"Ale to nie ja zepsułem wszystkim święta!"

192 16 40
                                    

Od razu mówię. Ta część to tzw. one-shot, czyli rozdział, który nie ma nic wspólnego z pozostałymi częściami. Mały prezent z okazji świąt, mam nadzieję, że udany. :* <3 tutaj, Rin jest dziewczyną Nata, ale nie są jeszcze narzeczeństwem. Dziewczyna i jej siostra, Kari, tak jak w normalnych rozdziałach, nie mają już rodziców. Kari i Armin nie studiują na tym samym uniwersytecie, co główni bohaterowie, więc w domu są już od kilku dni. Dodatkowo, Rin skrywa przed Natem pewną tajemnicę...

*Rin*

Jest 6 rano, 2 dni przed Wigilią. Nareszcie będę mogła wrócić do domu i spędzić święta z Kari, Arminem i Natem. Wychodzimy z chłopakiem z naszego uniwersytetu, wcześniej żegnając się z przyjaciółmi. Idziemy na przystanek. Zasypiam na stojąco, i to dosłownie. I przy okazji muszę uważać na hormony...

- Nataniel, chodź, to nasz autobus! - mówię, chwytając chłopaka za rękę.

- Już idę! - odpowiada, po czym szybko wchodzimy do autobusu.

Nat kupuje u kierowcy dwa bilety powyżej godziny. Siadamy na dwóch wolnych miejscach i zasypiamy.

*time skip*

Leniwie otwieram oczy. Jest ciemno, jedynie lampy oświetlają drogę. Spoglądam na zegarek. Jest około 18:00. Jestem szczerze zszokowana, w końcu miała być ledwo 7 rano. Spoglądam na rozkład jazdy, by sprawdzić, na którym jesteśmy przystanku. Jestem przerażona, szeroko rozwieram oczy i wydaję z siebie jęk. Szturcham Nata w ramię.

- Nat, błagam, budź się! - proszę zdezorientowana.

Powieki chłopaka drgają. Raz i drugi. W końcu się podnoszą i ukazują jego piękne złote oczy. Patrzy na mnie z troską.

- Coś się stało?

- Spójrz, gdzie jesteśmy! - wskazuję stojącą obok naszego okna tablicę z napisem TULUZA.

- O kurwa... jesteśmy...

- Na drugim końcu kraju!

Zabieramy ze sobą swoje walizki i wychodzimy z autobusu. Zaglądamy na rozkład, aby sprawdzić, kiedy odjeżdża najbliższy autobus do Paryża. Okazuje się, że byłam tak zmęczona, że zamiast autobusu numer 131, zobaczyłam 121, a z powodu ciągle zamykających się oczu weszliśmy do tego drugiego. Myślę, że się popłaczę.

- Dzisiaj jest 22 grudnia, a najbliższy autobus odjeżdża... za 5 dni - mówię łamiącym się głosem.

Siadam na ławce na przystanku i chowam twarz w dłoniach. To miały być piękne święta, a zamiast tego spędzimy Wigilię prawie 1000 kilometrów od naszych rodzin. Czuję, jak z moich oczu wypływa kilka słonych łez. Nat zdejmuje mi ręce z twarzy i przytula mnie mocno.

- Nie martw się, skarbie. Na pewno jakoś wrócimy do Paryża - szepcze.

- Niby jak?

- Samolotem?

- Wszystkie linie są już przecież zamknięte.

- Fakt... chyba że... poszukamy jakiegoś miejsca, gdzie będzie można wypożyczyć rower albo samochód.

- Nie mamy prawa jazdy!

- Trudno. Nie mamy wyboru.

- No okej... ale jeśli po drodze... zgubimy gdzieś tę całą magię? Tę niepowtarzalną?

- Masz na myśli zamiecie śnieżne? I wiecznie spierzchnięte usta? I tego nieszczęsnego Mikołaja waszej sąsiadki, który robi "Hoł... hoł... hoł..." od rana do nocy, od listopada do Nowego Roku?

- Nie, chodzi mi o nasze rodzinne tradycje. W sensie mojej i twojej rodziny.

- Jestem pewien, że gdziekolwiek nie będziemy, i tak się przejem i dostanę zgagi - mówi z uśmiechem.

The Diary Of Changes | Wszystko się zmienia... cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz