Barwy Gryfindoru. {11}

156 14 6
                                    


Część 11:

Barwy Gryffindoru

Harry zauważył, że osoby obok których Snape usiadł, odsunęły się od niego. Ktoś krzyknął: ,,Król zaszczycił poddanych!”. Oburzony Snape wstał a przez Wielką Salę przeszła salwa śmiechu. Huncwoci również wybuchnęli śmiechem. Harry jedynie patrzył, jak Snape wychodzi ze spuszczoną głową. Zaraz za nim, patrząc ze złością w stronę Harry’ego i Huncwotów, podążyła Lily. Harry przeczuwał, że to koniec przyjaźni i było mu z tym bardzo źle.

- Nie jestem głodny. – powiedział cicho.

- O nie, Harry! – oburzył się Syriusz. – Miałem dopilnować, byś jadł!

- Ale już trochę zjadłem… I nie jestem już głodny. Chcę iść. – zadecydował Harry.

- Ok, ale obiad zjesz porządny. – zarządził Syriusz.

- Jasne. – Harry wymusił mały uśmiech i wyszedł z sali. Szukając wzrokiem Lily, uchwycił jej rude włosy znikające za zakrętem. Pobiegł za nią i gdy skręcił, zatrzymał się jak wryty. Pod ścianą, chowając twarz w dłoniach, stał Snape. Jego ramiona drżały. Lily stała w ciszy naprzeciw niego. Nie dotykała go w żaden sposób. Po prostu z nim była.

- Ja… – Harry odezwał się cicho, nadal stojąc w tym samym miejscu. Dwie pary oczu spojrzały gwałtownie na niego. W  każdej kipiała wściekłość.

- I jeszcze masz czelność…?! – Snape tak dusił się z gniewu, ze nie mógł sklecić sensownego zdania. Na jego bladych policzkach błyszczały łzy. Był zażenowany i rozwścieczony. Nie przejmując się już niczym podszedł szybkim krokiem do Harry’ego. Łapiąc go za gardło, podniósł w górę tak, że chłopak zaczął się dusić. – Ty mały śmieciu… Zaraz polecisz do kumpli i powiesz im, że Król Smarków się popłakał, tak?! Chcesz mnie jeszcze bardziej upokorzyć?! Bardziej się już nie da! – krzyczał mu prosto w twarz.

- Sev, wiem, że jesteś zły, ale puść go! – podbiegła do nich Lily i chwyciła Severusa za rękaw. – Proszę…

Snape rzucił jej przelotne spojrzenie i uspokoił się nieco. Zabrał natychmiast rękę i Harry upadł na ziemię. Gryffon łapiąc łapczywie oddech, odsunął się do tyłu. Spojrzał na Snape’a szeroko otwartymi ze strachu oczami, jakby niemo prosząc, by nie robił mu krzywdy.

- Masz tupet, doprawdy. – warknął Snape, całkowicie panując już nad emocjami.

- Ale ja ci nic nie zrobiłem… – powiedział cicho Harry. – nie uczestniczyłem w tym…

- Więc po co przyszedłeś, skoro nie po to, by mnie wyśmiać? – wyburczał Snape.

- Ja chciałem… Sam nie wiem… – Harry nadal siedział na ziemi w obawie, że Snape znowu go zaatakuje.

- Wracaj do kolegów. – odezwała się cicho Lily. Nie patrzyła na niego tak, jak kiedyś. Nie było już w jej oczach troski, tylko chłód i dystans. Harry poczuł, jak serce mu się kraje. Dotąd potrafił jakoś pogodzić ,,kolegowanie” się z ojcem i matką. A teraz stracił jej sympatię. Miał ochotę rozpłakać się w głos. Ta sytuacja go przerastała. Czuł się bezradny, a przecież nic nie zrobił. Spojrzał na Snape’a. W tej chwili nie miał żadnych wątpliwości – zasłużył sobie na takie upokorzenie. Całą winę utraty swojej mamy, jako przyjaciółki, zrzucił na Snape’a i nienawidził go teraz jeszcze bardziej.

Wstał i rzucając mu ostatnie, oskarżycielskie spojrzenie, ruszył do Wieży Gryffindoru.

- Ech… Nie chciałem mu nic zrobić… – szepnął po chwili Snape.

W Przeszłości Zmian -HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz