Rozdział 16

197 41 3
                                    

– Kim ty jesteś? – rzucił Fenris z gniewnie ściągniętymi brwiami.

Mag podszedł bliżej, a towarzyszący mu łowca rozpalił pochodnię. Ogień rozświetlił wnętrze jaskini, na co Fenris zmrużył powieki. Duże, ciemne oczy maga wwiercały się w niego z zaciekawieniem, lecz pod szpiczastym nosem wykwitł krzywy uśmieszek.

– Ach, no tak, nie pamiętasz mnie. Gdy ostatnio się widzieliśmy, nie miałeś tych znaków. Interesujące... – Zaczął krążyć wokół klatki, nie odrywając od elfa wzroku. – Widzę, że rytuał się udał, jak wrażenia? Zdobyłeś dzięki niemu niesamowitą moc, prawda? To dlatego jesteś tak cenny dla Danariusa.

Fenris się skrzywił, a jego oczy zapłonęły gniewem.

– Schwytałeś mnie dla niego, tak?! – Zatrząsnął kratami. – Gdzie on jest?! Jeśli chce mnie zabrać, niech staje do walki! Nie boję się go! – Ścisnął zęby, aż zabolała go szczęka.

Mężczyzna zaśmiał się w głos.

– Nic się nie zmieniłeś. Ostatnim razem też tak głośno warczałeś, choć nie byłeś aż tak pewny siebie.

– Ostatnim razem?

Stukot butów maga niósł się echem po jaskini, dopóki mężczyzna nie zatoczył pełnego kołka wokół klatki i nie stanął naprzeciwko Fenrisa.

– Tak jest, drogi wilczku. Widzisz... już raz uciekłeś Danariusowi; wtedy, kiedy dowiedziałeś się, co zamierzał z tobą zrobić. I to ja sprowadziłem cię do niego. Rytuał wymazał ci wspomnienia i miałeś już nie sprawiać problemów, lecz znowu się spotykamy. Jak widać wilk zmienia sierść, ale nie zmienia natury.

Zrobiło się duszno, a ściany jaskini wypełniła ciężka, kąsająca magia. Fenris poczuł ją na skórze jak zęby wygłodniałego zwierzęcia i aż padł na kolana, z trudem złapał oddech. Kątem oka zobaczył, że mag unosił rękę, wokół której roztaczała się oślepiająca, magiczna kula. Kraty w jego klatce znów zajaśniały na fioletowo.

– Jesteś niezwykle interesującym okazem – przemówił mężczyzna. – Chętnie bym trochę poeksperymentował na twoim ciele i sprawdził, jak lyrium reaguje na magię, ale obiecałem Danariusowi dostarczyć cię w stanie... prawie nienaruszonym.

Fenris wrzasnął. Coś ścisnęło go w klatce piersiowej. Skulił się, nie mogąc oddychać. Zaklęcie wdzierało się pod jego skórę niczym tysiące wbijanych szpilek.

– Nie jest jeszcze gotowy – wtrącił łowca stojący za magiem i wskazał dłonią na elfa. – Jego znaki się nie świecą.

– Rzeczywiście – mruknął mag, po czym cofnął zaklęcie. Fenris odetchnął z ulgą. – Pewnie jest wyczerpany, musi odzyskać siły.

– O czym ty... ekhem... bredzisz? – wykrztusił z siebie.

– Hmm... – Zastanowił się mag, stukając palcem w usta. – Tak właściwie mogę ci powiedzieć, i tak nie będziesz pamiętał tej rozmowy. – Fenris rozszerzył oczy. – Danarius zażyczył sobie, aby jego pupilek, gdy tylko wróci, był natychmiast gotowy do służby. Nie w smak mu twoje bunty, więc znów musimy... pogrzebać ci w głowie.

Strach chwycił go za gardło i niemal sparaliżował całe ciało. Fenris wiedział, co to znaczyło. Wiedział, jak zamierzali pogrzebać mu w głowie. Chcieli wypalić mu wspomnienia, znowu, a potem zaciągnąć do Tevinter niczym psa na łańcuchu.

Aż nim wstrząsnęło. Wszystko, co do tej pory przeżył... jego ucieczka, lata walki i odzyskiwania mentalnej wolności zostaną zdeptane przez brudne buty magistrów. Wszystkich, których Fenris poznał; wszyscy, którzy mu pomogli... Hawke...

Lek na cierpienie || Dragon Age 2 (w trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz