Rozdział 7

303 38 5
                                    

Walka rozpętała się dynamicznie. Fenris jednym, mocnym uderzeniem powalił mężczyznę imieniem Ardus, zanim ten zdążył jakkolwiek zareagować. Jednak inni magowie byli czujni i już rzucali potężne zaklęcia. Elf nie dał się zaskoczyć. Zwinnym ruchem ominął pociski lecące w jego stronę i w sekundę pojawił się za kolejnym magiem. Rozplatał jego ciało wpół, magia ulotniła się z apostaty.

Wszystko działo się na tyle szybko, że Hawke ledwo nadążała rejestrować, co się działo przed jej oczami.

Fenris? Jak...?

Zaklęcie Uderzenia dosięgło elfa. Upadł i zatoczył kilka kółek wokół własnej osi. To wyrwało Lilianę z zamyśleń. Pora działać.

Ruszyła przed siebie. Jej ukochane sztylety zaświeciły w blasku rzucanych czarów. Zniknęła na chwilę, tylko po to, aby pojawić się za plecami maga, który powalił jej przyjaciela. Kątem oka zauważyła, że Fenris stał już na nogach. Jako wyszkolony wojownik doskonale wiedział, jak radzić sobie w takich sytuacjach. Ciągła gotowość, ciągłe skupienie.

Anders przyglądał się tej potyczce w zdumieniu. Nie miał pojęcia, jak to wszystko tak szybko przerodziło się w walkę, a raczej w rzeź, patrząc jak towarzysze siekali apostatów jeden po drugim.

Hawke była szybka, jak na łotrzycę przystało. Wymijała kolejne, coraz już słabsze zaklęcia i uderzała w odsłonięte miejsca na ciele. Liczebność wrogów malała, kiedy nagle chmury burzowe błysnęły nad ich głowami. Pioruny zaczęły trzaskać w ich stronę, a odpowiedzialny za to mag pozostał w ukryciu.

Fenris parsknął w złości.

– Anders! Potrzebujemy twojej pomocy! – krzyknęła Liliana.

Uśmiech wykwitł na twarzy ukrytego w cieniu maga. Stróżka krwi spłynęła po jego rękach. Poczuł przypływ mocy i zaatakował.

Ogromny piorun trafił Hawke, przeszywając jej ciało od stóp do głów. Wrzasnęła i bezwładnie opadła na ziemię.

– Hawke! – Fenris przebił mieczem ostatniego widocznego wroga i rzucił się w stronę Liliany.

Burza nagle ustała, ale elf był czujny. Gdzieś krył się jeszcze jeden mag krwi. Możliwe, że było ich więcej.

Usłyszał dźwięk upadającego ciała i z cienia wyszedł zakrwawiony Anders. W ręku trzymał krótki sztylet, a niebieska poświata spowiła jego ciało. Justynian nie pozostał obojętny na otaczający ich chaos.

– Odsuń się – syknął Fenris. – Też zostałeś magiem krwi? Jak twoi przyjaciele? – Wstał i chwycił miecz.

– Nie! Ja... nie mam pojęcia, jak to się stało... Zabiłem ostatniego, nie wyczuwam już magii w pobliżu. – Anders wyrzucił ostrze gdzieś w bok i uniósł dłonie w geście poddania. Na jego twarzy wciąż malowało się niedowierzanie. – Skąd ty się tu wzią...?

– Nie mam na ciebie czasu, muszę pomóc Hawke – przerwał mu Fenris i wziął Lilianę na ręce. Żyła, wyczuł jej płytki oddech, jednak jej zbroja była cała czarna, a skóra krwistoczerwona oraz pokryta bąblami.

– Oparzenie drugiego stopnia – ocenił mag. – Połóż ją, zaraz to wyleczę.

Elf spojrzał na niego nieufnie. Przed chwilą walczył z jego koleżkami, którzy okazali się magami krwi, do tego o mało co nie zabili Hawke, jak miał ją teraz mu powierzyć?

– Słuchaj, wiem, że mi nie ufasz – zaczął Anders, robiąc krok w jego stronę. – Ale...

– Trzymaj się od niej z daleka, obrzydliwy plugawcu! – Fenris zasłonił Lilianę własnym ciałem. – To przez ciebie Hawke się tu znalazła. Przez ciebie i twoje durne pomysły! Uleczysz ją, a potem co? Znowu zaprowadzisz do swoich przyjaciół magów krwi, którzy będą chcieli ją zabić? Znowu ją narazisz? – Zerwał się w stronę Andersa i chwycił go za kołnierz. – Powinieneś skończyć jak twoi koledzy: martwy. Tylko wtedy Hawke będzie bezpieczna.

Lek na cierpienie || Dragon Age 2 (w trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz