13. Kapitanowie

331 36 22
                                    

Był głupcem. Musiał być naprawdę wielkim głupcem, skoro wrócił na Ziemię. Do świata żywych. Raz jeszcze przemierzał te same ulice, tym razem w pojedynkę, pozbawiony krzykliwego i hałaśliwego czerwonowłosego towarzysza.

Z jakiego powodu to zrobił? Dla kogo? Byakuya nie miał pojęcia. Po prostu coś kazało mu tu wrócić, przejść się tymi samymi ulicami. Zbliżał się wieczór, z czego Shinigami był zadowolony. Lubiał nocne spacery, dzięki którym mógł przemyśleć aktualne sprawy. A najbardziej podobało mu się w nich tych, że nikt mu nie przeszkadzał. Nikt nie gadał mu nad uchem ani nie próbował czegoś od niego uzyskać.

Po prostu mógł przejść się sam, na spokojnie.

----

Isshin Kurosaki, znany dawniej jako Isshin Shiba, uniósł głowę znad gazety, wyczuwając, jak gdzieś w pobliżu otwiera się przejście do - albo i od - Soul Society. Mężczyzna zmrużył oczy. To już któryś raz z kolei w ostatnim czasie. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie to, iż to właśnie otwarcie przejścia poprzedziło zniknięcie jego najstarszej córki. Od samego początku wiedział, że jest ona Shinigami, ale od tamtego czasu coś się w niej zmieniło. Nie wpadała tak łatwo w złość, cały wolny czas spędzała na zewnątrz - zapewnie w sklepie Urahary. Oraz te jej słowa, które wypowiedziała po powrocie... Nie odniosła się do nich później, ale Isshin czuł, że z Ichigo coś się stało.

I jego rolą, jako rodzica, było się dowiedzieć, co.

W pokoju nikt nie zwracał na niego uwagi - Yuzu coś pichciła w kuchni, Karin dyskutowała telefonicznie ze znajomym na temat nowego boiska, Isshin mógł więc niezauważony przez nikogo przenieść się do postaci duchowej i zostawić swoje ciało z zastępczą duszą, która zerknęła na niego, obie dziewczyny, gazetę, jeszcze raz na niego, po czym zatopiła się w lekturze gazety.

Uspokojony Isshin bez większego problemu opuścił dom, po czym skierował się w stronę miejsca, gdzie przed chwilą jeszcze wyczuł otwarcie przejścia. Shinigami przyspieszył kroku, nie chcąc stracić tropu.

Po jakimś czasie zamarł na dachu jednego z budynków, dostrzegając znajomą postać.

Byakuya Kuchiki. Co tutaj robił kapitan 6 Oddziału Obronnego? I to sam, bez niczyjej obecności? Czarnowłosy mężczyzna póki co go nie zauważył - z ponurą miną przechodził wzdłuż ulicy.

Jednak niektórzy się nigdy nie zmienią, co?,pomyślał Isshin, obserwując kapitana. Jakim pochmurniakiem był, takim pozostał.

Już miał wrócić do siebie, gdy słowa Ichigo odbiły się w jego umyśle.

- Urahara Kisuke nie powiedział mi, że byłeś kapitanem 10 Oddziału Obronnego. Nie zrobili tego także Byakuya Kuchiki i Renji Abarai, których spotkałam wczoraj wieczorem - powiedziała mu wtedy, stojąc w drzwiach, a na jej twarzy malowała się setka różnych uczuć, od nienawiści i złość przez strach i niepewność po miłość i tęsknotę.

Co mówiła jeszcze wcześniej?

Wdałam się w małą sprzeczkę w Soul Society? Jeśli tak, to jej przeciwnikiem byłby Byakuya i jego porucznik.

Głupia dziewczyna, przecież ona nie miała z nimi szans wygrać, nawet jeśli byli obłożeniani ograniczeniami! Czy to dlatego tak dziwnie się później zachowywała? Co, jeśli walka z nimi znaczyła dla niej coś więcej, niż by się mogło zdawać?

Na tą chwilę czas zdał się dla Isshina zatrzymać, stracił na wartości. Słowa, które wypowiedziała do niego Ichigo... Słowa, których znaczenia nie chciał przyjąć do wiadomości... Te właśnie słowa nabrały sensu. Jedno było pewne - dziewczyna walczyła z Byakuyą, ten zaś wrócił, zapewnie aby dokończyć dzieła.

Isshin zaklął w myślach. Uchodził za zmarłego. Nie powinien się ruszać. Nie powinien nic robić.

Ale nie mógł przecież pozwolić jego rodzinie na dalsze cierpienie.

Z jego ust wyrwało się ciche westchnienie, gdy zeskoczył z dachu, by wylądować w pewnej odległości od kapitana 6 Dywizji.

Kroki Byakuyi urwały się.

- Czego chcesz? - spytał mężczyzna, nie odwracając się.

Isshin uśmiechnął się lekko.

- Dokładnie o to samo miałem zamiar cię zapytać, kapitanie Kuchiki.

Byakuya odwrócił się, a jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, gdy zobaczył oficjalnie martwego mężczyznę.

- Mówili, że nie żyjesz, kapitanie Shiba - odparł, jak zawsze spokojnie - A tymczasem spacerujesz sobie jak gdyby nigdy nic po ulicach.

Isshin schylił lekko głowę.

- Wybrałem życie jako zwykły śmiertelnik z moją rodziną. Nie zamierzam wracać do Soul Society.

- Twój miecz i strój zdaje się mówić co innego - odparł tamten, a jego twarz stała się maską spokoju.

- Zostawmy te uprzejmości na bok - Isshin machnął ręką - Nie po to tu przyszedłem. Czy w ostatnim czasie miałeś okazję widzieć pomarańczowowłosego Shinigami?

- Nawet jeśli, to nie jest to twoja sprawa, kapitanie - odparł zimno Byakuya.

Uśmiech na twarzy Isshina stał się jeszcze szerszy.

- Tak jakby mój, ponieważ to jest moje dziecko.

Usta głowy klanu Kuchiki zwęziły się.

- Byłeś świadomy, że Ruki Kuchiki oddał swe moce człowiekowi i to ignorowałeś? - spytał Byakuya.

Tyle wystarczyło Isshinowi, by nabrał pewności, iż to Byakuya i jego porucznik został wysyłany, aby zabrać Rukiego do Soul Society. I że to oni walczyli z jego córką, z jego cenną córką.

- Rozumiem - mruknął Isshin, decydując się na działanie w jednej chwili. Jeszcze przed chwilą stał spokojnie, a teraz już był przy Byakuyi, który sparował jego cios swym Zanpakutou. Gdyby się tylko dało, Isshin wolałby uniknąć walki z kimś na poziomie kapitana, ale nie miał wyboru. Gdyby Byakuya miał zamiar znów zaatakować ich rodzinę..

Walka nabrała rozpędu w ułamku sekundy. Żaden z nich się nie hamował, aż w końcu impet uderzenia odrzucił ich od siebie. Byakuya podniósł swój miecz na wysokość piersi. Isshin nabrał oddechu, domyślając się, że tamten ma zamiar wyzwolić swoje shinkai.

I zapewnie by im się to udało, gdyby nie fakt, że w tej samej chwili pomiędzy ich dwójkę dostał się jeszcze jeden Shinigami, którego oboje doskonale znali.

Rozpoznaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz