11. the invitation

1K 118 48
                                    

  *Tom*

Przez wzgląd na moją dość nietypową pracę, wydawało mi się, że przywykłem już do przebywania w ekskluzywnych miejscach. Tak samo, jak znałem stereotypy dotyczące Szwajcarii. Jednak ten hotel w Zurychu, w którym się zatrzymaliśmy, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Tylko Enigma wydawała się zupełnie niewzruszona, jakby potrafiła na zawołanie wyłączyć wszelkie ludzkie odruchy. Kto wie, może dokładnie tak było.

Z tą kobietą było dokładnie tak samo, jak z tym hotelem. Nie potrafiłem oderwać wzroku. Szła tuż obok mnie przez hol budynku. W sumie przecież udawaliśmy małżeństwo, więc nie przejmowałem się szczególnie faktem, że nie powinienem się tak gapić.

Enigma miała na sobie obcisłą granatową sukienkę, z bardzo skromnym dekoltem. Wyróżniały się tylko jej ogniście rude włosy. Oczywiście była to peruka mająca upodobnić ją do prawdziwej Lillian Vigier, jednak nie wiedząc o tym, nic by się nie zauważyło. Poruszała się zupełnie spokojnie, nic nie wskazywało na to, że jesteśmy tu w najwyraźniej niecnych zamiarach.

Podszedłem do recepcji, załatwić nasze pokoje. Nie miałem nawet pojęcia, kiedy udało jej się to zarezerwować. Pewnie miała wszystko zaplanowane wcześniej, więc tylko ja stałem się problemem tej akcji. Jednak absolutnie nie żałowałem swojego pobytu tutaj. Pytanie, jak długo...

Zerknąłem za siebie w poszukiwaniu mojej, ehh... małżonki. Zauważyłem, jak rozmawia z jakimś blondynem, którego chyba można by określić mianem przystojny. Uśmiechała się do niego, delikatnie poprawiała włosy. Jednym słowem, wyraźnie z nim flirtowała. Dziwiło mnie to, bo nie rozumiałem, jak jej zachowanie się ma do naszej przykrywki.

Może też trochę, przeszkadzało mi, że ze mną nigdy nie flirtuje.

Wyrzuciłem te myśli, jak najszybciej i zająłem się tym, co powinienem.

— Gotowe skarbie? — Podeszła do mnie nagle, kładąc mi rękę na ramieniu. Uświadomiłem sobie, że nadal odgrywamy tę bzdury.

— Kto to był? — Spytałem, nie musząc się nawet specjalnie starać, żeby zabrzmiało to, jak zwykła małżeńska zazdrość.

— Kto?

— Ten facet, z którym rozmawiałaś?

Spojrzenie, które mi posłała, było pełne rozbawienia. Miałem dość spore wątpliwości, czy aby na pewno udawanemu.

— Jean... Czyżbyś mi nie ufał, kochanie? — Zapytała.

No tak, Jean. Prawie zapomniałem o tym, jak ma na imię facet, którego udaję. Wracając jednak do rzeczywistości, udałem lekko urażonego jej słowami i oboje udaliśmy się do wynajętego pokoju.

***

Siedzieliśmy już w naszym apartamencie chyba dwie godziny. Dość szybko znudziłem się tym, co oferowała szwajcarska telewizja. Nie bardzo też mogłem wybrać się, chociażby na miasto, bo Enigma prędzej by mnie sama zabiła, niż na to pozwoliła.
Postanowiłem się, więc co najmniej dowiedzieć, w co się wpakowałem.

Moja towarzyszka zniknęła w pokoju obok, w naszym apartamencie już chwilę temu. Postanowiłem, wyciągnąć od niej co właściwie teraz robimy. Miałem dosyć bezczynności. Do tej pory wszystko szło zdecydowanie za łatwo. Zapukałem do drzwi i nie czekając na odpowiedź, wszedłem do środka.

— Mam kilka pytań, co do... — urwałem w pół słowa.

Zdecydowanie powinienem zaczekać na odpowiedź, na pozwolenie, aby wejść do środka. Enigma najwyraźniej się przebierała, bo zanim grzecznie odwróciłem wzrok, zobaczyłem jej sylwetkę w samej bieliźnie. Obok leżały jakieś ubrania i oczywiście broń. — To może poczekać, przepraszam...

Zamknąłem tylko szybko za sobą drzwi. Jednak co zobaczyłem to moje.

Wyszła kilka minut później, ubrana tym razem w jasną zwiewną sukienkę. Zastanawiałem się tylko, gdzie ukryła broń, bo w to, że ma ją przy sobie, nie wątpiłem.

— O co chciałeś zapytać? — Odezwała się w końcu, po chwili bardzo niezręcznej ciszy. Usiadła na fotelu naprzeciwko mnie.

— O wszystko? Co teraz robimy? Co ja mam robić?

— Czekamy. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, nie panikuj. Jak dobrze pójdzie, nawet nie będziesz musiał się wysilać — wyjaśniła szczątkowo.

— Na co dokładnie czekamy? — Dopytywałem.

— Na zaproszenie. Do naszego celu już dotarło, że panienka Vigier jest w hotelu. A jest ona córką francuskiego ministra i bliskiego przyjaciela tego mężczyzny, do którego się musimy dostać.

— Wicepremiera tak? Nie zorientuje się, że nie jesteś prawdziwą Lillian? — Spytałem, zastanawiając się nad każdym czynnikiem, który może pójść nie tak.

— Ostatni raz widział ją lata temu — tłumaczyła. — Ważne jest, żeby nikt nie poznał ciebie. Jak z twoją popularnością w tej części globu?

— Nie mam pojęcia.

— W każdym razie... — mówiła dalej. — Dzisiaj możesz się dobrze bawić, byle nie za dobrze. Bądź uroczy jak zawsze, zjednaj sobie ludzi...

— Uroczy jak zawsze? — Spytałem.

— Yhhh, nie łap mnie za słówka.

— Dobrze już, to, na jakie zaproszenie czekamy?  

Zamiast odpowiedzi, usłyszałem pukanie do drzwi.

*Enigma*

Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Ludzka natura jest tak łatwa do przewidzenia.

— Madame Vigier? Poproszono mnie, abym zaprosił panią i pani męża na bankiet, który pan Wicepremier wydaje dziś w naszym hotelu — uśmiechnęłam się tylko, lekko udając zaskoczoną.

— Monsieur Frank? Nie wiedziałam, że jest w hotelu... — odparłam, z lekko zbyt sztuczną manierą w głosie.

— Co mam odpowiedzieć?

— Przyjdziemy oczywiście — odpowiedziałam. — Prawda, kochanie? — Spytałam, odwracając się do Thomasa.

— Co tylko chcesz Lilly — powiedział, starając się przekuć swój brytyjski akcent we francuski.

RYZYKOWNA GRA. tom hiddleston ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz