~ 20 ~

7.2K 327 14
                                    

- Maja, kim był ten chłopak? - zaczęła rozmowę ciocia, gdy tylko byłyśmy same.
- Filip, kolega z klasy. Pomagałam mu z matematyką a teraz on pomaga mi z historią. - odpowiedziałam jej.
- Hmmm... Jest jakiś taki... Nieuprzejmy. Nie zadawaj się z nim. - stwierdziła zaparzając sobie herbatę.
- Nie wiem czemu tak sądzisz. Po prostu pomagamy sobie z nauką i tyle, nie mam zamiaru się z nim...

- Dobrze, już dobrze... Nie chcę żebyś pomyślała, że Cię trzymam na dystans czy cokolwiek ale... Martwię się, żeby nic Ci się nie stało. - rzekła idąc do swojego pokoju.
- Wiem, ale potrafię o siebie zadbać. Dobranoc. - powiedziałam i poszłam do swojego pokoju. Rozmyślałam jeszcze o dzisiejszych sytuacjach i nie zauważając kiedy zasnęłam.
***

Kolejne dni minęły mi na tym co zwykle. Szkoła, dom i spotkałam się również z mamą. Na szczęście ojca nie było i uniknęłam kolejnej awantury albo przemocy z jego strony. Wstając w sobotę rano cieszyłam się, że w końcu będę mogła się udać do moich ulubionych pacjentów. Dzięki tym dzieciom na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, niezależnie od mojego humoru. Jak zawsze spotkałam się z Santaną już na miejscu.

- No witam, witam. Jak ja dawno Cię nie widziałam. - rzekła moja przyjaciółka na samym początku spotkania.
- No tak... Nie miałam czasu, żeby się spotykać.
- Opowiadaj, co tam u Ciebie? - zapytała i ruszyłyśmy do wewnątrz budynku.

- Dużo się dzieje... - westchnęłam spuszczając głowę.
- Znowu masz problem z ojcem? Przecież mieszkasz u cioci i...

- Nie, tym razem to nie ojciec. Alan mi ostatnio powiedział, że niedługo wyjeżdża w trasę. A wiesz co to znaczy. Znowu go nie będzie i znowu mnie zostawia.

- Oj Maju... Ale przecież to jest jego praca. - rzekła a ja nie mogłam uwierzyć w jej słowa.

- Czyli trzymasz jego stronę?

- Nie, tylko... Staram się go zrozumieć. - odpowiedziała patrząc na mnie smutnym wzrokiem.

Niestety nasza rozmowa musiała poczekać, gdyż musiałyśmy się zająć naszymi pacjentami. Starałam się nie myśleć o tym, że Santana broni mojego brata. Zawsze była po mojej stronie a tu nagle zmienia zdanie. Gdy blondynka czytała książkę dzieciom usiadłam na kanapie obok i przysłuchiwałam się temu. Wyciągnęłam telefon i nie wiedzieć dlaczego napisałam sms do osoby, która jak dotąd byłaby ostatnią do której mogłabym napisać.

Do: Filip
Treść: Spotkamy się dzisiaj?

Co ja robię? Z własnej woli piszę do tego idioty... Cholera, jeszcze sobie pomyśli nie wiadomo co. Niestety wiadomość została wysłana i czasu już nie cofnę. Czkając na odpowiedź patrzyłam jak dzieci uważnie słuchały mojej przyjaciółki, która co jakiś czas zerkała na mnie kątem oka i chyba zauważyła, że coś jej nie tak. Patrzyłam jej prosto w oczy i poczułam wibracje. Odpisał.

Od: Filip
Treść: Uuu, mam rozumieć, że tym sposobem zapraszasz mnie na randkę? ;>

No tak, chłopak nie byłby sobą, gdyby nie napisał czegoś w tym stylu. Mogłam się tego spodziewać. Mimo to na mojej twarzy zagościł uśmiech. Bawiła mnie już ta sytuacja. Blondyn dobrze wiedział i nadal wie, że nigdy z własnej woli nie zaproponuję mu spotkania - randki.

Do: Filip
Treść: Jeśli za randkę uważasz naukę na sprawdzian z historii, to tak :)

Postanowiłam zagrać jego sposobami i pisać tak jak on. Oczywiście uśmieszek na końcu zdania to również była część sarkastycznej wypowiedzi. A coraz częściej musiałam jej używać w stosunku do niego. Patrzyłam teraz na padający za oknem śnieg, na te duże płatki, które wolniutko leciały w dół. Tak się zapatrzyłam, że nawet nie zauważyłam Santany, która usiadła akurat naprzeciwko mnie.
- Eeem, mogę wiedzieć co sprawiło, że na Twojej twarzy można dostrzec taki piękny uśmiech? - zapytała. Nie chciałam jej mówić z kim pisze, ale chyba prędzej czy później i tak to zrobię.

Kto się czubi, ten się lubi ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz