- Jak poczujesz się lepiej i będziesz grzeczny, to może zacznę uczyć cię chodzić. Wiem, że tego chcesz. Wnioskuję to przez twoje wiecznie zdarte łokcie.- Przejechał zewnętrzną stroną dłoni po moim policzku. Pokiwałem głową, ze słabym uśmiechem.
- Dziękuję... bardzo chcę - szepnąłem i popatrzyłem na niego. Muszę coś wymyślić, aby pożegnać się z tym światem jak najszybciej. W końcu posadził mnie na moim poduszkowym łóżku.
- Teraz kotku się zdrzemnij, a potem porysujemy - zamknąłem oczy, nie miałem siły z nim walczyć. Od środka zjadało mnie uczucie pustki, które niczym nie dam rady zapełnić. Słysząc jak wychodzi i zamyka drzwi chciałem płakać, jednak moje oczy się na to nie zgadzały. Nie puściły nawet jednej maleńkiej kropelki, przez co czułem się jeszcze gorzej. Mimo wszystko, po dłuższym momencie zmożył mnie sen. Byłem wykończony tym wszystkim, może i wiele nie robiłem, ale mój mózg nieustannie cierpiał katusze. Obudził mnie napad kaszlu, który odpędził sen na dobre. Kaszlałem bez ustatku, aż do pokoju wpadł Nam. Uklęknął przy mnie i zaczął klepać w plecy przejęty moim wręcz duszącym kaszlem. Kiedy w końcu ustał popatrzył na mnie z troską, gładząc mój policzek.
- Co się stało? Zadławiłeś się czymś? - zapytał, patrząc mi w oczy.
- Źle się czuję - pociągnąłem nosem, który był zapchany.
- Szczerze? Tak myślałem, że podawanie ci kocich sterydów wywoła chorobę. Twój organizm nie zna tych hormonów, więc na razie się przed nimi broni, ale spokojnie koteczku, wszystko będzie dobrze, ja się tobą zaopiekuję - mówił spokojnie, pewny siebie, biorąc mnie na ręce. Nie protestowałem, bo czułem się jakby moja głowa była w imadle, które z sekundy na sekundę zaciska się na moich skroniach coraz mocniej.
- Zimno - szepnąłem, walcząc z ciężkimi powiekami.
- Już biorę kocyk. Nie martw się, wszystkim się zajmę malutki koteczku - mówił aksamitnym, niskim głosem, który wpływał na mnie kojąco. Może i go nienawidzę, ale teraz jedyne o czym myślę to sen. Mimo kataru, czułem przyjemny zapach kawy wymieszany z lekkim odorem siarki. Nam tak zawsze pachniał po całonocnych badaniach. Nie wiem czemu, ale lubiłem ten zapach, utożsamiłem go z domem, którego nigdy nie miałem.
//Nam//
Po chwili poczułem jak naga ręka Jina zsuwa mi się po ramieniu. Uśmiechnąłem się i podtrzymałem go za pośladki oraz plecy, by nie upadł. Był naprawdę uroczy, ale przez niego lekko zaniedbałem pracę i siebie, więc muszę dość szybko wprowadzić moje leki, które lekko namieszają mu w głowie tak, aby słuchał się tylko mnie. Położyłem go w moim łóżku i dość szybko przykryłem kołdrą tak, by było mu choć trochę ciepło. Zostawiłem go samego schodząc na dół, aby przygotować mu jedzenie oraz leki.
W całym domu panował ogromny rozgardiasz, brakowało tylko nasrać na środku i węża wpuścić...
Muszę kogoś wynająć do sprzątania, od kiedy Jin jest hybrydą mam tylko lokaja, który i tak ma teraz tydzień urlopu, więc muszę przetestować moje znikome umiejętności kulinarne, abyśmy nie pomarli z głodu. Cieszyłem się, że wykonanie kanapek z szynką to nie czarna magia, a zawsze jakieś wyjście. Dość szybko poodcinałem skórkę od chleba, który później pokroiłem na mniejsze kawałki. Talerz ułożyłem na zielonym, dość masywnym pudełku, które było apteczką i ruszyłem na górę. Maluch jeszcze spał, ale nie przeszkadzało mi to w sprawdzeniu mu temperatury. Delikatnie odsunalem włosy z jego spoconego czoła, a następnie termometrem przejechałem wzdłuż jego czoła.
- 39.7 - szepnąłem sam do siebie... Nie za dobrze. Wstałem i przyniosłem z mojej łazienki mokry, zimny ręcznik, po czym przyłożyłem go do jego czoła. Gładziłem jego różowy policzek, nie miałem serca go budzić, jednak muszę dać mu leki...
-------------------------------***Podoba się?
CZYTASZ
Hybryda • NamJin
FantasyJin jest wychowankiem domu dziecka, jednak w końcu nadchodzi jego chwila szczęścia. Pomimo 17 lat został adoptowany przez samotnego lekarza. Co jednak zrobi chłopiec, kiedy jego nowy opiekun okaże się niespełnionym psychopatą zafascynowanym zabawą D...