*Tom*
Muszę przyznać, że nie czułem się komfortowo na tym bankiecie. Może i będąc aktorem, byłem już na wielu, pewnie też lepszych, czy większych. Jednak tutaj byli sami politycy i ludzie ze sfer, o których pewnie niedane by mi było nigdy usłyszeć, gdyby nie ta sytuacja. Co więcej, wciąż gdzieś z tyłu głowy miałem fakt, że działam pod przykrywką skradzionej tożsamości, a w każdej chwili ktoś może zdemaskować mnie, czy moją towarzyszkę.
Jedno spojrzenie w jej kierunku wystarczyło, żeby zapomnieć o przynajmniej części moich obaw. Enigma doskonale wiedziała, co robi. Każdy jej ruch był zupełnie naturalny, każde słowo brzmiało szczerze, jednak wiedziałem, że to wszystko to tylko gra. Możliwe, że bardzo ryzykowna, ale pewnie tak wyglądało jej życie.
W pewnym momencie wieczoru chwyciła mnie bez słowa za rękę, zaciągając w kierunku mężczyzny w średnim wieku, który okazał się celem naszego planu. Szkoda, że nawet nie wiedziałem, na czym on do końca polegał.
Wiedziałem natomiast, że mój udział w nim był szczątkowy. Wbrew temu, co powiedziała mi Enigma jeszcze kilka godzin temu, nie byłem jej potrzebny. Sama bez problemu wkręciła się w towarzystwo. Zyskiwała sympatię obcych ludzi, kiedy ja tylko się uśmiechałem. Oczarowała wszystkich, rozmawiała i żartowała z każdym, flirtowała z mężczyznami, a ja tylko starałem się orientować, kiedy jak na męża przystało, powinienem rzucić jej lekko zazdrosne spojrzenie.
— Lillian, jesteś bardzo podobna do swojego ojca, wiesz? — Mówił mężczyzna, a ja starałem się zachować poważny wyraz twarzy i nie zacząć się śmiać. "Moja" Lilly uśmiechnęła się tylko, słysząc te słowa. — Jednak wracając do rzeczywistości. Jutro w naszej małej twierdzy odbywa się pewne spotkanie, wiążę się to oczywiście z bankietem i mnóstwem ludzi. Przydałoby nam się towarzystwo kogoś takiego jak ty. Co ty na to moja droga?
Zastanawiałem się, czy to możliwe, że ona po prostu przewidziała taki przebieg wydarzeń. Może zwyczajnie tak doskonale manipulowała ludźmi, co znacznie bardziej wydawało mi się prawdopodobnym rozwiązaniem.
W każdym razie jeden cel osiągnięty, a pan wiceminister właśnie połknął haczyk, oferując dokładnie to, co było nam potrzebne.
— No nie wiem, obiecałam mojemu skarbowi, że pogramy w golfa — powiedziała, odwracając się do mnie i szeroko uśmiechając.
W mojej głowie natomiast pojawił się straszny mętlik. Czy to nie tego właśnie chcieliśmy? Lepiej nie ryzykować, ale miałem nadzieję, że ona wie, co robi. Mimo że przerażało mnie jej roztargnione spojrzenie i kolejny kieliszek szampana w dłoni.
— To żaden problem Lilly. Osobiście zaprowadzę was na nasze prywatne pole tuż obok posiadłości, zaraz po bankiecie. Co powiesz?
— Hmm, kochanie? Co o tym sądzisz?
Ciekawiło mnie czy potrafi być tak miła, kiedy nie musi tego udawać, cóż pewnie nigdy się nie przekonam.
— Z tobą zawsze... — powiedziałem tylko.
— W takim razie przyjdziemy — odparła, podchodząc do mnie.
Przyglądałem się uważnie każdemu szczegółowi jej twarzy, delikatne piegi wyglądały jak prawdziwe. Ciężko mi było w tej chwili dostrzec, jej prawdziwe oblicze. Poczułem, jak nagle całuje mnie w policzek. To oraz cichy chichot uświadomiły mi, że czas się zbierać. Ktoś tu przesadził z bąbelkami.
— Może już pójdziemy dobrze? — Zapytałem, chwytając ją za dłoń, ale bardziej by spróbować ją ogarnąć niż okazać jakąkolwiek bliskość na pokaz.
— Yhh, no dobrze... — odparła niechętnie, kiedy zaczęliśmy się już przepychać przez ogromną salę pełną ludzi.
Ruszyliśmy w stronę naszego apartamentu, a jedyne, o czym potrafiłem myśleć, był intensywny zapach jej perfum. Byłem zdenerwowany tym, jak potoczył się dzisiejszy wieczór, liczyłem na coś... innego po prostu niż to, co się wydarzyło.
Nie spieszyliśmy się jednak nawet gdy kątem oka dostrzegłem, że ktoś za nami idzie. Zdawało mi się, że kojarzę tego mężczyznę z bankietu, to ten sam, z którym Enigma rozmawiała w recepcji. To musiał być zbieg okoliczności, ale nie mogłem się wyzbyć podejrzeń. W gruncie rzeczy nie mogę tutaj ufać nikomu, nawet kobiecie u mego boku. Na własne życzenie wpakowałem się w tę cholerną intrygę!
Doszliśmy do naszych drzwi i kiedy już miałem wyciągnąć klucz, poczułem jak Enigma, delikatnie popycha mnie za drzwi. Byłem zdezorientowany, co się dzieje, dopóki nie poczułem jej delikatnych ust na swoich własnych. Nie potrafiłem się oprzeć, mimo że wiedziałem, jak beznadziejny to jest pomysł. Tak nie powinno być. Jednak w tej chwili czułem tylko smak szampana, który wcześniej piła.
Facet, który szedł za nami, przestał istnieć, pewnie dawno nas wyminął, ale to nie miało znaczenia. Wiem, że powinienem to przerwać, jednak jak tylko Enigma otworzyła drzwi, nie wiedzieć kiedy pozbawiając mnie klucza, odwróciłem się, przypierając jej szczupłą sylwetkę do drzwi, już we wnętrzu naszego apartamentu.
Zamiast smaku szampana na jej ustach, dostałem smak goryczy i jej śmiech.
— Nie wczuwaj się tak, już nas nie obserwują — powiedziała, posyłając mi znacznie mniej przyjazny uśmiech niż kilkanaście minut temu.
Odsunąłem się gwałtownie, co ją najwyraźniej zaskoczyło.
— Przepraszam — rzuciłem tylko i pomaszerowałem w kierunku łazienki.
Cholera, dałem się nabrać. Od początku do końca udawała. Nie mogłem znieść faktu, jak naiwnym idiotą jestem, że pomyślałem, że się upiła albo że jest mną w jakikolwiek sposób zainteresowana. Jeszcze jutro, potem nasze drogi się rozchodzą i jeśli dobrze pójdzie, więcej się nie zobaczymy.
CZYTASZ
RYZYKOWNA GRA. tom hiddleston ✔
FanfictionNigdy nie wiemy co lub kto stanie na naszej drodze. Przypadkowe spotkanie, może odmienić całe nasze życie, a szalone zbiegi okoliczności sprawić, że zaczniemy kwestionować rzeczywistość. Ten świat jest znacznie bardziej niebezpieczny niż mo...