Cztery miesiące później.
-Będzie dobrze - wyszeptałam patrząc w zasmucone oczy swojego ojca, mijając go na szpitalnym korytarzu.
Pielęgniarka, która była młodą kobietą o miłym wyrazie twarzy położyła dłoń na moim ramieniu co miało dodać mi otuchy. Przede mną była terapia sterydami. Czułam ogromny strach. Nie bałam się jednak o siebie, a o chłopca, który rozwijał się pod moim sercem. Byłam w piątym miesiącu ciąży i brzuszek był już delikatnie zaokrąglony.
-Jesteś silna. Wygrasz z tym - zwróciła się do mnie kobieta pomagając mi usiąść na szpitalnym łóżku.
-Mam nadzieję, że damy radę - odpowiedziałam głaskając delikatnie brzuch.
Sterydoterapia była jedną z bezpieczniejszych metod leczenia w przypadku ostrej białaczki szpikowej, którą stwierdzono u mnie po wielu badaniach. Z dnia na dzień czułam się coraz bardziej osłabiona, lecz wiedziałam, że nie mogę się poddać. Musiałam walczyć dla swojej rodziny. Chemioterapia została odroczona do czasu porodu, który z powodu pogarszającego się stanu zostanie wykonany przed terminem przez cesarskie cięcie.
Mark Thomson pojawił się przy moim boku z wielkim uśmiechem na twarzy, który sprawiał, że negatywne myśli wydawały się niepotrzebne. Szczerym uśmiechem, który odbijał się w jego oczach sprawiał, że człowiek nie tracił nadziei, wierzył, że ten cudowny lekarz przywróci im zdrowie.
-Dawno się nie widzieliśmy Gayle, co u Ciebie słychać? Jak tam u maluchów?
-Jest w porządku, chociaż bywało lepiej. A maluchy? - uśmiechnęłam się - U jednego jak i drugiego wszystko w najlepszym w porządku.
Mark był najlepszym lekarzem onkologii na całym świecie. Uratował wiele osób chorych, a przy tym wykazywał się niebywałym zrozumieniem. Każdy poprzedni lekarz, sugerował mi, żebym dokonała aborcji i walczyła o swoje życie, ponieważ jestem młoda i mam całe życie przed sobą. Mark był jedynym lekarzem, który postawił się w mojej sytuacji i mimo, że szanse nie są zbyt wielkie postanowił mi pomóc.
-Gotowa? - zapytał zakładając rękawiczki.
-A mam inne wyjście?
-Niestety nie.
Trzy miesiące później.
Czułam jakby moje płuca były rozrywane. Potworny kaszel dokuczał mi od kilku dni i nie chciał minąć, a w wyniku ciąży nie mogłam liczyć na leki.
-Masz zapalenie płuc - oświadczył Mark przyglądając się uważnie moim wynikom badań.
-To bardzo źle? Dam radę..
-Gayle! - zwrócił się podniesionym tonem doktor - Musimy wykonać cesarkę, żebyśmy mogli zacząć Cię leczyć. Nie mamy czasu do stracenia. Czekając ryzykujemy życie nie tylko Twoje, ale także dziecka.
Poczułam jak Richard chwyta moją dłoń mocniej. Był tak samo zdenerwowany jak ja, lecz znał konsekwencje mojej decyzji.
-Idę przygotować salę.
Mark wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie sam na sam z moim mężem. Spojrzałam na jego twarz i przyglądając się jej dokładnie dostrzegłam kilka zmian, które pojawiły się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Uśmiech, którym zawsze emanował teraz zniknął z jego twarzy i zastąpił go grymas przygnębienia. Na czole pojawiły się małe zmarszczki. Choroba niszczyła nie tylko mnie, lecz wyniszczała każdego z moich bliskich. Cierpieli razem ze mną.
Szatyn wstał z swojego krzesła i kucnął przede mną. W jego oczach ujrzałam strach i współczucie.
-Urodzę Ci zdrowego syna - powiedziałam starając się rozładować panujące między nami napięcie.
-Pamiętaj o naszej obietnicy. Masz wyzdrowieć, żebyśmy mogli zabrać nasze dzieci do Rio de Janeiro.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie naszego miesiąca miodowego, lecz po chwili uśmiech przygasł kiedy dotarło do mnie, że w tej właśnie pięknej chwili moje życie zmieniło się. Mimo całego bólu, który doznałam nie żałowałam swojej decyzji odnośnie mojego syna. Gdybym mogła cofnąć czas wybrałabym za każdym razem życie dziecka ponad swoje.
-Dam radę.
Silne ramiona objęły mnie, a ja wtuliłam się wdychając zapach bezpieczeństwa, które czułam przy Richardzie. Wiedziałam, że mając go przy swoim boku nie poddam się i będę walczyć do utraty tchu.
Po mojej twarzy zaczęły spływać łzy, które były spowodowane faktem, że pierwszy raz nie byłam pewna czy spełnię daną obietnicę. Chciałam walczyć, lecz im bardziej to robiłam, tym bardziej byłam słabsza i choroba wygrywała. Mężczyzna odsunął się ode mnie i łapiąc moją twarz w swoje dłonie, starł kciukiem maleńkie kropelki.
-Mamy dawcę. Niedługo zaczniesz chemioterapię i wyzdrowiejesz - powiedział starając się wzbudzić radość.
-Moje włosy..
-Myślisz, że jeżeli je stracisz to przestanę Cie kochać? - spojrzał na mnie uważnie - Kocham Ciebie, a nie twoje włosy. Ciągle będziesz moją idealną żoną, miłością mojego życia i kobietą, która sprawiła, że nauczyłem się kochać. Zapewniłaś i zapewniasz mi wielkie szczęście. Dla Ciebie zrezygnowałem z zdobywania brudnych pieniędzy i pracuję jako manager. Nigdy nie będę żałować, że spotkałem Cię, że poszedłem wtedy do klubu i łamiąc wszelkie zasady zakochałem się w Tobie. Jesteś dla mnie wszystkim i nie mogę Cię stracić, bo to tak jakbym stracił bezpowrotnie część własnej osoby. Zrobiłbym wszystko dla Ciebie. Uwierz, że chciałbym zabrać od Ciebie ten cały ból, chorobę i sam walczyć o życie, wiedząc, że Ty jesteś zdrowa.
Kiedy przemawiał do mnie, po jego jasnych policzkach popłynęło parę łez. Widząc jak przeżywa moją chorobę, nie wątpiłam w jego miłość. Czułam, że każde wypowiedziane przez niego słowo to prawda.
-Tak bardzo Cię kocham, Richard - zbliżyłam się do niego i pocałowałam jego wargi, które po chwili zamknęły moje usta w łapczywym pocałunku.
-Nie żegnaj się, dobrze?
-Przed nami jeszcze wiele rzeczy do zrobienia - posłałam uśmiech w stronę szatyna - jeszcze nie czas się rozstawać, kochany.
Myślicie, że Gayle wygra z chorobą?
Pozdrawiam,
W.
CZYTASZ
Pamiętasz mnie? cz.II[Completed]
Teen Fiction-Coś zgubiłaś? - zapytał. -Tak, nie wiem gdzie są.. - spojrzałam na Elliott'a, który trzymał moją zgubę w dłoni, a na jego ustach pojawił się uśmiech od ucha do ucha - szukam kluczy. -Wypadły Ci w kawiarni. Postanowiłem poczekać i oddać Ci je potem...