- Ethan, nie możesz jej poślubić - mowiła stanowczo.
-Nie chce, ale muszę.
- Nie możesz - popatrzyła mi głęboko w oczy.
-Musze.-westchnąłem
- Nie, ja tego nie przeżyje
-Dasz rade. Jak mnie nie było to żyłaś w spokoju i harmonii. Czas do tego wrócić. Po prostu zapomnij.-zakuło mnie w sercu. Mniej więcej tak samo powiedziała mi mama.
- Mi... mi zależy na tobie... Jak mogłabym zapomnieć? - pogłaskała drżącą ręką mój policzek.
-Musisz wracać do swoich. Zbyt wiele nas to kosztuje. Pozdrów moją mamę.
- Skoro tak postanowiłeś... a więc żegnaj - Katherine staneła na palcach i przycisneła usta do moich. Ten pocałunek był delikatny i obłędnie słodki.
Wiedziałem, że to właśnie smak tych warg chce czuć przez resztę moich dni, ale obiecałem coś tej szmacie, Lilith. Przygarnąłem ją do siebie, ciesząc się naszą ostatnią wspólną chwilą.
Gdy oderwaliśmy się od siebie, przytuliłem ją. Nagle w pomieszczeniu znalazła się moja siostra.-Elizabeth!-wykrzyknąłem uradowany, ale widząc wściekłość bojącą z jej oczu, odsunąłem się.
-No, ja się nie dziwię, że matka go zostawiła! Ugh.... Co za stary grzyb! Kurwa!
Kolejne nieszczęście przybyło wraz z demonem teleportującym. Lilith. Nie zdążyłem zareagować. Elizabeth rzuciła się na nią z wrzaskiem. Z rozszarpanego ciała wyleciał czarny dym, który zniknął w podłodze.
-Lepiej siostrzyczko?-spytałem ostrożnie.
-Lepiej-westchnęła z uśmiechem.
-Nigdy nie lubiłam tej szmaty. O...ups... Pardoñ. Nie powinnaś na to patrzeć. Jestem Elizabeth, dla przyjaciół, Lizzy.-próbowała poprawić sytuacje. Kati miała szeroko otwarte oczy. Przysneła się do mnie patrząc z przerażeniem to na moją siostrę to na martwą Lilith.
- Jestem Kathrine, a ty właśnie zabiłaś narzeczoną Ethana - zerkneła na mnie niepewnie.
-Aż tak nisko upadłeś, braciszku? Nie spodziewałam się tego po tobie.
- Bo to zwykła, brzydka szmata próbująca wkupić się w naszą rodzinę. O ile to coś w ogóle można nazwać rodziną.-mruknęła cicho.
- My też jej nie lubimy. Mnie próbowała zabić, a go szantażowała... - spuściła wzrok.
-Czyli zjawiłam się w idealnym momencie.-uśmiechnęła się uroczo. Kati uśmiechneła równie uroczo. Moje dwie małe dziewczynki.
- Chodźmy stąd - zabrałem je do siebie.
- To czemu Lizzy tu jesteś? Co się stało?-Ojciec mnie wywalił.-posmutniała i usiadła po turecku na kanapie. Nakryłem ją kocem.
- Czemu? - spytała zatroskana Kati.
-Bo za bardzo mu przypominam matkę!-burknęła
-Co się stało z waszą matką?
-Odeszła. Ojciec zrozumiał co jej zrobił, kiedy już było za późno. Bił ją, gwałcił, był sadystą.-przytuliłem rozpłakaną siostrę. Elizabeth szybko wytarła łzy.-Ale się rozkleiłam-próbowała zażartować i uśmiechnąć się, ale zamiast tego, znów zaczęła płakać.
- Tak mi przykro - wyszeptała Kathrine, a po jej policzku spłyneła samotna łza.
- Zostawie was samych - anielica wyszła z pokoju i poszła położyć się do salonu.
-Nienawidzę go, wiesz? Chciałabym zobaczyć mamę. Chciałabym, żeby mnie przytuliła.
- Wiem, Lizzy - pocałowałem ją w czoło.
- Chodź spać - Była smutna. Tak cholernie smutna. Usadowiłem obie dziewczyny w sypialni, a sam położyłem się na kanapie. Lizzy spała w skulonej pozycji. Tak, jakby się czegoś bała, albo co gorsza kogoś.Katherine
Było mi ich szkoda... tak bardzo chciałam im pomóc. Mój przyjaciel sprawdził ich matkę. Ma się te kontakty. Isobella mieszka na obrzeżach tego miasta. Niemogłam spać. Musiałam to sprawdzić.Ethan
Obudziłem się rano i pomyślałem o dniu, w którym zostawiła nas matka. Nie chciałem psuć sobie dnia. Wstałem i przyszykowałem śniadanie.
Katherine
Było ciemno i brudno. Zabłądziłam w slamsach. Wyglądałam jak idiotka w białej sukience. Dławiła mnie gula w gardle gdy w ciemnościach widziałam gorące oczy jakiś żuli. W końcu chyba byłam na miejscu.
- Pani Isobella?
Po chwili ciszy drzwi skrzypneły i zobaczyłam piękną kobietę z czerwonymi lokami i błękitnymi oczami.
- To ja. W czym mogę pomóc?
- Jestem anielicąEthan
Katherin zniknęła, ale napisała mi smsa, żebym się nie martwił, i że wie co robi. Lizzy wstała zwabiona zapachem jajecznicy. Miała napuchnięte, podkrążone oczy.
-Wyglądasz okropnie. Zjeść i marsz do łóżka.
-Dzięki, braciszku.-delikatnie uniosła kąciki ust.
Jednak nie był to ten piękny uśmiech, jaki pamiętałem z dzieciństwa. Ten był smutny, przygaszony, nieprawdziwy. Westchnąłem cicho i spojrzałem na pałaszującą siostrę. Miała białe, kręcone włosy i niebieskie oczy. Strasznie przypominała matkę.
Katherine
Isobella płakała przez całą naszą rozmowę. Tęskniła za dziećmi, ale bała się, że są takie jak ojciec. Wytłumaczyłam jej, że są cudowne i cierpią. Nie musiałam jej długo namawiać. Zaprowadziłam ją aż pod drzwi. Wyglądała jak skrzywdzona, ale pełna nadziei orlica. Znikłam za winklem
Isobella zapukała, a otworzył jej Ethan. Mój Ethan. Anioły nie mogą kochać kogoś mocniej niż resztę...
- Witaj, Ethan... odnalazła mnie twoja przyjaciółka, Katherine... tak bardzo cię przepraszam - wyszłam i skierowałam się do kawiarni gdzie się poznaliśmy.
- Tak będzie lepiej... - szeptałam, a po mojej twarzy ciekły łzy.Ethan
Zamurowało mnie. Wpuściłem ją do środka. Matkę. Naszą matkę. Zostawiła mas jak ja miałem pięć, a Elizabeth zaledwie roczek. Parzyłem kawę w kuchni. Panowała niezręczna cisza, którą przerwało ciche plaskanie bosych stóp.
-Elizabeth, ubierz kapcie, bo się przeziębisz.
Kichnęła w odpowiedzi.
-No i masz babo placek.-zaśmiałem się podając matce kubek z kawą.
-Milcz.-znów kichnęła i weszła do kuchni-Mamo? - Tak to ja... tak strasznie przepraszam, że cię porzuciłam - po jej policzkach zaczeły spływać łzy. Nie zgadniecie co zrobiła moja siostra...
ZEMDLAŁA
CZYTASZ
Sprawię, że staniesz w płomieniach!!!
RomanceEthan Black to syn Lucyfera. Ma misję. Przystraszyć Lilith, by nawet nie myślała o przejście na stronę dobra. Katherine Pears to anielice. Też ma misję. Wspierać Lilth, diablice, być może przyszlą anielice. Jak potoczy się ich los, gdy Lucyfer każe...