w sztok kobiet.

Tak więc, aby przyjaciółka nie wpadła w żadne tarapaty, Varrik wiernie jej towarzyszył w drodze powrotnej do domu. Opowiadał jej o pewnym marynarzu z Doków, który często bywał w Wisielcu i uwielbiał podkoloryzowane historie krasnoluda. Większość osób podejrzewała, że co najmniej połowa opowieści była wymyślona, jednak on – ten jeden rodzyneczek – z ogromną łapczywością pochłaniał wszystkie historie święcie przekonany o ich prawdziwości.

W normalnych okolicznościach Hawke pękałaby ze śmiechu. Jej przyjaciel miał niesamowity talent do opowiadania historii w taki sposób, że wojowniczka ze śmiechu łapała się za brzuch. Jednak tym razem szła w milczeniu, prawie nieobecna.

Minęli byłą rezydencję Danariusa i Hawke nie umknęły myśli o aktualnym jej mieszkańcu.

Chętnie zapukałaby do drzwi, aby się przekonać, czy Fenris już spał. A może sączył właśnie drogie wina pozostawione przez byłego pana? Przypomniała sobie swoją ostatnią wizytę. Fenris opowiadał co nieco o niewolniczym życiu, o zwyczajach w Tevinterze i o swojej ucieczce. A jednak w tym wszystkim wciąż pozostawał dość skryty i zdystansowany. Chyba nie ufał jej w pełni, a mimo to Liliana czuła tworzącą się między nimi niewidzialną więź. A może tylko ją sobie wymyśliła? Cholera, gdyby nie Varrik, już wkradałaby się do rezydencji, aby się o tym przekonać.

Dotarli do posiadłości Amell.

– Hawke, jutro rano chce cię widzieć u siebie, musimy o czymś porozmawiać – powiedział stanowczo krasnolud.

– O czym? Jakieś kolejne zadanie? Coś z kartelem? – dopytywała.

– Nie, to coś innego, jutro pogadamy, teraz idź spać. Wystarczy ci wrażeń na dziś.

Hawke skinęła głową, w której świat kręcił się jak oszalały, jednak wojowniczka potrafiła to ukryć... gdyby tylko nie ruszała się z miejsca. Zrobiła krok i się zachwiała. O mało nie wylądowała na schodkach, zostawiając na nich zęby, gdyby Varrik w porę nie złapał ją pod ramię i ustawił do pionu.

– Nawet tego nie komentuj – powiedziała, nie patrząc mu w oczy.

Varrik uśmiechnął się pod nosem.

– Nie dzisiaj, moja droga. Idź już, tylko pamiętaj, że do twojej sypialni też prowadzi parę schodów – odparł i zaczął się oddalać, upewniwszy się, że Hawke pokonała niebezpieczne pierwsze schodki. – I pamiętaj, jutro czekam na ciebie, spróbuj mi się tylko nie pokazać!

Z ogromnym ciężarem alkoholu we krwi, Liliana udała się do swojej sypialni i jedyne, o czym marzyła, to miękkie łóżko i noc, która trwałaby całą wieczność.

~ ~ ~

Następnego ranka słoneczne i bezchmurne niebo zawitało w okolicach Kirkwall. Hawke obudziły głośne chichoty i podekscytowane rozmowy dobiegające z targowiska, które od godziny było oblegane przez szlachcianki z Górnego Miasta.

Natychmiast pożałowała, że zostawiła otwarte na noc okno. Chciała tylko przewietrzyć na chwilę w pokoju, ale... Stwórco, kiedy tak właściwie zasnęła? Zdążyła się chociaż przebrać?

Lek na cierpienie || Dragon Age 2 (w trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz