32. "Dla małej."

148 9 46
                                    

*miesiąc później, Rin*

Siedzę na kanapie, szczelnie przykryta kocem. W ramionach trzymam córeczkę, a Nat tuli mnie do siebie. Jest około siedemnastej. Cicho nucę melodię "Lullaby", która stała się ulubioną kołysanką Lisy. Malutka już cicho pochrapuje, a ja uśmiecham się do męża. Nagle, ktoś puka do drzwi. Nataniel podnosi się z kanapy i idzie otworzyć. Po głosie poznaję, że to Austin. Wprasza się do środka i staje na środku salonu.

- No, no, no - zaczyna, z tym swoim okropnym uśmiechem. - Kogo my tu mamy?

Nerwowo przełykam ślinę. Mocniej przyciskam córkę do piersi.

- Po co tu przyszedłeś? - pytam, choć doskonale znam odpowiedź na to pytanie.

- Jeszcze pytasz? - parska śmiechem. - Po waszą córkę. Tutaj - podaje Natowi jakiś świstek papieru. - macie adres, pod jaki macie zgłosić się jutro kolo południa, wraz z dwoma osobami do pomocy. A teraz... - patrzy na Lisę. - Ona jest moja.

Podchodzi do mnie, wyrywa mi córkę z ramion i wybiega z mieszkania. Słyszę, jak dziewczynka zaczyna płakać. Zresztą, ja też. Klęczę na środku pokoju i głośno szlocham. Mój mąż mocno tuli mnie do piersi i szepcze uspokajające słowa. Porywam telefon. Nat robi to samo. Ja dzwonię do swojej siostry, a on do swojej. To je wybraliśmy do pomocy. Na szybko wszystko wyjaśniam Kari.

- A więc? - pytam. - Pomożesz nam?

- Oczywiście. Ale z tego wynika, że będzie nas trójka, a nie czwórka.

- Nat właśnie dzwoni do Amber. Potrzebujemy osób, które są nam bardzo bliskie, które nas nie zawiodą i którym też zależy na Lisie. No i oczywiście te osoby muszą mieć w sobie choć odrobinę gracji.

- Amber i gracja? - parska śmiechem moja siostra. - Będę się śmiać, jeśli to wypali.

- No cóż, jeśli z nią nie wyjdzie, to jesteśmy w dupie.

- To prawda. Okej, przyjdę do celu na właściwą godzinę, wyślij wszystko SMS-em. A teraz sory, ale muszę kończyć. Wiesz, Armin. Pa!

- Pa!

Rozłączam się. W tym samym czasie do pokoju wchodzi Nat. Patrzy na mnie z bladym uśmiechem.

- I jak? - składam ręce. - Zgodziła się? - pytam.

- Tak, na szczęście tak.

- To świetnie. Ciągle nie mogę znieść myśli, że mogę już nigdy więcej nie przytulić Lisy.

- Nawet tak nie mów. Na pewno jeszcze do tego dojdzie - przytula mnie od tyłu.

Kładę dłonie na jego barkach i wzdycham cicho. Z moich oczu znowu wypływają łzy. Idę do łazienki i biorę szybki prysznic. W sypialni przebieram się w swoją białą koszulę nocną. Cieszę się, bo mieszczę się w ciuchy sprzed ciąży, a moja piżama znowu sięga mi kolan, a nie połowy ud. Kładę się na łóżku i zasypiam, cicho płacząc.

***

- Gdzie one są? - pytam samą siebie, chodząc w tę i z powrotem przed olbrzymim budynkiem.

Budowla jest wykonana z cegły i kamienia. Spora część jest już zniszczona. Nie ma tu drzwi, a jedynie miejsce, w jakim powinny się znajdować. Okna nie mają szyb. Najdziwniejsze jest to, że ta twierdza znajduje się niedaleko domu, w którym niegdyś mieszkałam, razem z rodzicami i Kari. Nat obejmuje mnie od tyłu ramionami. W końcu zauważam na horyzoncie dwie postacie. Obie to blondynki, jedna wyższa od drugiej. Od razu wiem, że ta niższa to moja siostra, a wyższa to siostra Nata. Kari ma na sobie białą bluzkę z dekoltem w szpic, jasnoniebieską rozkloszowaną spódnicę i czarne szpilki. Amber jest ubrana w czerwoną sukienkę z czarnym skórzanym paskiem i czarne buty na wysokim obcasie. Podchodzę do swojej siostry i mocno się do niej przytulam. Zaciskam dłonie na jej bluzce.

The Diary Of Changes | Wszystko się zmienia... cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz