14

3K 206 36
                                    


//Namjoon//
Nie minął miesiąc, a Jin już spokojnie chodził opierając się co jakiś czas o ścianę. Wiosna już na dobre przerodziła się w lato, a mój kotek już niedługo miał być idealny.

- Maluszku, ja idę dziś do pracy. Wiem, że nigdy nie zostawałeś sam ale dziś musisz. Masz dom do dyspozycji- możesz dalej ćwiczyć chodzenie, ale uważaj na siebie - powiedziałem kucając obok grającego na konsoli chłopaka, po czym ucałowałem go w czoło. Bylem z niego dumny. Taki cudowny i grzeczny chłopiec.

- Dobrze dobrze. Będę na siebie uważał - odpowiedział nie odrywając się od gry i machając ogonem, przez co się zaśmiałem i ruszyłem do wyjścia.

//Jin//
Następne dwie godziny spędziłem na grze. Dopiero gdy zobaczyłem w grze chłopca, który bawił się z kotem przypomniało mi się wszystko... Przecież on mnie tu zamknął! Czemu ja o tym cały czas zapominam?! To jest okropne! Muszę uciekać! Muszę! Podniosłem się i ruszyłem do pokoju aby się ubrać. Założyłem ciemną bluzę i długie spodnie. Zabrałem też na wszelki wypadek czapkę, by ukryć uszy, a ogon wylądował w jednej z nogawek. Nie jest to zbyt wygodne, ale nie wiem kogo spotkam na zewnątrz, a wolałem nie przyciągać zbytniej uwagi. Ruszyłem do drzwi... Cholera! Zamknięte na klucz. Sfrustrowany pisnąłem i uchyliłem okno w kuchni, którym ostatecznie wyszedłem.

Dawno już nie bylem na dworze. Zapach świeżo skoszonej trawy i bzyczenie pszczół było tak dawnym wspomnieniem, że prawie nieistniejącym... Ruszyłem przed siebie, co jakiś czas potykając się. Wiedziałem, że nie mogę się poddać. Przeżyję, albo do końca życia będę zabawką do eksperymentów tego szaleńca. Gdy tylko będę w mieście zgłoszę wszystko na policje.

Opuściłem teren posesji przeciskając się pod furtką i truchtałem żwirową drogą, przez co moje spodnie były już lekko ubrudzone błotem, jednak w obecnej sytuacji było to najmniej ważne. Ucieszyłem się, bo już prawie widziałem główną drogę prowadzącą do miasta. Jednak moje nastawienie momentalnie się zmieniło, gdy zobaczyłem nadjeżdżający z naprzeciwka samochód, którym kierował nikt inny, jak lokaj Namjoona. Zacząłem przerażony biec przed siebie mijając samochód. Dopiero po chwili Nam jakby oprzytomniał i zaczął mnie gonić.

- Jin! Kurwa mac! Masz się zatrzymać!

- Krzyczał za mną, jednak ja biegłem przed siebie. Muszę od niego uciec! Nie poddam się - Jak Cie złapię czeka cie taka kara, jakiej jeszcze nigdy nie miałeś szczylu! - jeszcze nigdy mnie tak  nie nazwał. Zestresowany biegłem dalej, jednak dość szybko potknąłem się o własne nogi lądując z impetem na ziemi. Poczułem jego ciało, które przyszpiliło mnie do ziemi, a następnie zaczął związywać mi ręce swoim skórzanym paskiem. Przerzucił mnie przez swoje ramię, jakbym był jakimś workiem z kartoflami i ruszył w stronę samochodu.  - Doigrałeś się bachorze. Będziesz w karcerze przez trzy dni - powiedział uderzając mnie w pośladki. Wrzucił mnie do samochodu, a gdy ruszyliśmy przewiązał mi oczy swoim krawatem tak, bym nic nie widział. Balem się, a przez to łzy ciekły mi po policzkach. Bylem przerażony oraz załamany. Całą ta sytuacja mnie przerastała. Przekonałem się, że tak naprawdę nie znam tego mężczyzny mimo, iż żyje z nim już ponad rok. Nie chce mi podawać daty, ani wypuszczać a dwór. Nawet gdy zapominałem o tym, co mi zrobił, to pilnował abym na pewno nie uciekł i trzymał mnie w ciągłym zamknięciu...

Poczułem jak skręcamy, a następnie samochód się zatrzymał i silnik ucichł. Namjoon wziął mnie na ręce, przez co szybko objąłem go rękami za szyję, bojąc się upadku. Mimo, iż dawno nie paliłem, cała ta sytuacja wywołała taki stres, że w tym momencie tylko nikotyna by mi pomogła.  Chciałbym znowu poczuć  to, jak dym wypełnia mi płuca i przynosi chwilowe ukojenie, a zamiast tego w moim ciele buzował lęk i stres bo nie wiedziałem co mnie teraz czeka. Nie wiem gdzie mnie niósł. Straciłem orientację po czwartym zakręcie. Po kilku kolejnych zakrętach poczułem jak mój oprawca znosi mnie po schodach. Moje nozdrza uderzył odór stęchlizny i pleśni. Jesteśmy w  piwnicy? Ale po co? Chyba nie chce mnie tu zostawić związanego prawda? Po kilku krokach zrzucił mnie na ziemie i zapiął coś na mojej szyi. Nie musiałem długo czekać, żeby wyswobodził mi ręce, które i tak skuł czymś zimnym. Powoli rozwiązał swój krawat z moich oczu, dzięki czemu mogłem ujrzeć jego rozwścieczoną twarz.

- Teraz smarku zostaniesz tu tak długo, aż uznam to za słuszne. Jedzenia raczej nie dostaniesz a z woda do zobaczymy. Na siku masz wiadro. Miłego dnia życzę - powiedział wściekły uderzając mnie z otwartej dłoni w policzek, po czym wyszedł zamykając żelazne drzwi na przynajmniej trzy spusty.
---------------------------------------
Jak sie podoba ryze?
Mam dla was niespodzianke!

Maraton 3 dniowy !

Hybryda • NamJinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz