Rozdział 21

9.4K 1K 96
                                    

 Nicolas podbiegł do limuzyny i głupio się uśmiechnął, ukazując swoje białe zęby. Miał na sobie granatowy garnitur, pod nim białą koszulę i czerwony krawat. Nie do końca ten kolor pasował do mojej sukienki, ale postanowiłam tego nie komentować i tyle.

 - Przepraszam. - powiedział zasapany. - Biegłem ile sił w nogach. - Odetchnął i wszedł do limuzyny.

 - Kultura... - wyszeptałam i zajęłam miejsce obok.

 Szofer zamknął drzwi, obszedł samochód dookoła i zasiadł na fotelu kierowcy. Po chwili maszyna ruszyła, a ja mogłam oprzeć głowę o chłodną szybę. Dzieliły mnie minuty od koszmaru...

 - Pięknie wyglądasz. - skomentował blondyn.

 Byłam trochę zaskoczona jego słowami.

 - Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. - Ty również wyglądasz niczego sobie. - Zachichotałam.

 - Jeszcze raz przepraszam. - Poprawił rękaw od marynarki. 

 - Nic się nie stało. - Machnęłam dłonią.

 Cieszyłam się z faktu, iż nie spełniły się moje czarne scenariusze i nie poszedł razem ze mną. Potrzebowałam wsparcia, chociaż minimalnego. 

***

 Minęła godzina. Tyle czasu zajęło nam dojechanie do ogromnego budynku na obrzeżach miasta. Była to willa zbudowana w większości z białego kamienia. 

 Razem z mężczyzną weszliśmy przez duże, dwuskrzydłowe drzwi. W środku było tak samo pięknie jak na zewnątrz. Marmurowe podłogi, kryształowe żyrandole, ładnie ozdobione meble. Wszystko wyglądało jak z bajki. 

 Podążaliśmy za tłumem. Każdy z gości był ubrany bardzo odświętnie. 

 Po chwili trafiłam do sali balowej. Znaczy... Tak wyglądała. Po prawej stronie stały zastawione stoły wypełnione jedzeniem. Natomiast po lewej znajdowały się okna, które dawały świetny widok na zadbany ogród. Miejsce, jak z bajki, naprawdę.

 Podszedł do nas kelner z tacą, z której wzięliśmy kieliszki szampana. Następnie stanęliśmy gdzieś na uboczu. Niezbyt lubiłam takie klimaty.

 Nagle rozległ się dźwięk instrumentów smyczkowych, które grały powolną melodię. Do sali weszła Dorotea ubrana w czerwoną, skromną suknię. Swoje szare włosy spięła w kok, a na twarzy miała lekki makijaż. Za nią szedł mój mężulek. Olśniewał wszystkich swoim uśmiechem. Sprawiał wrażenie idealnego wnuczka...

 Kobieta weszła na podwyższenie i chwyciła w dłonie mikrofon.

 - Dziękuję wszystkim za przybycie. - powiedziała. - Mam nadzieję, że będziecie się mile bawili.

 Po chwili zaczęli podchodzić do niej ludzie z prezentami... Prezentami...

 - Jasna cholera. - warknęłam i przez przypadek wylałam szampana na podłogę. - Zapomniałam o prezencie...

 Schyliłam się, aby zobaczyć, czy aby na pewno nie poplamiłam materiału.

 - Widzę, że znowu się spotykamy. - usłyszałam znajomy głos.

 Wyprostowałam się i ujrzałam policjanta, który mnie wcześniej uratował. Byłam zaskoczona jego widokiem. Nie spodziewałam się go tam. To było bardzo dziwne... Chyba serio Włosi mnie prześladowali...

Mąż jedynie na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz