04. they are looking for you

1.7K 145 28
                                    

*Enigma* 

Gdy tylko stanęłam stabilnie na ziemi, a mówiąc precyzyjnie, na zaniedbanej płycie chodnika dotarło do mnie, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam. Nie miałam już nawet ochoty ukrywać, jak wściekła jestem w tej chwili. Miała być prosta akcja, nic więcej niż zabawa w ochroniarzy, a skończyłam jako poszukiwany zbieg, z jakimś nieogarniętym aktorzyną u swojego boku. Za kilka godzin mój wizerunek obiegnie wszystkie możliwe służby, a znając protokoły postępowania w takich wypadkach, zapewne nie będą się cackać z aresztowaniem mnie. Większość woli ciche strzały bez ostrzeżenia.

— To dokąd idziemy? — Słyszę głos mężczyzny za swoimi plecami i używam całej swojej silnej woli, aby nie wybuchnąć.

— My? — Zapytałam, doskonale zdając sobie sprawę, że ton, jakiego użyłam, mógłby zabić. Pomogłam mu się wydostać, czego on jeszcze oczekiwał.

— No... — jego zdezorientowane spojrzenie, wciąż mnie nie opuszczało, ale ten facet chyba nie sądzi, że zrobi oczy zbitego psa, a ja na zawołanie będę jego niańką.

— Ja idę znaleźć jakieś auto i znikam, a ty rób, co chcesz — powiedziałam i odwróciłam się w stronę pustej nowojorskiej ulicy, powoli planując jak zniknąć jak najszybciej z kraju. W tej chwili miałam zbyt wiele problemów z zajęciem się sobą, żeby jeszcze zastanawiać się nad wahaniem jakiegoś cywila.

— Szukają cię — stwierdził, unosząc jedną z brwi znacznie wyżej niż drugą, co nawet w słabym świetle, wyglądało dość zabawnie i uroczo na swój sposób.

No shit Sherlock — odpowiedziałam, tylko nie mając siły na dłuższą dyskusję. Obsunęłam tylko dłońmi, sukienkę, która po całej tej sytuacji, a mianowicie schodzeniu z dach, nieco przestała współpracować.

— Wiesz, w sumie mieszkam niedaleko... — zaczęłam się zastanawiać, nad zdrowiem psychicznym mężczyzny przede mną.

— Serio? Sam powiedziałeś, że mnie poszukują, a teraz chcesz mi pomóc? — Zapytałam, jakby upewniając się, czy dobrze zrozumiałam jego szaloną propozycję. Rozważając to, jednak trzeba przyznać, że byłaby to najbezpieczniejsza opcja w mojej sytuacji. Wszelkie hotele odpadają. Za łatwo byłoby mnie znaleźć. A potrzebuję, kilku godzin, żeby załatwić sobie nową tożsamość, bo służby na pewno mają już dostęp do wszystkich moich dotychczasowych danych.

— Zostawienie cię tutaj, nie byłoby najbardziej uprzejme — zauważył, a ja tylko przewróciłam oczami, słysząc te słowa.

— Boże, jeszcze przy okazji, zaproś mnie na herbatę — powiedziałam, odnosząc się do tego, jak brytyjsko zabrzmiały jego poprzednie słowa. Uśmiechnął się tylko do mnie, a ja niechętnie spytałam. — To gdzie dokładnie mieszkasz?

Podjechaliśmy autem, pod jeden wysokich budynków, niewyróżniających się szczególnie spośród gmachów, na całej, dość bogatej ulicy. Zerkałam przez całą drogę, w jego kierunku. Dlaczego mi pomaga? W całej tej sytuacji szukałam jakiegoś podstępu, drobnego zachowania, które sugerowałoby mi, że powinnam uciekać od tego człowieka jak najszybciej, albo go wyeliminować. Jednak jego tożsamość trochę go usprawiedliwiała. Przecież jest aktorem, a nie tajnym agentem. Nie chciałam jednak stracić czujności.

Wjechaliśmy windą na górę, a Tom otworzył przede mną drzwi swojego mieszkania. Serio, alby był głupi, albo cholernie nieodpowiedzialny, ale nie powinnam narzekać. Weszliśmy do środka, kiedy usłyszałam za sobą jego głos.

— Więc... — to się źle skończy. Mogłam przewidzieć, że zacznie wypytywać dalej, mimo że poprzednio próbowałam go spławić. — Czy to całe „Constance" to chociaż twoje prawdziwe imię? — Zapytał, z w czasie, kiedy ja sprawdzałam przez okna, czy na pewno nikt nas nie śledził. Teraz miałabym na sumieniu również jego, gdyby ktoś mnie dopadł.

— Ci, którzy ze mną współpracowali myślą, że tak — odpowiedziałam tylko. Chciałam na tym zakończyć rozmowę, ale z drugiej strony, nawet jeśli bym mu teraz opowiedziała pół swojego życia, to chyba nie pogorszę swojej sytuacji. — Pod nazwiskiem Constance Peters, będą mnie poszukiwać. Niektórzy mawiali w sumie Enigma.

— Enigma? Jak ta niemiecka maszyna szyfrująca? — Zapytał rozbawiony. Stał oparty o stolik, dopiero co ściągnął marynarkę, a ja starałam się nie dać sprowokować, cienkim materiałem, białej koszuli, którą miał na sobie.

— Taa... Tak się zastanawiam, bo jesteś Brytyjczykiem i... — Zaczęłam.

— No i?

— Spodziewałam się raczej, że mieszkasz w jakimś deszczowym Londynie, czy coś tego typu. — Powiedziałam, równocześnie rozglądając się po mieszkaniu. Nie było szczególnie osobiste, wyglądało raczej na służbowe, puste i bez wyrazu, takie, w jakim ja spędzałam większość życia. Większość dodatków była w szarościach, nieszczególnie nadających jakiegokolwiek wyrazu.

— Bo mieszkam, to mieszkanie to taka opcja zapasowa, gdy przez dłuższy czas pracuję w Stanach — Powiedział i ruszył w kierunku kuchennego blatu, ku mojemu rozbawieniu, prawdopodobnie z zamiarem zrobienia herbaty. A ludzie mawiają, że to tylko stereotypy. — A co z tobą? Na gali miałaś idealnie amerykański akcent, a teraz mówisz bardziej po brytyjsku niż ja.

— Trzeba się dostosować — odpowiedziałam tylko, mając nadzieję, że to wystarczy.

— Jasne — mruknął, widząc, że nie wyciągnie ode mnie zbyt wiele więcej. — Potrzebujesz czegoś? — Dopytał.

— Mogę skorzystać z komputera? Muszę załatwić kilka rzeczy — zapytałam, starając się nie patrzeć zbyt długo w błękitne oczy, które niemal przeszywały mnie badawczym spojrzeniem.

— Jasne, czuj się jak u siebie, ja idę wziąć prysznic — powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Przyglądałam się uważnie jego sylwetce, gdy wychodził. On jest serio naiwny albo ma za dobre serce. Nie dobrze. Tacy ludzie nie kończą najlepiej na tym świecie.

RYZYKOWNA GRA. tom hiddleston ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz