29."Niech się pani w końcu zamknie!"

111 13 23
                                    

*Rin*

Minął tydzień, odkąd zgłosiliśmy sprawę Lucasa na policję. Do tej pory jego matka nie została znaleziona. Chłopaki z komendy powiedzieli nam, że nikt nawet nie zgłaszał zniknięcia syna. Nie powiedziałam o tym małemu, nie chciałam go dołować. I tak już dużo przeszedł. Aktualnie, siedzę na kanapie, przykryta kocem. Do mnie przytula się Nat, a ja tulę Lucasa. Dla obcych zaglądających przez okno na pewno wyglądamy jak kochająca się rodzina. Dzięki temu, że mogę łączyć się z Ogniem, w domu jest ciepło. Na dworze zaczyna się ściemniać. Zauważam, że Lucas zasnął w moich ramionach. Nat wstaje, bierze go na ręce i zanosi do jego sypialni. Gdy wraca, znowu mnie przytula.

- Ten malec - mówi. - to idealne przygotowanie do tego, co nas już niedługo czeka.

- Masz rację - odpowiadam, mocniej się w niego wtulając. - Jeśli nasza Lisa będzie tak grzeczna, jak Lucas, to ja będę w niebie.

- Nie chcę, żeby to zabrzmiało obraźliwie, ale pewnie to samo myśleli twoi rodzice, gdy ty się urodziłaś. Pamiętasz, jak wymknęłaś się z domu razem z Kari, żeby spotkać się ze mną i Arminem?

Na myśl o tej sytuacji z jednej strony chce mi się śmiać, a z drugiej jest mi wstyd. Pamiętam to, jakby to było wczoraj. I pomyśleć, że gdybym to spotkanie po prostu przełożyła na następny tydzień, oszczędziłabym sobie tylu kłopotów.

- Nawet mi o tym nie przypominaj - mówię, nie uśmiechając się ani razu. Pamiętam ten ból, który czułam, gdy tata mnie uderzył... odruchowo dotykam policzka opuszkami palców.

- Ciągle o tym nie zapomniałaś, co? - Nat jakby czytał w moich myślach. Chwyta moją dłoń i mocno ją ściska, jakby starając się uciskiem pozbyć wspomnień.

- Jeśli mam być szczera, to zapomniałam. Teraz sobie przypomniałam. Ale zasłużyłam. To była moja wina. To ja się wymknęłam, mimo że dostałam zakaz.

- Jeśli bym nie wiedział, że to ty pomogłaś mi z moim ojcem, powiedziałbym, że wiesz, co mówisz. Ale wiem, że to dzięki tobie się od niego uwolniłem, a więc powiem ci to, co kiedyś powiedziałaś mi ty. Sam fakt, że wydarzyło się to choć raz, jest niedopuszczalny. Skrzywdził cię fizycznie. To przemoc domowa.

Uśmiecham się. To prawda. To były moje słowa. Pojawiły się w mojej głowie w momencie, gdy prawie skoczyłam z okna na drzewo w celu poszukania schronienia... gdzieś. Gdziekolwiek, ale nie w domu. Trafiłam do Lysandra. Jego brat podwiózł mnie do domu, w którym mieszkam teraz. Do domu mojego męża. To tutaj dałam mu szybkiego całusa w usta, a potem straciłam przytomność, wpadając w jego ramiona. To tutaj pocałował mnie po raz pierwszy. To tutaj był nasz pierwszy seks. To tutaj jest mój drugi dom. Moje rozmyślania przerywa dźwięk telefonu Nata. Z wielką niechęcią puszcza mnie, zabiera telefon i wychodzi z pokoju. Wraca po mniej niż minucie.

- Brandon do mnie dzwonił - informuje mnie. - Powiedział, że dowiedzieli się, gdzie mieszka Lucas. Jego matka już jest zabierana na komisariat. Jutro mamy się tam stawić my z małym.

- Dobrze - odpowiadam. - Zrobimy to. Przynajmniej będę mogła powiedzieć tej kobiecie, co o niej myślę.

- A co myślisz? - siada koło mnie.

- Że jest suką, która nie umie zajmować się własnym dzieckiem. Ja nigdy bym się nie upiła, wiedząc że w domu jest mój skarb, który oczekuje ode mnie miłości i zrozumienia.

- Myślisz tak, jak ja. Ta kobieta chyba nie ma pojęcia o wychowywaniu pociech. Upijać się przy kilkuletnim synu... no dobra, wyjaśnimy to jutro. Teraz chodźmy spać.

Wstaje i podaje mi dłoń. Pomaga mi się podnieść. Idziemy do swojej sypialni, przebieramy się w piżamy i zasypiamy.

***

The Diary Of Changes | Wszystko się zmienia... cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz