Epilog.

186 16 13
                                    

Nie wierzę, że to mówię, ale udało mi się to skończyć. 

Wiem, że powinnam była już daaawno temu dodać ten rozdział i pewnie mało kto tutaj został - ale niczego bardziej nie nienawidzę, jak niezakończonych historii. Zbierałam się i zbierałam, by w końcu napisać ten epilog. Jeśli ktokolwiek czytał tę "książkę", to wie, jak beznadziejnie mi szło z pisaniem końcówki - tak to jest, jak się wyjdzie z fandomu :/  łatwo wyjść, o wiele ciężej wejść ponownie. 

Tak czy siak, by nie przedłużać, jeśli ktokolwiek nadal to czyta - enjoy, oto oficjalne zakończenie.

----

Byakuya czekał na nią, z miną jak zawsze ponurą oraz rękoma skrzyżowanymi na piersi. Ichigo podziękowała bezgłośnie niebiosom za to, że Shinigami miał choć tyle rozumu, by czekać na nią na uboczu. Coś czuła, że dyskusja, która ich czekała, nie będzie należała do najspokojniejszych oraz że lepiej, by odbyła się bez postronnych świadków. 

Zignorowała swojego ojca, wykłócającego się o coś zawzięcie z kapitanem Hitsugayą. To była kolejna rzecz, której nie przewidziała. Dlaczego jej ojciec musiał się udać do Soul Society? I dlaczego musiał się od razu wdawać z kimś w kłótnie? Czy naprawdę aż tak ciężko było żyć w spokoju?

Przemknęła obok Rukiego, który dyskutował o czymś z Ganju oraz Kuukaku. Po ich twarzach rozpoznała, że mówią o czymś poważnym i że ona nie powinna się wtrącać w coś, co nie było jej historią. 

Miała własne problemy, które nosiły imię Byakuya. 

Podeszła do niego, nie wiedząc za bardzo, jak się powinna zachować. Spotykała się z nim po raz trzeci jako Ichigo Kurosaki, ale wcześniejsze spotkania... Pierwsze było pełne emocji, a drugie wręcz przeciwnie, pozbawione ich. Nie mieli czasu, by porozmawiać szczerze, gdy Zaraki Kenpachi siedział jej na ogonie. 

Zatrzymała się. 

- Przyszłaś do Soul Society. - Byakuya odezwał się pierwszy. I o ile zwykle była w stanie się domyśleć, o czym myśli, teraz nie była w stanie. Był zły? Udzielał jej reprymendy? A może był dumny, że stanęła przeciwko Soul Society i przeżyła? 

- Przyszłam. - Potwierdziła. 

Między nimi zapadła cisza. 

- Jesteś świadoma tego, że w zwykłych okolicznościach właśnie teraz czekałaby cię egzekucja?

- Ale to nie są zwykłe okoliczności - odważyła się powiedzieć. Uśmiechnęła się lekko, a jej kolejne słowa zostały wypowiedziane z większą pewnością siebie: - Wiedziałam o tym już w chwili, gdy się tutaj udawałam. Nie jestem taka głupia, by planować umrzeć tak po prostu. Poza tym, nie miałam zamiaru siedzieć cicho, gdy mój przyjaciel może w każdej chwili zostać ścięty. 

- Co nie zmienia faktu, że przyszłaś do Soul Society, wiedząc o tym, że już i tak wasze stosunki nie były... najlepsze. Mało tego, musiałaś się pokazać każdemu, komu tylko mogłaś. Oraz musiałaś stanąć przeciwko jednemu z kapitanów Gotei 13. O czym ty myślałaś?

Ah. A więc jednak otrzymywała reprymendę. 

Zaśmiała się cicho. 

- Wiem, że może i moje zachowanie było nieco lekkomyślne...

- ...raczej bardzo, a nie lekko.

- ...ale nie miałam innego wyjścia! - dokończyła. Podniosła oczy do góry. Dlaczego Byakuya musiał być od niej wyższy? Osobiście uważała to za niesprawiedliwe. - Jakby się dało wymyślić coś innego, to bym to zrobiła. A że się nie dało, wybrałam najlepszą z możliwości. I zobacz, zadziałało! Ruki żyje, ja żyję, Soul Society się trzyma i przy okazji odkryliśmy zdrajców, którzy się w nim kryli!

Rozpoznaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz